logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: Mr-Apple
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
review 2021-03-28 07:25
„Republika SAMSUNGA”, czyli jak się UDAŁO „nieudacznikom”

„Republika Samsunga. Azjatycki tygrys, który podbił świat technologii” Geoffrey'a Caina jest utrzymaną w formie „śledztwa dziennikarskiego” próbą opisania fenomenu Samsunga. Autor w wielu miejscach podkreśla, że jest znakomitym znawcą problemu, dotarł do całej masy ludzi i przekopał się przez wirtualne stosy dokumentów. Niestety, to wszystko nie zbliżyło go do tekstu, który bym przeczytał z przyjemnością i przy okazji z tego skorzystał. Już chyba więcej dowiedziałem się przy okazji lektury jednej z publikacji autorstwa koreańskiego (z pochodzenia) ekonomisty Ha-Joon Changa. W książce „Źli samarytanie. Mit wolnego handlu i tajna historia kapitalizmu” scharakteryzowana jest pokrótce postawa południowokoreańskiego rządu i fundamenty sukcesu odniesionego przez Koreańczyków. To w sumie bardzo dobra analiza wielu mechanizmów napędzających przemiany świata w XX wieku. A w tle pojawia się też historia Samsunga.

 

 

Smartfon Palm Pre pracujący pod kontrolą systemu Palm webOS 1.4.5 (po prawej) i PocketBook InkPad Color z recenzowanym e-bookiem (po lewej). To, że Samsung nie kupił Palma i webOS uważam za największy błąd firmy...

 

Największą wadą książki są, moim zdaniem, próby pokazania jak inny od Doliny Krzemowej (i przez to zły) jest Samsung. Przez większą jej część odnosiłem wrażenie, że autor nie rozumie firmy, o której pisze. Zdaje się nie ogarniać rzeczywistości, w której Samsung powstał i funkcjonował. Zdaje się zwyczajnie nie ogarniać, że nie cały świat wygląda jak Dolina Krzemowa w Stanach Zjednoczonych. Oto na przykład autor jest zdziwiony „wojennymi” wezwaniami do jedności w firmie. Ale zapomina przy tym, że Korea faktycznie żyje w wojennej rzeczywistości zupełnie innej niż ta w Stanach. Za granicą ma przecież sąsiada, którym Stany Zjednoczone straszą świat. I który co jakiś czas testuje rakiety, które pewnego dnia mogą na przykład być skierowane w Seul. A jakie wezwania były w wojennej rzeczywistości Stanów lub Wielkiej Brytanii? Przecież całkiem podobne. I wtedy jakoś nikt im się nie dziwił...

 

Amerykański plakat wzywający do jedności w obliczu wroga w czasie II wojny światowej (źródło: etsy.com)

 

Założyciel Samsunga i jego następcy uporczywie opisywani są jako dynastia, co oczywiście nie jest żadnym atutem w oczach autora. Walczą oni o tron, sukcesję, władzę, a pracowników mają niemal za poddanych. Podobnie jest przy innych porównaniach. I tak kult Steve'a Jobsa jest cool, a kult założyciela Samsunga już nie. Więcej takich przykładów wprost w książce nie ma, ale Samsung, i szerzej Korea, są przez autora raz po raz szarpane za działania, które są naganne. Tyle, że w stawianych za wzór realiach Doliny Krzemowej też jest podobnie i jakoś to autorowi zdaje się nie przeszkadzać.

 

Z książki „Źli samarytanie. Mit wolnego handlu i tajna historia kapitalizmu” Ha-Joon Changa dowiedziałem się więcej istotnych rzeczy o Samsungu niż z recenzowanej publikacji

 

W książce raził mnie też brak jakiegoś ładu, który by pozwolił skupić się na Samsungu zamiast na heroizmie autora, który chce napisać o nim książkę i dziwi się, że Samsung może niekoniecznie chce mu tę pracę ułatwiać. Bo i po co? Tak jakby amerykańskie firmy leciały na wyścigi do autorów, którzy chcą ich niezbyt korzystnie opisać jako niemal dziwadła. Tak jakby amerykańskie firmy nie składały pozwów mrożących publikacje, które mogą być krytyczne w stosunku do nich. Gdyby ktoś chciał napisać książkę o mnie i miała by się ona skupiać na porażkach w moim życiu, też bym mu nie chciał pomagać!

