logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: Świat-Dysku
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2024-03-28 13:47
Rachunek nieprawdopodobieństwa
Straż! Straż! (Świat Dysku, #8) - Terry Pratchett,Piotr W. Cholewa

Jaka była szansa, że polubię tę powieść? Pewnie jedna na milion.

 

To wcale nie jest tak, że lubię książki, które w całości są pisane z przymrużeniem oka. Uwielbiam humor, jak najbardziej, ale jako wartość dodaną, a nie jako konwencję napędzającą i usprawiedliwiającą najbardziej nawet absurdalne rozwiązania fabularne. Siadając zatem do mojej pierwszej lektury Pratchetta, godziłem się z myślą, że będzie również moją ostatnią, a nawet i jej może nie dokończę.

 

Tymczasem po kilku stronach...

 

Tak, już po kilku stronach (a właściwie po kilkunastu minutach, gdyż słuchałem audiobooka w genialnej interpretacji Macieja Kowalika), wiedziałem, że Terry Pratchett wie, jak to zrobić, żeby utrzymać mnie przy tej powieści. Poczucie humoru autora i sposób jego dozowania świetnie ze mną rezonowało, nie wpływając jednocześnie destrukcyjnie na opowiadaną historię.

 

To, co jednak najbardziej w tej książce potrafi mocno przykuć i już nie puścić do końca, to postacie. Niepozbawione wad, często niezbyt rozgarnięte, ale prostoduszne i błyskawicznie wzbudzające sympatię, w przeciwieństwie do inteligentnych lecz żałosnych żądnych władzy antagonistów. To dla przerośniętego krasnoluda Marchewy i dla zrezygnowanego kapitana straży Vimesa czytamy – i dla kolejnych takich postaci będziemy czytać – Pratchetta.

 

Szansa jedna na milion... ale może się udać!

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2019-01-02 09:43
"Mort" Terry Pratchett
Mort (Świat Dysku, #4) - Terry Pratchett,Piotr W. Cholewa

Kto zna Świat Dysku ten zna niezwykłą postać Śmierci. Ponury Żniwiarz, który mówi zawsze WIELKIMI LITERAMI i jest nieuchronny dla każdego mieszkańca. Dlatego też uznałem, że pora zapoznać się z nim bliżej, dzięki książce dedykowanej Śmierci. Zapraszam.

 

Mort to typowy przykład nastolatka. Ma za długie kończyny, zbyt wiele pryszczy na centymetr kwadratowy ciała a jego kolana i łokcie wydają się podstawą jego jestestwa. Jest przy tym bardzo  niezdarny i co najgorsze chyba zadaje zbyt wiele pytań nad którymi dorośli nie chcą się nawet zastanawiać, gdyż powoduje to dziwny dyskomfort w ich umysłach. Nic więc dziwnego, że jego ojciec postanawia znaleźć mu jakąś pracę, która wyprostuje psychicznie syna. Klamka zapadłą, trzeba go oddać do terminu. Nikt się jednak nie spodziewał, że Mort trafi na praktyki do... Śmierci. 

 

Jak Mort się przekonuje, jest to praca jak każda inna. Stabilna, perspektywiczna, stała i ciekawa. Czy można chcieć czegoś więcej? No może poczucia sprawiedliwości. Lecz szybko uczy się kilku bardzo ważnych rzeczy. Po pierwsze śmierć jest nieuchronna. Ale co ważniejsze nie jest sprawiedliwa. Dotyka każdego, nie ważne czy młody, stary czy bogaty lub biedny. Pewnym wyjątkiem są królowie, którzy mają przywilej ścięcia mieczem a nie pospolitą kosą. Wraz z Mortem dowiadujemy się, że nie ma co się bać, gdyż jest to naturalna kolej rzeczy ,a próby pogrywania lub oszukania Śmierci nie mają prawa dobrze się skończyć. 

