Agora, 2014
UWAGA: Recenzowana poniżej książka, oprócz genezy i okładki, nie ma nic wspólnego z Donaldem Tuskiem. Przeczytać ją może każdy, bez względu na sympatie polityczne.
Gdy pod koniec sierpnia pojawiła się informacja, że Donald Tusk został wybrany na przewodniczącego Rady Europejskiej, po ogromnej fali euforii i gratulacji, w mediach pojawiło się jedno dość podstawowe pytanie: jak premier poradzi sobie z komunikacją w języku angielskim? Sam zainteresowany, w pełni świadomy swoich zdolności językowych, obiecał, że wyszlifuje swój angielski („I will polish my English”). Deklarację premiera szybko podchwyciła Gazeta Wyborcza, która wpadła na pomysł, by w nauce języka wspierała premiera cała Polska. Na jej łamach sukcesywnie zaczęły pojawiać się mini-lekcje, za pomocą których nad szlifowaniem swojej znajomości angielskiego mógł popracować każdy z nas. Projekt dobiegł końca na początku grudnia, wraz z objęciem przez Donalda Tuska docelowego stanowiska, jednak popularność, jaką się on cieszył, sprawiła, że Agora zdecydowała się zebrać wszystkie lekcje i wydać je w jednym tomie. Taki gest w kierunku osób, które po prasę codzienną sięgają jedynie od święta.
Widząc okładkę książki opatrzoną radosną twarzą premiera w pierwszej chwili pomyślałam, że to żart. Gdy następnego dnia zobaczyłam fizyczną kopię tego wydawnictwa w księgarni, moja ciekawość tylko wzrosła. Stwierdziłam, że koniecznie muszę po to kuriozum sięgnąć, przeczytać i sprawdzić, czy z jej pomocą można naprawdę polepszyć znajomość języka angielskiego.
Zacznijmy od tego, że „Polish your English” jest pozycją przeznaczoną faktycznie do szlifowania języka, a nie do jego nauki. Nie znajdziemy tutaj żadnych zasad gramatyki z czasami, stronami biernymi i modalami, ani podstawowych słówek. Autorom lekcji przyświecała bowiem myśl, żeby stworzyć materiał pod kątem osoby o podobnych potrzebach, jak te wybierającego się na podbój Europy Donalda Tuska. Odpuścili sobie oni zaawansowane słownictwo unijne (w końcu jego znajomość nie jest każdemu potrzebna do szczęścia), stawiając raczej na zwroty przydatne w konwersacjach, które mają sprawić, że swoją finezją w użyciu języka obcego dorównamy niejednemu „native speakerowi”.
I tak każda lekcja składa się z krótkiej czytanki poświęconej aktualnym wydarzeniom ze świata, zarówno tym dotyczącym polityki, jak i zwykłym ciekawostkom (plotki o celebrytach też się zdarzają, choć w mniejszości). Obok znajdują się kolejne sekcje poświęcone przydatnym sformułowaniom pomagającym w prowadzeniu tzw. "small talku", wybranym pułapkom gramatycznym, fałszywym przyjaciołom, idiomom oraz wyjątkowo przydatnym zasadom prowadzenia korespondencji mailowej. Całość została wzbogacona o artykuły (w języku polskim) poświęcone rożnym ciekawostkom związanym z językiem angielskim oraz pewnymi zwyczajami obowiązującymi w krajach anglosaskich (zwłaszcza w należącej do UE Wielkiej Brytanii).
Książka, jak na prawdziwy materiał do nauki angielskiego przystało, daje również czytelnikowi możliwość przetestowania swoich umiejętności. W trakcie lektury trafimy na testy, które nie tylko będą sprawdzać nasze postępy w nauce, ale również wiedzę ogólna, chociażby o sporcie, UE, czy rodzinie królewskiej. Pod koniec książki pojawiają się również zagadki kryminalne, w których oprócz odpowiedzenia na standardowe pytanie (kto zabił) czytelnik musi jeszcze rozwiązać zadania językowe. Ciekawym elementem jest również test naszych ogólnych predyspozycji językowych, który wykaże, czy nasze problemy z nauką języków obcych są faktycznie owocem braku owych predyspozycji, czy może to tylko kwestia naszego lenistwa. Warto również dodać, że cała książka napisana jest z przymrużeniem oka, tak więc obcowanie z nią jest wyjątkowo przyjemne.