 

Jedno, co autorowi recenzowanej publikacji zawdzięczam, to informacja o nieudanych negocjacjach na temat wykupienia firmy Palm i nabycia praw do najfajniejszego systemu webOS, z którego wszyscy potem i tak bez żenady kopiowali różne rozwiązania. Bardzo żałuję, że Palma wykupił HP, który potem wszystko zaprzepaścił. Dziś z okrojonym (w stosunku do smartfonów Palma) systemem LG webOS pracują (od 2014 roku do dziś) chyba tylko niektóre telewizory LG. W każdym razie to największa wpadka Samsunga ever.

 

Choć autor książki całym sercem jest za sposobem działania firm z Doliny Krzemowej, to jedno trzeba mu oddać. Owszem, uważa kult Steve'a Jobsa za coś dobrego, ale trzeźwo patrzy na innowacyjność Apple'a. Rozumie, że patentowanie przez Amerykanów „czarnego prostokąta z zaokrąglonymi rogami” jest niedorzecznością a nie postępem. A Korea Południowa po raz kolejny została uznana (przez agencję prasową Bloomberg) za najbardziej innowacyjną gospodarką świata...

 

Korea Południowa ponownie została uznana za najbardziej innowacyjną gospodarkę świata (źródło: bloomberg.com)

 

Książkę Geoffrey Caina oceniam więc słabo. Nie mogę zaakceptować podejścia autora, który skupia się na porażkach firmy oraz jej inności w stosunku do młodych firm amerykańskich, traktowanej jako coś złego, bo jest inne i jakieś takie nieamerykańskie. Mam wrażanie, że autor sam nie może do końca uwierzyć, że jednak tym „nieudacznikom” się tak dobrze udało. I szuka wyjaśnienia w działaniach amerykańskich marketingowców, podając je jako najważniejszą przyczynę źródeł sukcesu firmy... Ale w spojrzeniu na „Republikę Samsunga” nie jestem jednak bezstronny. Jeden z modeli Samsung Galaxy był moim pierwszym androidowym telefonem. I znowu do Samsunga wróciłem, kupując niedawno swój kolejny smartfon z tym systemem.

 

„Republika Samsunga. Azjatycki tygrys, który podbił świat technologii” Geoffrey Caina

 

Recenzowanego e-booka „Republika Samsunga. Azjatycki tygrys, który podbił świat technologii” Geoffrey'a Caina można kupić m.in. w księgarni Ebookpoint czy LitRes (w LitRes podając kod 10CYFR przy zakładaniu konta – zakładka „Kupon” – otrzymasz 10 PLN zwrotu za zakupy o wartości 20 PLN).

  

Dolina Krzemowa w literaturze

 

„Piloting Palm” Andra Butter, David Pogue

„Innowatorzy” Walter Isaacson

„Steve Jobs” Walter Isaacson

„Jednym kliknięciem” Richard L. Brandt

 

Jeff Bezos i era Amazona. Sklep, w którym kupisz wszystko” Brad Stone

Bezonomika. Jak Amazon zmienia nasze życie i czego uczą się od niego najlepsze firmy na świecie” Brian Dumaine

„Netflix. To się nigdy nie uda” Marc Randolph

„Zła krew” John Carreyrou

„Republika Samsunga. Azjatycki tygrys, który podbił świat technologii” Geoffrey Cain

 

Like Reblog Comment
review 2020-09-15 07:16
Recenzja: Netflix, jak to się udało

Nie jestem wielkim zwolennikiem Netfliksa, ale jest to niezaprzeczalnie fenomen rynku usług elektronicznych. I bez dwóch zdań można w jego przypadku użyć ulubionego stwierdzenia autora recenzowanej książki, że także polscy „użytkownicy to pokochali”. Mowa tu o książce zatytułowanej „Netflix. To się nigdy nie uda” autorstwa Marca Randolpha. napisana nie przez byle kogo, bo Marc Randolph był także współzałożycielem tej firmy.

 

Marc Randolph „Netflix. To się nigdy nie uda”

 

Dziś Netflix jest synonimem abonamentowej wypożyczalni, opartej na automatycznym ściąganiu pieniędzy co miesiąc z karty użytkownika. Według tego, co pisze autor, to on był też pomysłodawcą obciążania klientów właśnie w ten sposób, a więc nie dlatego, że się na coś zgodzili, lecz tego nie odmówili. Efektem są rosnące obroty wielu firm stosujących ten sam chwyt, ale i raz po raz wylewane żale osób, które zapomniały wyłączyć jakąś usługę podpiętą „promocyjnie” do ich konta. W książce opisana jest znamienna scena, w której drugi z założycieli Netfliksa twierdzi, że takie postępowanie jest nieetyczne. Ale wątpliwości mijają, gdy dochodzi do konstatacji, że tak firma będzie ściągać pieniądze szybciej, łatwiej i więcej. i w sumie o tym jest ta opowieść jak dla mnie.

