Clovis LaFay... Clovis LaFay... Clovis LaFay...
Chyba po raz pierwszy mogę powiedzieć, że w pełni zakochałam się w postaci fikcyjnej... i chcę go mieć za męża. Pokochałam Clovisa, ale ciężko go tak naprawdę nie pokochać.
Przenosimy się w czasie, do roku 1872. Wtedy to został otwarty nowy podwydział w policji zwany Podwydziałem Spraw Magicznych Londyńskiej Policji Metropolitarnej. W nim pracuje John Dobson, który ma siostrę Alicję Dobson. Do wydziału trafia również Clovis LaFay - człowiek niezwykle tajemniczy, ale przyciągający do siebie.
Polubiłam alternatywny świat stworzony przez Anne Lange. Podobał mi się fakt, że magia nie musiała pozostawać w ukryciu. Tutaj wszystko jest jasne. Jedni rodzą się z potencjałem magicznym, inni niekoniecznie. Potencjał magiczny bywa dziedziczony w genach, więc niektórzy są magami z pokolenia na pokolenie. W świecie w tym istnieją szkoły, które doszkalają ludzi w sztukach magicznych. Choć przede wszystkim doszkala się mężczyzn. Brakuje równouprawnienia, ale niewiadoma jaka będzie przyszłość.
Ludzie z potencjałem magicznym mogą sobie wybrać kierunek, w którym mogą się dokształcać. Można być kinematem, piromatem albo nekromatą. Każdy kierunek może być dobry lub zły, w zależności od osoby, która z danych czarów korzysta.
Polubiłam bohaterów. Najbardziej Covisa LaFay - jego wręcz pokochałam. To nekromata pochodzący z arystokratycznego rodu. Choć ma rodzinę, jest samotnym człowiekiem. Uwielbia nawiązywać kontakty z duchami. Jest dobry.
John Dobson to policjant, który wcześniej służył w wojsku. Covisa poznał w szkole. Nawiązała się między nimi przyjaźń, która przetrwała czasy, w których każdy poszedł w swoją stronę i rozkwitła podczas wydarzeń z książki.
Wielkim plusem są retrospekcje, które wiele mogą uświadomić czytelnikom. Po każdym rozdziale, pojawia się retrospekcja z młodych lat Clovisa, Dobsona czy innych bohaterów. Wiele one wyjaśniają i są ciekawym rozwiązaniem, by móc poznać bohaterów i zmiany, jakie w nich zaszły trochę inaczej niż zwykle się je poznaje w książkach.
Jeśli chodzi o Clovisa, było wiele momentów, w których wydawało mi się, że jest starszy niż w rzeczywistości. Sprawiał takie wrażenie, przez sposób bycia. Czasem Clovis zachowuje się jak staruszek i dziwak, ale w taki strasznie uroczy sposób.
Książce nie brakuje przygód, zagadek, ale i humoru. Choć jest to powieść detektywistyczna z dużą domieszką magii, to ma w sobie humorystyczne wątki, które tylko dodają smaczku lekturze.
Fabuła wydaje się prosta. Troszkę jest przewidywalna, jednak nie przeszkadza to w odbiorze książki.
Uwielbiam również okładkę książka. Żadna już dawno mnie tak nie zauroczyła. Szczególnie jej tył. który kojarzy się stroną codziennej gazety, choćby takiego The New York Times. Choć tak naprawdę jest wzorowany na "The morning chronicle" - gazecie, która ukazywała się w Londynie w czasach, w których dzieje się fabuła książki.
Zresztą wiele wydarzeń z książki wydarzyło się naprawdę. Autorka na końcu wspomina o swoich inspiracjach. Wydaje mi się, że fakt ten jest dodatkowym smaczkiem, który zachęci do poznania książki.
Muszę przyznać, że jest to moja ulubiona lektura tego roku. Chyba najlepsze książka roku 2016, bo już nic lepszego chyba nie przeczytam. I mam ogromną nadzieję, że powstaną następne tomy o Clovisie LaFay i Johnie Dobsonie, bo ogromnie polubiłam tych bohaterów i chciałabym poznać ich nowe przygody.