 

Bardzo mądra książka, która pozwala spojrzeć na trudny temat z inne perspektywy. Nie zabraknie oczywiście specyficznego humoru z którego słynie Pratchett. Polecam każdemu 

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2016-05-06 10:06
"Niuch" Terry Pratchett
Niuch (Świat Dysku, #39) - Terry Pratchett,Piotr W. Cholewa

Czy wyobrażacie sobie Sama Vimesa na wakacjach? Człowiek, który ma miasto we krwi i potrafi przez podeszwy w butach rozpoznać poszczególną dzielnicę Ankh-Morpork uznaje w ogóle pojęcie urlopu? Jest to pytanie, na które odpowiedzieć musicie sobie nie tylko wy, ale i on sam. I jest to dobry pomysł na kolejną część przygód mojego ulubionego komendanta w Świecie Dysku.

 

W ostatniej części opisującej Straż Miejską Sam Vimes nie ma zbyt wiele do powiedzenia. Skoro Sybil, jego ukochana żona postanowiła, że pora na odpoczynek w ich wiejskiej rezydencji, to pozostało tylko spytać czy spakować dodatkowe ciepłe gatki. Tym sposobem znajduje się on daleko od swego poprzedniego życia, wraz z całym pakietem typu, pościgi, morderstwa, śledztwa i aromat rzeki Ankh. Zamiast tego przyjdzie mu stawić czoła nieznośnym porannym ptasim trelom, długiemu wylegiwaniu się w wielkim łóżku oraz najnowszą fascynacją swojego syna. Jednak prawdziwym gliną jest sie zawsze, niezależnie od miejsca przebywania. I w przypadku takiego rasowego policjanta, jakim jest Sam Vimes, to zbrodnia, dochodzenie i cały ten pakiet są w stanie same się pofatygować do niego. I to bez zbędnych opłat.

 

"Niuch" jak łatwo się domyśleć, jest o powołaniu. Nieważne gdzie byśmy wyjechali, nie uciekniemy od swego przeznaczenia. Jednak wprowadzenie postaci goblinów wprowadza nas w zagadnienie uprzedzenia. O ile była już książka o podobnej tematyce "Bogowie, honor, Ankh-Morpork", to tym razem ma to troche inne wydźwięk. Tam chodziło o uprzedzenia do innej nacji. Tutaj poznajemy małe, brudne i śmierdzące istoty, które są traktowane jak szkodniki i zło konieczne. Co gorsze, one same mają się za rasę odpadkową. Uważają, że są stworzone z samych resztek, które pozostały po innych, lepszych i godzą sie z tym. Godzą się na poniżanie, na pogardę i traktowanie jak coś lepkiego i śmierdzącego, co przykleiło nam się do buta( w kwestii zapachowej mogą miec rację). Tu więc nie chodzi w pełni o uprzedzenie. Pratchett podejmuje tutaj kwestię samoświadomości oraz poczucie własnej godności i dumy. Bez tego, zostaje nam tylko rynsztokowe życie wśród odpadków, którymi sami możemy się stać.

 

"Niuch" to porządne zakończenie serii o Straży Miejskiej. Mamy przygodę, mamy morał oraz sporą dawke inteligentnego humoru. Szkoda, że wiecej książek o Samie Vimesie już nie przeczytamy, ale trzeba się cieszyć z tego, co mamy. Zapraszam więc do lektury.

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2016-01-03 00:10
"Łups!" Terry Pratchett
Łups! (Świat Dysku, #34) - Terry Pratchett,Piotr W. Cholewa

Nie da się uciec, przed tym, co nieuniknione. Świat Dysku jest takim nieuniknionym i powracającym tematem w moim życiu czytelniczym. Nowy rok rozpoczynam więc od tego co dobre i sprawdzone. Rozpoczynam od "Łups!"