 

„– Nie możesz po prostu naliczać komuś opłaty, nie pytając o zgodę – oznajmił Reed. – To totalnie nieetyczne.

Ale totalnie normalne – przekonywałem. – Nie zamówiłeś nigdy subskrypcji jakiegoś magazynu?

Nie podoba mi się to.

Mają szansę dostać coś zupełnie za darmo – ciągnąłem. – A my mamy szansę na złapanie ich na haczyk. Coś za coś. Od samego początku znają zasady.

Może zapomną.

Słuchaj, jeśli oferta podobała im się na tyle, żeby podać nam numer karty kredytowej, są szanse, że polubią nas na tyle, by pozwolić nam go zachować.”

Marc Randolph „Netflix. To się nigdy nie uda”

 

Autor w kółko pisze o „kulturze startupów” tak, jakby to było niebywałe osiągnięcie społeczno-ekonomiczne. Raz po raz podkreśla, jak pięknie jest pracować od świtu do wieczora w nowopowstałej firmie, nie dbając o dni wolne, urlopy, właściwą dietę czy rodzinę. Co prawda autor próbuje dbać o swoją rodzinę, ale jak to bywa we prywatnych firmach – założycielowi i współwłaścicielowi jakoś to łatwiej przychodzi. Choćby z tego powodu, że to on decyduje o siedzibie firmy w pobliżu swojego domu, tudzież trudno go wylać z roboty bo na przykład sobie wziął wolne w niewłaściwym momencie. Ale nawet zwalnianie pracowników wydaje się w tej książce sukcesem. Może nie akurat sukcesem pracowników, którzy zostali ściągnięci podczas zakładania Netfliksa z innych firm, w których dobrze zarabiali. Może akurat nie tych pracowników, którzy zgodnie „kulturą startupów” oddawali firmie całe swoje dnie a może i noce. Może akurat nie tych pracowników, którzy znakomicie pracowali. Ale było to dobre dla firmy, której priorytetem jest zarabianie pieniędzy, aby przyciągnąć inwestorów, którym można sprzedać akcje za jak największą kwotę, aby współzałożyciele mogli swoje udziały spieniężyć ze stukrotnym zyskiem.

 

Druga sprawa „kultury startupów” odnosi się do klientów. I tu oczywiście ważne jest, żeby „oni to pokochali”. Ale biada im jeśli pokochali coś, co się firmie mniej opłaca niż jakaś nowa forma zarabiania. Wtedy na przykład muszą pokochać abonament za 20 USD i porzucić miłość do abonamentu za 10 USD. Albo się odkochać. Dla firmy „kultury startupów” oczywiście zawsze najważniejsze jest zadowolenie klientów... Ale jeśli na przykład trzeba poświęcić „miłość” 100 tys. klientów przynoszących mniejszy zysk niż 50 tys., na których można zarobić więcej, to trudno. Zmienia się ofertę tak, aby pasowała do większych zysków. Zysk okazuje się ważniejszy, a klienci? Może da im się wmówić nową miłość.

 

Mimo mojego marudzenia na gloryfikację „kultury startupów” uważam, że to bardo pouczająca i całkiem fajnie napisana książka, chyba dość dobrze oddająca zarys drogi do sukcesu globalnej marki. Szczególnie warta jest ona polecenia tym, którzy marzą o założeniu firmy, która podbije świat. W książce można przeczytać bardzo budujące rady o tym między innymi, że pierwsze dziesięć milionów dolarów zainwestowane przez współzałożycieli i pierwszych inwestorów to mogą być pieniądze stracone. Można się też dowiedzieć, że zwolnienie 40% dobrze pracującej załogi to sukces, bo pozostałe 60% procent to już same gwiazdy, które dadzą z siebie firmie jeszcze więcej, by nie zostać balastem wyrzucanym za burtę, gdy firmowa łódź stanie się zbyt ociężała. Można też przeczytać, że warto podążać za swoimi marzeniami (szczególnie jeśli ma się kolegę, który zainwestuje w nie dwa miliony dolarów). Polecam szczególnie osobom zainteresowanym szeroko pojętą Doliną Krzemową. Po niewydanej w Polsce „Piloting Palm” Andrei Butter i Davida Pogue, po biografiach „Innowatorzy” i „Steve Jobs” Waltera Isaacsona oraz „Jednym kliknięciem” Richarda L. Brandta, to kolejna ciekawa pozycja na ten temat.