Choć w pierwszej chwili koncept tej książki budzi uśmiech na naszych twarzach, szybko się przekonamy, że w tym szaleństwie jest metoda. Próżno bowiem na polskim rynku wydawniczym szukać pozycji, która w tak lekki i przystępny sposób wprowadzałaby czytelnika w meandry języka używanego przede wszystkim w mowie codziennej, a nie w pokrytych kurzem, rzadko aktualizowanych gramatykach. Z tej lektury skorzysta zarówno osoba znająca język angielski w stopniu komunikatywnym, jak i osoby biegle nim władające. Ja sama (absolwentka filologii angielskiej), jak i moja koleżanka (osoba znająca angielski w stopniu zaawansowany) nie mogłyśmy się nadziwić, że polskie „pijany jak świnia”, po angielsku brzmi „as drunk as a skunk” (pijany jak skunks). A to tylko jeden z wielu smaczków, które kryje w sobie „Angielski z Premierem”.
Cykl rozpoczęty powieścią “Nocny Patrol” bez wątpienia jest dziś swego rodzaju wizytówką pisarza. Choć w kontekście szeroko rozumianej fantastyki seria Głębia (“Labirynt odbić”, “Fałszywe lustra”) jest ambitniejsza, a kilka pojedynczych książek jest lepszych “technicznie” (“Brudnopis”, być może “Jesienne wizyty”), to właśnie cykl o patrolach dziś jest tym, co pcha kolejnych czytelników w kierunku prozy rosyjskiego twórcy.
Standardowo mamy tu trzy mikropowieści, które sprawnie układają się w całość. Tym razem Anton Gorodecki - teraz już Jasny mag poza kategoriami, tak zwany Wyższy - nawet opuści ojczystą ziemię, trafiając do Szkocji, poznając tamtejszych magów, następnie odwiedzi Uzbekistan, wyraźnie wybrany jako kontra do poukładanej Europy.
Tak, jak w przypadku “Patrolu Zmroku” i ten tom posiada dwie płaszczyzny zrozumienia. Na pierwszej mamy mnóstwo akcji, doskonałych dialogów i barwnych postaci, które stają naprzeciw istotnych wyzwań, biorąc udział w odwiecznej walce dobra ze złem - niegdyś walce dosłownej, dziś znacznie bardziej opartej o politykę i intrygi. Pod tym jednak kryje się warstwa druga, bardzo dosłowna, która na przykładzie magów opowiada tak naprawdę o zwykłych ludziach, o nas.
Z jednej zatem strony mamy czarodziejki, magów, wampiry, magiczne artefakty i tego typu bajkowe rzeczy, a z drugiej trudne pytania pozostające często bez odpowiedzi. To jest taka sprytna zagrywka pisarza, który bardzo szanuje swojego czytelnika. Nie ma go za idiotę, któremu należy pod nos położyć rozwiązanie, najczęściej jedyne i słuszne, wybrane przez pisarza, teraz już ślepego na liczne owego rozwiązania wady. Na odwrót - autor jakby czekał, aż ktoś wreszcie na jego pytania odpowie. Dlaczego zdobywamy władzę chcąc pomóc innym, a zawsze pomagamy samemu sobie? Jak szybko osiągając sukces przestajemy w tłumie ludzi widzieć pojedynczego człowieka, uznając wszystkich za taką samą, bezmyślną masę? Dlaczego dobre wybory zawsze są tymi trudnymi, a wybory prostsze, szybsze, skuteczniejsze w gruncie rzeczy okazują się złymi? Jak to jest, że uczciwość się kompletnie nie opłaca?