 

Cóż nowego u naszych dobrych starych znajomych? Komendant Vimes stara się sprostać nowemu wyzwaniu w jego życiu jakim jest Sam Junior, Angua z całych sił walczy z niechęcią jaką pała do wampirzycy Sally będącej niestety od niedawna funkcjonariuszką Straży a Marchewa... no cóż Marchewa nie robi nic spektakularnego. Po prostu jest i trzyma wszystko w ryzach. Autor przyzwyczaił mnie do wielu prywatnych problemów i rozterek jakie miewają jego bohaterowie z którymi muszą się zmierzyć mimo głównego problemu. A tym razem chodzi o zamieszki historyczno-etniczne. Cóż to takiego? Otóż zbliża się rocznica bitwy w dolinie Koom, gdzie krasnoludy i trolle nawzajem schwytały się w zasadzkę i praktycznie powybijały. Corocznie w okresie poprzedzającym to wydarzenie atmosfera w mieście gęstnieje. A jeżeli mówimy o Ankh-Morpork, to możemy to rozumieć jak najbardziej dosłownie. Rolę głównego zagęstnika spełnia tutaj grupa zagorzałych krasnoludów głębinowych, które głośniej od innych nawołują do agresji względem trolli. Gdy więc przywódca tych ortodoksów zostaje znaleziony z rozbitą głową, a obok leży bezpańska maczuga trolla nie trzeba wiele by wybuchł pożar.

 

Osobą, która musi ostudzić emocje i przyjrzeć się wszystkiemu z chłodną głową jest oczywiście Vimes. Nie przeoczy żadnego tropu, nie da się zastraszyć ani toporom ani maczugom i nie ulegnie wpływom żadnej ze stron niestrudzenie szukając winnego, ale tylko do 18. Wieczorem bowiem, nieważne co by się działo musi być przy łóżeczku swojego syna i przeczytać mu bajkę na dobranoc. Nie sądziłem, że to kiedyś napiszę, ale Vimes jest uroczy. Oddany pracy, lecz rodzina stoi na pierwszym miejscu. To jest chyba jeden z lepszych literackich wzorów ojców jakie znam. 

Lecz wracając do akcji, jest ona mocno scentralizowana wokół głównego bohatera. Na tyle, że Marchewa pełni tu tylko rolę drugoplanową, a nie jestem pewien, czy epizodyczną. Trochę szkoda, bo ta postać zawsze dobrze mi się kojarzyła. Cóż mogę powiedzieć o "Łups!" oprócz tego? Śledztwo jest, humor w stylu Pratchetta jest, lecz w ilości znikomej, morał na koniec... chyba jest. Chyba, bo w tej części nie jest to tak jednoznaczne.

Możemy z jednej strony wziąć na warsztat wzajemną niechęć dwóch ras, która pielęgnowana od tak dawna nie chce wziąć pod uwagę nowych faktów historycznych. To jest skala macro. Patrząc w mniejszej otrzymujemy wilkołaka i wampira, które mimo podobnych uprzedzeń są w stanie współpracować. Czyli jak się bardzo chce, to można. Druga możliwość, to ciemność, która czai się w każdym z nas. Gdzieś tam przemyka, skrada się za rogiem aby w końcu przejąć kontrolę i uwolnić pierwotne instynkty. Nie ma co się wypierać, że jest inaczej. Trzeba po prostu to zaakceptować i starać się nie puszczać jej samopas.

Wybaczcie za te ogólniki, lecz recenzja, jak każdy tekst powstaje w chwili pisania. Mogłem sobie planować napisać zupełnie co innego, ale po wystukaniu pierwszych liter na klawiaturze tekst przejmuje kontrolę i pisze się sam. Dlatego też rozważam w tej chwili na bieżąco co mogło być głównym przesłaniem tej książki.  I wiecie co? Nie obchodzi mnie to. Najważniejsze jest jak My ją odbierzemy, a nie co Pratchett miał na myśli.