 

Dolina Krzemowa w literaturze

 

„Piloting Palm” Andra Butter, David Pogue

„Innowatorzy” Walter Isaacson

„Steve Jobs” Walter Isaacson

„Jednym kliknięciem” Richard L. Brandt

 

Jeff Bezos i era Amazona. Sklep, w którym kupisz wszystko” Brad Stone

Bezonomika. Jak Amazon zmienia nasze życie i czego uczą się od niego najlepsze firmy na świecie” Brian Dumaine

„Netflix. To się nigdy nie uda” Marc Randolph

„Zła krew” John Carreyrou

 

Na koniec chcę podkreślić – szanuję pracę i pomysłowość zarówno autora książki jak i innych uczciwych przedsiębiorców. Ale twierdzenie, że „ludzie coś pokochali”, gdy chodzi o zwykłe nakłonienie ich do wydawania pieniędzy, uważam za zwykłe wciskanie kitu. A skoro o zarabianiu mowa, to zgarnięcie setek milionów dolarów za kilka lat pracy jest z kolei (moim zdaniem) zwyczajnie niemoralne, szczególnie w obliczu wcześniejszego wywalenia z roboty znakomitych pracowników, którzy zostali uznani za balast.

 

Recenzowanego e-booka można kupić m.in. w księgarni Ebookpoint czy LitRes (w LitRes podając kod 10CYFR przy zakładaniu konta – zakładka „Kupon” – otrzymasz 10 PLN zwrotu za zakupy o wartości 20 PLN).

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2019-12-08 21:15
Good idea but fizzles
Everlastiing Apple: A Short Story - J. Lynne

The idea behind this short story, that the apple of Snow White is cursed, is a really good one. And the opening of the book, the first section, is pretty good. But then there is a jump, a time jump, and it is jarring and forces the reader out of the story.

Like Reblog Comment
review 2019-06-06 11:57
The Taste of Apple Seeds by Katharina Hagena
The Taste of Apple Seeds - Katharina Hagena

When Iris unexpectedly inherits her grandmother's house in the country, she also inherits the painful memories that live there. Iris gives herself a one-week stay at the old house, after which she'll make a decision: keep it, or sell it. The choice is not so simple, though, for her grandmother's cottage is an enchanting place where currant jam tastes of tears, sparks fly from fingertips, love's embrace makes apple trees blossom, and the darkest family secrets never stay buried, but instead pulsate in the house's nooks and shadows. As Iris moves in and out of the flicker between remembrance and forgetting, she chances upon a forgotten childhood friend who could become more.

Goodreads.com

 

 

 

 

Iris is informed she's been left the family home in Bootshaven, Germany, after the death of her grandmother, Bertha. Iris decides to give herself one week to live in the house and decide whether to keep or sell the place. Not an easy decision for our Iris... while she remembers a certain enchantment about the place during her childhood years, she acknowledges that the land also holds plenty of painful memories for the family. 

 

What I particularly loved about my job was rooting out forgotten books, books that had been sitting in the same spot for hundreds of years, probably never read, covered with a thick layer of dust, and yet which had outlived the millions of people who hadn't read them.

 

Iris, now a librarian (there are a number of Shakespeare references woven into the story), thinks on how the house has been minimally maintained all these years as Bertha slowly wilted away in a nursing home under the weight of progressing dementia. During her stay this time around, Iris learns long-hidden stories about the family, one being that of Aunt Inga. Inga, almost from birth, seemed to have the ability to shoot currents of electricity from her fingertips... but it wasn't really much of a gift for her, as it ended up hurting anyone who touched her. She also couldn't ride bicycles because of the metal and couldn't listen to radios because they'd only produce static noise around her. 

 

 

Later, I moved on to collecting words and mining the crystalline realms of hermetic poetry. But behind all this collecting was the same craving for magical, animated worlds in sleeping things. When I was a child I had a vocabulary book where I kept special words... they were listed under the following categories: "beautiful words", "ugly words", "false words", "contorted words", and "secret words". Under "beautiful words" I had written: rosy, fragrant, pitter-patter, banana, mellifluous, foxglove, lullaby. The "ugly words" were: scrotum, gurnard, moist, crabby. "False words" angered me because they pretended to be harmless but in fact they were nasty or dangerous, like "aftershock" and "growth". Or they pretended to be magical, like "marigold" and "kingpin," but were disappointingly normal. Or they described something that wasn't clear to anybody: no two people would picture the same color if they heard the word "crimson."

