Zastanawiam się, co mogę napisać na temat tej książki. Przeczytałam ją i... tak naprawdę nie wzbudziła żadych uczuć. Ot, po prostu książka, którą można przeczytać i po 5 minutach o niej zapomnieć. Jednak na szczęscie podczas czytania kilka rzeczy napisałam na kartce.
"Sobotnia szkoła piękności" jest opowieścią o ludziach, którzy szukali swojego miejsca. Można by powiedzieć, iż go znaleźli. Można by napisać, iż wcześniej nie mieli łatwego życia. Bo to wszystko prawda.
Główną bohaterką jest Zadi. Młoda dziewczyna, która musiała opuścić swój dom, swoje miejsca. Wraz z córką wyjechała z swojego kraju. Chciała do Ameryki, ale nie wyszło. Zamieszkała zatem w Buenos Aires w budynku dla irańskich emigrantów. Poznała swoich sąsiadów i w swoim mieszkaniu zrobiła szkołę piękności imienia Margaret Thatcher.
Każdy z sąsiadów miał swoją historię życia, przeszłości. Pełną bólu, cierpienia. Każdą z historii poznajemy. Zadi, Hadżi, Kapitana. Historię różne, ale w pewnym sensie podobne. O miłości do poezji, do Ramiego, o ucieczce, o wyborach czy ich braku. Każdy z nich musiał coś zrobić, do czego potrzebowali odwagi. Ucieczka z kraju nie jest prosta, bo nigdy nie wiadomo, gdzie będzie lepiej... o ile będzie lepiej.
Ta książka to historie o przeszłości, ale i teraźniejszości bohaterów. Do każdej z historii są dodane fragmenty wierszy. Bowiem z "Sobotniej szkoły piękności" wynika, że każdy irański obywatel kocha poezję. Przynajmniej tak to widać w tej książce.
Bardzo fajny był pomysł z słowniczkiem na końcu książki. Możemy poznać słówka, które występują w książce, a nie zostały przetłumaczone i dowiedzieć się co znaczą.
Książka nie jest zła, ale niestety szybko się o niej zapomina.