 

Dla mnie więc jest to całkiem niezła pozycja nie tylko dla miłośników Vimesa i spółki. Może i brakuje ciętego humoru oraz mocnego przesłania, ale hej. Nie wszystko musi być doskonałe

Like Reblog Comment
text 2015-11-02 19:49
Moment całkowitej perfekcji
Złodziej czasu (Świat Dysku, #26) - Terry Pratchett,Piotr W. Cholewa

Proza Pratchett'a przewija się u mnie od dawna. Jeśli napiszę, że od zawsze, to nie skłamię. Jego książka była pierwszą książką niebędącą kilkudziesięciostronicową opowiastką o przygodach misia. Póki co jeszcze nie przeczytałam wszystkich jego książek, ale dobrze mi idzie. Jeszcze jakieś... trzydzieści tomów! 

 

[...] istnieje coś takiego jak najmniejsza możliwa jednostka czasu. Ale ona musi istnieć, nieprawdaż? Rozważmy teraźniejszość. Musi mieć pewną długość, ponieważ jeden jej koniec łączy się z przeszłością, a drugi z przyszłością. Gdyby nie miała długości, to nie mogłaby istnieć. Nie miałaby czasu, żeby w nim zaistnieć. (s. 23)

 

Jak każda, także i ta powieść ze Świata Dysku wyróżnia się wśród całkiem pokaźnego tłumu książek z gatunku fantasy. W moim mniemaniu jest pod wieloma względami świeża. Nie mogę powiedzieć, że porusza kwestie wcześniej nietykane przez innych pisarzy, ale w tym wypadku sposób jest o tyle ciekawszy, iż całkowicie nowy, całkowicie pozbawiony tego sensu, jaki towarzyszył innym rozwiązaniom jednego problemu. Być może gloryfikuję ulubionego pisarza, nie dostrzegając jego wad (przed czym się bronię, bo są teksty, które popełnił, a które absolutnie mi się nie spodobały / których nie do końca zrozumiałam), jednak żaden inny nie zainteresował mnie na tyle, by przez lata wytrwale kupować i czytać kolejne książki. Zróbmy małą dygresję: ilu autorów, którzy wydali więcej niż cztery książki mam na swoich półkach? Można ich policzyć na palcach u dłoni: Sir Terry, Dorota Terakowska, Stephen King, Carlos Ruiz Zafon (myślenie bez podpierania się biblioteczką!). Ilu z nich chcę mieć / mam w komplecie? Chcę trzech z nich. Kinga w większości nie trawię (całkowity abiekt do części powieści jest u mnie niewytłumaczalny). Najciekawsze jest to, że autorów wielotomowych jest bardzo dużo. Jednak ja trzymam się swojej garstki i jest mi z tym dobrze.

 

- Pytania nie muszą mieć sensu, Vincencie - odparła panna Susan. - Ale odpowiedzi tak. (s. 28)

 

Tym razem Sir Terry przedstawił problem czasu. Czasu szeroko pojętego, rzecz jasna, gdyż moim zdaniem specjalizuje się w szerokim podejściu do problemu. Pozwala nam poznać Chłopca. Chłopiec - Lobsang Ludd - jest małym złodziejaszkiem, który wychowuje się w klasztorze (o ile tak to można nazwać) Mnichów Czasu alias Historii. Jednocześnie łaskawie z odmętów prozy wyłania się Igor, Jeremy, Susan, Lu-tze, Śmierć i Czas. Wydawać by się mogło, że z takiej niepozornej liczby osób nie wyniknie nic ciekawego. A jednak, ciekawe jest to, że wynikło całkiem sporo. Na pierwszy ogień pójdzie Igor. Jeden z moich ulubionych bohaterów w całym Świecie Dysku, niezależnie od tego, o którym akurat Igorze mówimy. Każdy z nich jest tak samo inteligenty, ciekawy, niesamowity, a przede wszystkim zabawny, iż nie sposób ich nie lubić. Myślą w nieco inny sposób od człowieka, co czyni ich jeszcze dziwniejszymi. W tym wypadku Igor pomaga zegarmistrzowi (kto wie dlaczego to połączenie wydaje się niemożliwe - highfive!), który dostał od Audytorów Rzeczywistości zlecenie zbudowania zegara. Ale nie takiego zwykłego, rzecz jasna. Co to dla Jeremiego, który regularnie wylewa swoje leki do zlewu! Nietrudno się zorientować, że z tego nie wyjdzie nic dobrego. W to wszystko z jednej strony wkracza Susan Sto Helit (niesamowicie z tego niezadowolona) oraz Lu-tze z asystą Lobsanga (który nawet nie wie co się dzieje, ale działa sprawnie). 

