logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: Marek-Krajewski
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
review 2017-08-25 11:06
Śmierć w Breslau
Śmierć w Breslau - Marek Krajewski

Końcówka ciekawie rozwiązana, lecz były sytuacje trudne w czytaniu tej książki. O ile znam Wrocław i chciałem poczuć klimat, który chciał przedstawić autor, niemieckie nazewnictwo ulic nie tylko dezorientowało, lecz również oddalały mnie od akcji / ksiązki (moja subiektywna ocena). Podsumowując, jak dla mnie książka poprawna. 

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-09-21 15:03
Umarli mają głos - Marek Krajewski,Jerzy Kawecki
W przypadku tej książki fanom kryminałów na pewno nie trzeba przedstawiać przynajmniej jednego z jej twórców. Wszak wiedzą oni kim Marek Krajewski jest i jakimi osiągnięciami w obrębie gatunku może się poszczycić. Drugi z twórców, moim skromnym zdaniem, wymaga kilku słów dopowiedzenia. "Jerzy Kawecki urodził się i całe życie mieszka we Wrocławiu. Wydział Lekarski Akademii Medycznej skończył w 1977 roku. Zainteresowanie anatomią patologiczną i medycyną sądową wyniósł z domu rodzinnego. Jego ojciec Karol to także lekarz, patomorfolog, były adiunkt w Katedrze i Zakładzie Anatomii Patologicznej. Dr Jerzy, już jako student szóstego roku medycyny, pracował jako wolontariusz w Zakładzie Medycyny Sądowej. Na studiach podjął decyzję, aby poświęcić się medycynie sądowej."* Z Markiem Krajewskim spotkał się po raz pierwszy na dziedzińcu Zakładu Medycyny Sądowej wrocławskiej Akademii Medycznej. Wtedy Krajewski szukał inspiracji do przygód Eberharda Mocka, potrzebował również konsultacji z dziedziny medycyny sądowej, aby nadać swoim powieściom większego realizmu. Dziś, po wielu latach od tamtego spotkania Panowie są przyjaciółmi. Wspólnie postanowili również wydać w sfabularyzowanej postaci najciekawsze przypadki na jakie w swojej wieloletniej karierze natrafił doktor Kawecki.  Wszystkie przedstawione w tym tomie zbrodnie są autentyczne, zostały jednak zmienione czasowo, przestrzennie i fabularnie, aby - jak wspomina Krajewski w przedmowie do tej publikacji - nie naruszać dóbr osobistych ludzi, którzy w tych wydarzeniach mogą odnaleźć samych siebie. 
W tym przypadku mamy do czynienia z dwunastoma historiami, w których materiału dostarczyło bogate życie zawodowe dra Kaweckiego. Są one sfabularyzowane, przedstawione w formie krótkich opowiadań, w których najważniejszą sprawą jest wykrycie sprawcy (w prezentowanych historiach tylko jedna sprawa do dziś nie została rozwiązana), a jedyną powtarzającą się postacią jest lekarz sądowy występujący pod swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem.  W tym tomie, podobnie jak w powyższym, wszystkie opisywane sprawy są bardzo ciekawe a ich przebieg i rozwiązanie niekiedy niespodziewane i zaskakujące. Nie można także nic zarzucić stylowi oraz narracji, gdyż Krajewski radzi sobie z tym zadaniem wyśmienicie. Jednak ta książka ma pewną przewagę nad Tajemnicami zbrodni a jest nią możliwość zagłębienia się w świat medycyny sądowej. Fachowa terminologia, zabiegi jakim poddawane są ciała ofiar, trud jaki towarzyszy poszykowaniom odpowiedzi na, niekiedy, zagadkowe śmierci nie jest wymysłem pisarza, a dokładną relacją charakterystyki pracy lekarza sądowego. Z tego też względu Umarli mają głos jest o jedno oczko ciekawszą i bardziej wartościową lekturą od Tajemnic zbrodni, jednak obie wydają mi się warte uwagi szczególnie fanów tej tematyki. 
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-08-14 18:57
Klasa i brud
Głowa Minotaura - Marek Krajewski

