U schyłku życia Mieszko I coraz częściej zastanawiał się nad przyszłością kraju, który odziedziczył we władanie po swoich przodkach. Czuł, że nie jest już tym samym krzepkim mężczyzną wprawionym w boju. Z dnia na dzień tracił siły, a ciemne niegdyś włosy z biegiem lat przybrały gołębi kolor. Cierpiał na bezsenność, która sprawiała, że odzywały się demony, które przyprawiały to mężne i waleczne serce o lęk. W takie bezsenne noce tłukł się po swojej zamkowej komnacie, nie wiedząc, co począć dalej. Otwierał wówczas okno i stał tak godzinami wpatrzony w dal, wdychając rześkie powietrze i wiedząc, że kiedy przyjdzie jego czas, nie spocznie obok swoich ojców. Decydując się na przyjęcie chrześcijaństwa, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego pogrzeb nie będzie miał obrządku pogańskiego. Wiedział, że jego ciało nie spłonie na stosie, a pogańscy kapłani nie będą odprawiać nad nim swoich modłów. Coraz częściej przyłapywał się na tym, że tęskni za ukochaną Dobrawką, umiłowanym, młodszym bratem Ściborem oraz zbuntowaną siostrą Adelajdą.
A zatem o czym jeszcze mógł rozmyślać nasz Mieszko podczas tych bezsennych nocy? Zapewne analizował swoje sukcesy i porażki.
Przeczytaj całość