 

Po jakimś czasie Lobsang zaczął rozumować tak: w rzeczywistości istnieje pięć żywiołów - tak ich uczono. Cztery tworzyły wszechświat, a piąty - Niespodzianka - pozwalał, by ten wszechświat wciąż się zdarzał. (s. 46)

 

Żeby tego było mało, na samym początku wplątana w to wszystko jest niewinna Niania Ogg, która nawet nie zdążyła stać się Nianią! Powiem szczerze, że ja sama byłam tym wszystkim oczarowana i omotana do tego stopnia, iż nie chciałam odłożyć książki, dopóki nie dowiem się o co chodzi z tym tik, które ciągle się pojawia. A także z Czasem pisanym wielką literą (dla kumatych: jest to kolejna antropomorficzna personifikacja). I dlaczego zamieszany jest w to wszystko jakiś tam chłopak, który potrafi kraść tak szybko, iż nikt tego nawet nie dostrzeże?! Ja to widzę mniej więcej tak: 

Na całe szczęście, to nie pierwszy raz, kiedy od samego początku absolutnie nie mam pojęcia, gdzie tak naprawdę jest początek. A gdzie koniec. O środku nie wspominając.

 

WEDŁUG MOICH OBSERWACJI, SUSAN, WE WŁASNYCH GŁOWACH AŻ ZBYT WIELU LUDZI SPĘDZA MNÓSTWO CZASU W SAMYM ŚRODKU WOJEN, KTÓRE WYDARZYŁY SIĘ PRZED WIEKAMI. (s. 80)

 

Wydaje mi się, iż nie zrobię większej / lepszej reklamy niż sam autor. Nie mam tu rzecz jasna na myśli faktu, iż umarł (co jest smutne, ale prawdziwe jeśli chodzi o idealną reklamę). Chodzi mi raczej o wszystkie inne utwory, które Sir Terry popełnił, a pisał nie tylko powieści. I nie tylko dla dorosłych (osobiście jestem właścicielem egzemplarza bajek dla dzieci autorstwa tego niesamowitego człowieka). Tak więc jedyne, co mogę w tej chwili powiedzieć, to prośba o chwilę zastanowienia w doborze następnej lektury. Pratchett wielu osobom wpasuje się w gusta, gdyż nie skupia się całkowicie na jednym zagadnieniu, tylko porusza kilka jednocześnie, cudownie krytykując smutną i szarą rzeczywistość w sposób bezpardonowy. Daje do zrozumienia jak wiele od nas samych zależy. I jak bardzo to nam powinno zależeć na zmianie rzeczywistości.

 

Zresztą ludzie majstrowali przy czasie, odkąd stali się ludźmi. Marnowali go, zabijali, oszczędzali, zajmowali. I wciąż to robią. Ludzkie głowy zostały stworzone do zabaw z czasem. (s. 142)

 

Tak nawiasem mówiąc, jako zapalony czytelnik coś wiem o zabawie z czasem. Czas to potężny zasób, ale trzeba umieć nim dysponować. Może nie poświęciłam całych stuleci na naukę tego, ale moje skromne lata młodzieńcze jednak czegoś mnie nauczyły. A ta książka tylko to podkreśliła.

More posts
Your Dashboard view:
Need help?