„(…) jest jeszcze inny świat: ciemne i ukryte rejony sadystów, ludzi obłąkanych, zdeformowanych moralnie szaleńców, oddanych brutalnym żądzom, monstrów, które wygryzają dziewicom policzki lub samogwałcą się nad kołyską własnego dziecka”. Powyższy cytat, pochodzący z „Głowy Minotaura” Marka Krajewskiego, idealnie oddaje klimat całej twórczości wrocławskiego pisarza, nie tylko powieści wydanej po raz pierwszy w 2009 roku. Czytelnicy gustujący w uładzonych i bezkrwawych kryminałach, książki Krajewskiego powinni więc omijać szerokim łukiem i szukać czegoś lżejszego kalibru. Krajewski bowiem, w wywiadach sprawiający wrażenie człowieka łagodnego i delikatnego, w twórczości pisarskiej nie zna granic. Rzeczywistość wywraca na nice, odziera ze złudzeń, schodzi w najmroczniejsze rejony miasta i ludzkiej psychiki. A wszystko po to, aby „ciemne i ukryte rejony sadystów” wywlec z mroku, nazwać i zaniepokoić nimi czytelnika. Wszak rodzaj kryminału uprawianego przez Marka Krajewskiego taki właśnie ma być. Pisarz czerpiąc z tradycji czarnego kryminału, jednocześnie tworzy zupełnie nową jakość, oryginalną i od razu z nim kojarzoną. Bo obok rudymentów, momentami wręcz kloacznej i brzydkiej strony rzeczywistości mamy przecież umiłowanie antyku, przejawiające się głównie w nawiązaniach oraz bezpośrednio: zarówno Popielski jak i Mock są wielbicielami łaciny. W powieściach Krajewskiego zazębiają i przenikają się więc dwa światy: świat, dla którego najbliższym synonimem jest klasa, wyższa sfera, erudycja (jaki współczesny policjant włada łaciną?) oraz brud, nędza moralna i fizyczna.

 

W takim świecie, w którym w niemal każdy aspekt życia wkrada się brud ciemnej strony, praktycznie nie ma bohaterów, których by ona nie dotknęła. Może z wyjątkiem Leokadii, kuzynki Popielskiego. Nawet jego dorastającej córce nie będzie dane uniknąć zła, jakie emanuje od ludzi zepsutych do szpiku kości. Skoro tak, to również nieprawdopodobieństwem jest, aby funkcjonariusze policji, którzy na co dzień obcują z mroczną stroną życia, uniknęli przesiąknięcia nią. Mock i Popielski mają ze sobą wiele wspólnego. Poza pasją do łaciny łączy ich także dionizyjski styl życia: wino, kobiety i śpiew. Ale połączy ich także coś więcej.

 

„Głowa Minotaura” jest pierwszą powieścią, w której pojawia się postać Edwarda Popielskiego. Wcześniej sympatią czytelników cieszył się Eberhard Mock, stanowiący właściwe niemalże lustrzane odbicie Popielskiego. Oczywiście charakterologicznie, bo fizycznie obaj panowie się nieco różnią. Aby wprowadzić postać Edwarda, Krajewski „podsunął” Mockowi śledztwo, którego wątek sięga aż do Lwowa, miasta, w którym pracuje Popielski. Śledztwo dotyczy makabrycznych morderstw dokonywanych na kobietach. Jaka nieludzka postać – bo chyba tylko potwór mógłby się takich czynów dopuścić – morduje dziewice i okalecza ich twarze wygryzając policzki? Na to pytanie będą się starać odpowiedzieć Mock i Popielski.

 

Obu policjantów połączy więc wspólna praca. Będziemy się przyglądać metodom ich pracy oraz obserwować jak kiełkuje między nimi męska przyjaźń. Obaj panowie będą mieć także wspólne sekrety, które dotyczyć będą bynajmniej nie tylko eskapad do domów publicznych. „Głowa Mintaura” jest właściwie powieścią, w której nie tylko poznajemy Popielskiego, ale jesteśmy także świadkami jego inicjacji. Śledztwo prowadzone wspólnie z Mockiem, zmienia go. Metody, które zaczyna stosować nijak się mają do proceduralnej pracy policjanta. Nie zdradzając zbyt wiele z fabuły, powiem tylko, że na końcu Popielski stanie się niemalże wzorcowym bohaterem czarnego kryminału, czyli twardzielem z własnym kodeksem moralnym, wymierzającym sprawiedliwość nie zawsze zgodnie z obowiązującym prawem, lecz z własnym poczuciem sprawiedliwości.

