Na Goodreads pojawiło się ostatnio ciekawe zestawienie dotyczące porzucania książek – tematu jakże bliskiemu mojemu sercu. Polecam zapoznanie się z całością, ja jednak chciałam zwrócić uwagę na cześć dotyczącą 5 najczęściej porzucanych książek (klasyka). Okazało się, że niemal idealnie wpasowałam się w ten niezbyt chlubny trend.
1. Joseph Heller Paragraf-22 – kupiłam, przeczytałam 3 pierwsze strony i odstawiłam na półkę. Nie, nie chodzi o to, że mi się nie spodobało, w sumie człowiek niewiele ma do powiedzenia po przebrnięciu przez tak niewielką ilość tekstu. Po prostu musiałam przeczytać coś innego, prawdopodobnie jakąś lekturę. I tak dzieło pana Hellera czeka już ok. 3 lat na swoją kolej. Dlaczego po nie jeszcze nie sięgnęłam? Dobre pytanie.
2. J.R.R. Tolkien Władca pierścieni – prezent od rodziców na 12 urodziny. Uwielbiałam film i koniecznie chciałam przeczytać książkę. No cóż, po kilku rozdziałach stwierdziłam, że wrócę do niego później (nie pamiętam już, co było powodem tej decyzji). Do tej pory nie wróciłam. Dlaczego? Jak już wspominałam, nie lubię opasłych tomów, a tutaj mam ich aż trzy egzemplarze. Jednak dzieło Tolkiena nie ma prawa czuć się zapomniane – zamiast mnie przeczytał je mój tata. Zawsze to coś.
3. James Joyce Ulisses – ubiegłoroczna lektura na zajęcia z literatury współczesnej. Stwierdziłam, że tym razem nie będę szła na skróty i przeczytam całość w oryginale. Miałam na to całe 4 tygodnie ferii, spokojnie bym zdążyła. I tak po 20 pierwszych stronach oddałam egzemplarz do biblioteki. Nie dałam rady, przysypiałam w trakcie lektury, moje myśli wędrowały w zupełnie przeciwnym kierunku niż Dublin. Poza tym nie oszukujmy się, nie jest to książka lekka, łatwa i przyjemna. Ale kiedyś do niej wrócę.
4. Herman Melville Moby Dick – pamiętam, jak na zajęciach z literatury amerykańskiej wykładowca powiedział nam, że jest to książka ważna, ale nie każe nam jej czytać, bo jest niesłychanie nudna. Ja oczywiście od razu po zajęciach pobiegłam do biblioteki i ją wypożyczyłam. Przecież ona nie może być aż TAK nudna, że nie da się jej przeczytać. No cóż, po kilku stronach stwierdziłam, że jednak to nie jest pozycja dla mnie. Zdarza się.
Z Atlasem zbuntowanym Ayn Rand nie miałam jeszcze styczności. Ciekawe, czy i tę pozycję bym bestialsko porzuciła? Koniecznie muszę się przekonać.
A wam zdarza się porzucać książki?