 

The "contorted words" were a sort of hobby of mine --- or perhaps an illness. Maybe it amounted to the same thing. My favorite animals included the "hippotatomus", the "rhinosheros" and the "woodspeckler". I found it funny to "hoover over the abyss" and loved the line from Richard III that went "now is the discount of our winter tents." I knew what "antidisestablishmentarianism" was, but what was "pantyfishersentscaryrhythm"? I fancied it could be a menacing drumbeat to which one might retrieve one's knickers from the lake.

 

The "secret words" were the hardest to find, but that was not surprising. They were words that behaved as if they were entirely normal but in fact harbored something quite different, something wonderful. So the opposite of the "false words." I was comforted by the fact that the sports stadium at our school was home to a sweet-sounding holy man. His name was St. Adium and he was the patron saint of word games.

 

Iris also revisits various family legends and secrets and the stories of how her grandparents got together (the convoluted love story there... something of a ... what? quadrangle? lol), how her parents fell in love (the uniquely introverted way two shy people formed a bond), even her own love life. Iris has to work through some somewhat messy emotions of her own when she finds that a childhood friend, Max Ohmstedt, is now one of the lawyers involving in the estate settling process. Max has a certain boyish charm to his character, even in the way he professes horniness! 

 

Translated from the original German by Jamie Bulloch, this little story is STUFFED with characters! Just trying to keep track of the aunts is chore enough! If I have this right: We start with sisters Bertha and Anna. From there, a generation later, we meet Bertha's kids -- Harriet, Inga, and Christa. Christa is mother to main character Iris, Harriet becomes mother of Rosmarie, a cousin of Iris' who dies, leading Harriet to join a religious order, don beads and change her name to Mohani. 

 

A shared process of forgetting was just as strong a tie as a shared process of remembering. Perhaps even stronger... and I realized that not only was forgetting a form of remembering, but remembering was a form of forgetting too.

 

How true were the stories people told me, and how true were those that I stitched together myself from memories, guesswork, fantasies, and eavesdropping? Sometimes fabricated stories became true in hindsight, and some stories fabricated the truth. Truth is closely related to forgetting; I knew this because I still read dictionaries, encylopedias, catalogs, and other reference books. In the Greek word for truth, aletheia, the underworld river Lethe flows covertly. Whoever drank from this river discarded their memories as they already had their mortal coil, in preparation for the realm of shadows. And so the truth was what was not forgotten. But did it make sense to look for the truth where there was no forgetting? Didn't truth prefer to hide in the cracks and holes of memory? I couldn't get any further with words.

 

The Taste of Apple Seeds is a rich story with lots of slow-moving detail, giving the reader the sense of going through a memory chest. It's mostly enjoyable but at times can leave one feeling a bit tired out by it all. What mainly keeps the reader invested are all the questions the plot raises, namely the breadcrumbs of clues and details regarding the story of Rosmarie and her mysterious, traumatic death in the house. 

 

The wounds came with the house; they were part of my inheritance. And I had to take at least one look at them before I could stick the plaster of time back over them.

 

While a touch of magical realism is woven into the plot, the kind of magic discussed isn't so much that of witches, fairies and such... but more in the lyricism of Hagena's wordplay itself, the way she describes a kitchen scene or a night at the lake... the magic of nature itself, human or environmental. Ultimately, the story ends up being more about family bonds and secrets... how a house can be the vessel of generations of secrets and scandals, but does the strength of those secrets --- the consuming, sometimes detrimental need to keep them locked away --- come from the moment of perceived offense itself OR how much stock we ourselves invest in them over the years, maybe in connection to other unpleasant history within a family? Is that skeleton in the closet really as bad as we've made it out to be, all these generations later?

 

 

opening quote from The Taste of Apples

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2019-04-23 17:51
Lootuse õunakook (The Apple Tart of Hope) by Sarah Moore Fitzgerald
The Apple Tart of Hope - Sarah Moore Fitzgerald

I liked the book because it was about friendship, bullying, and teenage suicide thought but it didn't go very deep. I also expected to find the recipe of Oscar's apple tart in the story but it wasn't there. :(

 

 

 

The gorgeous cover of Estonian edition

More posts
Your Dashboard view:
Need help?