 

Powieści Marka Krajewskiego, oprócz elementów turpistycznych, epatowania brzydotą (fizyczną i moralną), zawierają także mnogość elementów sprawiających, że czyta się je jak świadectwa czasów, w których dzieje się akcja. Co niewątpliwie jest atutem, zważywszy na fakt, że autor jest przecież współczesny. Biorąc do ręki którąkolwiek powieść Krajewskiego, czytelnik może być pewien, że każda naznaczona jest niepisanym, umownym znakiem jakości. Nazwisko wrocławskiego autora jest bowiem swoistą marką, pod którą kryje się dopieszczenie każdego szczegółu. Nic dziwnego skoro autor w kwestiach obyczajów, medycznych, językowych i wielu innych, z których składa się całościowy obraz powieści, korzystał z porad fachowców danej dziedziny. Nie inaczej jest także w przypadku „Głowy Minotaura”. Towarzysząc niejako Popielskiemu i Mockowi, czujemy klimat przedwojennego świata, przedstawionego niezwykle sugestywnie i tym samym oddziaływującego na odbiorcę. Bohaterowie nie tylko posiłkują się specjałami ówczesnej kuchni, nie tylko przemierzają przestrzenie topograficznie zgodne z ówczesną rzeczywistością, ale używają także dialektu lwowskiego.

 

Z twórczości Marka Krajeskiego ponadto wypływa również pewien morał: zło miewa nie tylko brzydką, naturalistyczną postać, ale zalęgnąć może się również w świecie wyższych sfer. Nie zawsze jest złe, to co jest brzydkie. Za młodą i piękną twarzą mogą się kryć najgorsze ludzkie namiętności. Jest to tym gorsze, bo stwarza pozory i złudzenia. Krajewski zdziera maski i pokazuje kloaczność ciemnej strony rzeczywistości w czystej postaci.

 

Jeśli jeszcze nie poznaliście twórczości naszego czołowego kryminalisty, to najwyższy czas to nadrobić. Pamiętajcie jednak, że sięgając po powieści Krajewskiego, musicie być gotowi na mocne wrażenia, które dla jednych mogą okazać się atutem, dla innych już niekoniecznie. Ja zdecydowanie należę do pierwszej grupy i z niecierpliwością czekam na najnowszą książkę pisarza, jak i lekturę poprzednich.

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-07-30 16:40
Historie opowiedziane przez zmarłych
Umarli mają głos - Marek Krajewski,Jerzy Kawecki

Pisarz i medyk sądowy to duet, który nieczęsto gości w literaturze, mimo że ten pierwszy, zwłaszcza jeśli jest autorem kryminałów, wielokrotnie korzysta z uwag profesjonalisty zawodowo zajmującego się ofiarami zabójstw. Sama materia literacka jest już domeną pisarza, co oczywiście nie oznacza, że autor i osoba specjalizująca się w wiedzy na temat zwłok nie pojawili się wcześniej w literackim świecie. Nie ma chyba czytelnika interesującego się literaturą kryminalną, który nie słyszał chociażby o słynnym duecie Bass-Jefferson. Bill Bass – antropolog sądowy oraz założyciel słynnej „trupiej farmy” – oraz Jon Jefferson, dziennikarz, napisali wspólnie kilka powieści kryminalnych opartych na doświadczeniach zawodowych tego pierwszego. Powieści te, oprócz kryminalnej fabuły, zawierają liczne ciekawostki na temat pracy antropologa sądowego, które z pewnością doceni każdy, kto interesuje się kryminalistyką. Jako fanka amerykańskiego duetu z ciekawością czekałam na efekt pracy polskiego dwuosobowego zespołu, który podjął się podobnego zadania. Rodzimym pisarzem jest Marek Krajewski, którego nie trzeba nikomu przedstawiać, natomiast medyk zdradzający kulisy swojej pracy to Jerzy Kawecki – biegły sądowy z wieloletnim doświadczeniem.