To jednak już było. Zatem by nie powielać schematów Łukjanienko w "Ostatnim Patrolu" odjeżdża jeszcze dalej. Rusza tematy dla wielu nie do ruszenia. Czy trzeba bać się śmierci? Czy śmierć musi być straszna? Jak w ogóle mierzyć się z myślą o odejściu w inne miejsce, a może o całkowitym "nieistnieniu"? Lub moje ulubione: czy z miłości można zabić? Na przykład kogoś, kto cierpi, a kogo kochamy? Doprawdy, pod warstwą akcji tkwi wiele interesujących kwestii, ale Łukjanienko nie pozuje na myśliciela, twórcę filozofa, który ze swego zbudowanego z nagród piedestału bawi się w Pisarza. Wciąż akcja pozostaje najważniejsza, i wydaje mi się, że tak poważne tematy dostrzegłem teraz, przy drugim czytaniu. Kilka lat temu przeszedłem obok nich jakoś obojętnie, nie utkwiły mi w pamięci. Dlatego też powtórzę to, od czego zacząłem opinię na temat "Nocnego Patrolu": jeśli kogoś czytać wielokrotnie, to czytać Łukjanienkę.
Последний дозор
MAG 2007
Akcja “Patrolu Zmroku” rozgrywa się kilka lat po wydarzeniach z dwóch pierwszych tomów. Bohaterem wciąż pozostaje Anton Gorodecki, teraz już żonaty i dzieciaty, a całość ponownie przedstawiona została pod postacią trzech mikropowieści sprytnie układających się w jedną, dużą historię.
Książka nie jest tak doskonała, jak “Dzienny Patrol” - zdecydowanie moja ulubiona część. Ale wciąż mamy tu sporą dawkę interesujących przemyśleń dotyczących człowieka jako istoty nie tylko rozumnej, ale i społecznej, jako indywidualności ale też jako masy, tłumu. Coraz bardziej widać, że pan Łukjanienko piecze dwie kury na jednym ogniu. Po pierwsze jest główna warstwa, czyli żywot Innych - Jasnych, Ciemnych oraz trzeciej siły - Inkwizycji. To jest ta warstwa rozrywkowa, jak Harry Potter dla starszych czytelników. Z tym, że tak jak bardzo cykl o młodym czarodzieju lubię, tak seria Łukjanienki jest zwyczajnie lepsza. Pod każdym względem.
Drugą warstwą jest natomiast zajmowanie się właśnie ludźmi, zastanawianie się jak to jest, że głupcy rządzą światem i dlaczego zawsze to oni będą u władzy. Dlaczego uczciwość nie nagradza, dlaczego zbrodnia się opłaca, czemu brak reguł daje władzę a reguł przestrzeganie powoduje ograniczenia i problemy? Rosja jest jak Polska, tym lepiej się książki pana Łukjanienki czyta - na wschód od Bugu istnieje identyczny kraj do naszego, kraj, w którym nie ma szans na zmiany globalne, kraj pozbawiony nadziei na uczciwość, kraj, gdzie każdy musi sam zdecydować jak żyć, a pokusa by przez życie iść na skróty jest ogromna. Spostrzeżenia autora na temat człowieczeństwa są interesujące, a najlepsze jest to, że są to tylko spostrzeżenia. Recept na uleczenie świata brak, tym samym Łukjanienko pokazał prawdziwą klasę, sygnalizując problemy i pozostawiając rozważania czytelnikowi. Uczciwie postawił sprawę - nie wiem, jak to naprawić, ale wszystko mnie drażni. U nas jest na odwrót - co drugi pisarz strzela pomysłami na zbawienie, a jeden jest durniejszy od drugiego. Znaczy się pomysł. Stąd takie rozwiązanie mi się podoba.
Oczywiście wszystkie te problemy społeczno-polityczno-egzystencjalne są głębiej, a na planie pierwszym jest akcja. Powracamy do znanych bohaterów, ale jest i kilku nowych. Łukjanienko znowu zaskakuje pomysłami na kreowanie problemów zarówno dla Nocnego, jak i Dziennego Patrolu, całość czyta się jednym tchem, wśród licznych dramatów jest i sporo dobrego humoru, nie sposób od lektury się oderwać i zaraz po jej ukończeniu czytelnika ogarnia pragnienie sięgnięcia po kolejny - niestety póki co ostatni tom, zatytułowany “Ostatni Patrol”.
Сумеречный Дозор
MAG 2007