 

Przyjaźń, która połączyła obu panów, narodziła się wiele lat temu, kiedy Marek Krajewski znajdował się na początku swojej literackiej drogi, Jerzy Kawecki zaś był już dość doświadczonym medykiem sądowym. Książkom pisarza brakowało wówczas, jak zauważył jego szwagier, wiarygodnej materii medyczno-sądowej. Uwaga ta stała się przyczynkiem do zawarcia znajomości z Jerzym Kaweckim. Każdy, kto zna książki Krajewskiego oraz jego wypowiedzi z licznych wywiadów, zauważy, że jest on człowiekiem niezwykle dbałym o jakość swojej pracy pisarskiej. Wszystko ma być dopracowane i zapięte na ostatni guzik. Pisarz, mimo że para się fikcją, nie może przekazywać czytelnikowi nieprawdy w znaczeniu ogólnym, zdaje się sądzić Krajewski. Toteż, aby zachować wiarygodność w materii medyczno-sądowej nie tylko zawiera znajomość z Kaweckim w celach konsultacyjnych, ale i sam uczestniczy w sekcji zwłok. Z biegiem lat przyjaźń obu panów się rozwija i pewnego dnia Kawecki zdradza Krajewskiemu, iż od lat gromadzi skrupulatnie wszelkie materiały ze spraw, w których uczestniczył oraz że chciałby je kiedyś spisać, ale stanie się to prawdopodobnie na emeryturze. Zafascynowany pomysłem Krajewski zaproponował lekarzowi, aby zrobili to wspólnie, nie czekając na emeryturę wybitnego medyka. Tak pokrótce przedstawia się geneza książki "Umarli mają głos".

 

Pod względem kompozycyjnym książka duetu Krajewski-Kawecki ma charakter ramowy, tzn. w obręb jednej fabuły wplecione zostały inne. Ramą kompozycyjną, czyli fabułą nadrzędną, jest rozmowa, którą prowadzą ze sobą pisarz i lekarz. Jej efektem są historie przypadków z praktyki zawodowej medyka. Z pogawędki, która toczy się przy kawie i ciastkach wyłania się dwanaście opowieści o mordercach i ich ofiarach. Przy czym Krajewski wielokrotnie zadaje Kaweckiemu pytania, które sytuują go w roli ucznia, a medyka w roli fachowca i mistrza. Obrana konwencja idealnie wpisuje się w intencje, jakie zapewne przyświecały pisarzowi, kiedy pisał książkę, czyli chęć złożenia swoistego hołdu przyjacielowi. Zamierzony efekt został oczywiście osiągnięty. Kawecki jawi się jako człowiek inteligentny, pracowity i wybitny. Wybitne są nie tylko jego umiejętności zawodowe, lecz także ambicja w dążeniu do odkrycia prawdy. Wnioski Kaweckiego wielokrotnie przyczyniły się do przełomów w śledztwie. Fragmenty zawierające opisy jego odkryć czy stosowanych metod czyta się jak partie wycięte z powieści kryminalnej o detektywie-medyku. Myślę, że zarówno autor, jak i bohater zbioru "Umarli mają głos" powinni poważnie pomyśleć o napisaniu kolejnej książki. Tym razem całkowicie fabularnej, ale opartej na doświadczeniach Kaweckiego, w której właśnie detektyw-medyk, o cechach charakterologicznych rozmówcy Krajewskiego, rozpracowywałby kryminalną zagadkę. Cóż to byłaby za intrygująca powieść!

 

Dwanaście fabularyzowanych studiów przypadku, zamieszczonych w zbiorze Kaweckiego i Krajewskiego, układa się w krótką historię polskiej przestępczości i motywacji, które przywiodły sprawców do popełnienia przestępstw, w tym tych najokrutniejszych, czyli morderstw. Pod tym względem owe historie nie mają w sobie niczego odkrywczego. Za większością przestępstw stoją ludzkie namiętności. Nawet jeśli morderstwo zostało w szczegółach zaplanowane, to u jego genezy zawsze leży jakaś ludzka słabość, choćby chęć posiadania drogiego auta czy ryzykowne hobby. Zwykle jednak chodzi o zawiedzioną miłość, zazdrość, zemstę. Inną kategorią są morderstwa popełniane na tle seksualnym, które wiążą się z jakąś dewiacją. Czytamy więc o okrutnych gwałtach czy bezczeszczeniu świeżych zwłok, którego dokonuje człowiek o skłonnościach nekrofilskich. Lektura z jednej strony jest mocna, z drugiej natomiast – fascynująca: staje się wciągającą opowieścią o dochodzeniu do prawdy na temat przyczyn zgonu danej ofiary. Wypływa z niej wniosek, że los wielokrotnie sprzyja mordercom, a dojście do ich zdemaskowania bywa długotrwałym procesem, w którym istotną rolę często odgrywa przypadek, ale też wiedza i intelekt osoby prowadzącej śledztwo. Książkę Kaweckiego i Krajewskiego można czytać także jako studium na temat zła, tego skąd się bierze i jaką potrafi przybrać postać. Okazuje się, że zło jest po prostu ludzkie i rodzi się zarówno z pokładów skrywanych emocji, które w pewnym momencie szukają ujścia, jak i różnego rodzaju dewiacji i chciwości. Natomiast o jego postaci poczytajcie sami, sięgając po utwór wybitnego medyka i pisarza.

 

I choć po skończonej lekturze książka pozostawia pewien niedosyt, to ma on pozytywny wydźwięk, ponieważ odkładając ją na półkę, ma się ochotę na więcej. Z tym że następnym razem z chęcią przeczytałabym powieść, a nie opowiadania: powieść o inteligentnym i doświadczonym detektywie-medyku. Może coś w stylu książek pisanych przez Bassa i Jeffersona? Nie wiem. Wiem tylko, że nasz rodzimy duet w niczym nie ustępuje amerykańskiej parze, a potencjał literacki zarówno osoby, jak i zawodowych przypadków Jerzego Kaweckiego z pewnością jest ogromny.

 

Recenzja po raz pierwszy ukazała się na Literatkach: Historie opowiedziane przez zmarłych

Like Reblog Comment
show activity (+)
text 2015-05-25 13:28
Lekko, durnowato i upiornie
Umarli mają głos - Marek Krajewski,Jerzy Kawecki

Miał to być przerywnik między kolejną literacką wyprawą do Chin a nowym Ozem. Tak się akurat złożyło, że moja biblioteka została tymczasowo zamknięta ze względu na remontową apokalipsę i szefostwo (w swej mądrości) postanowiło, że będę siedzieć w biurze przez trzy tygodnie i sprawdzać jak radzi sobie ekipa remontowa. Oczywiście mam habilitację z malowania ścian i instalacji elektrycznych więc nie pozostało mi nic innego jak zapakować Kindla, zaparzyć herbatkę i umilać sobie czas lekturą i niezobowiązującymi dywagacjami o pogodzie w gronie malarzy i elektryków.

Krajewski tym razem opowiada o swojej przyjaźni z patologiem Jerzym Kaweckim, który dzieli się z czytelnikiem swoim wieloletnim doświadczeniem medycznym. Książka to kilkanaście krótkich rozdziałów rodem z CSI, gdzie zwyrodnialcy liczą na łut szczęścia i opieszałość organów ścigania. Marek Krajewski nie zabiera nas tym razem do Wrocławia czy Lwowa, nie ma pięknych lat trzydziestych ani do paskudnego komunistycznego reżimu. Tym razem spotykamy się z rzeczywistością. I to chyba jest wielki minus tej książki bo skoro przestępcy wykazują się tak dalece idącą głupota to studiowanie ich poczynań nie może być w żaden sposób interesujące. Nie jestem czytelniczką kryminałów ponieważ wielokrotnie drażnią mnie motywy złoczyńcy a samo wykonawstwo nie jest wystarczająco "finezyjne". U Krajewskiego taka finezja zdarzała się w pierwszych powieściach o Mocku. Potem tego zabrakło. Literacka zbrodnia ma jednak o wiele ciekawszy przebieg - prawdziwi przestępcy, z którymi ma nieprzyjemność doktor Kawecki nie grzeszą inteligencją, myślenie nie jest ich mocną stroną.

Kryminały czytam dla rozrywki więc oczekuję chwili niezobowiązującego relaksu z siekierą w tle. Tutaj poszło szybko ale raczej było nudno. I nie jest to wina autorów. Widać to życie pisze rozczarowujące fabularnie historie.

 

More posts
Your Dashboard view:
Need help?