Nareszcie! Skończyłam i płaczę... ze szczęścia, że w końcu z czystym sumieniem mogę odłożyć książkę. Aż ciężko mi cokolwiek napisać, bo nie spodziewałam się aż tak dennej powieści. Pani Michalak przeszła samą siebie w tworzeniu historii "ona krucha i delikatna, on jej rycerz w lśniącej zbroi". Dziwię się sama sobie, że dotrwałam do końca i zniosłam te opisy i dialogi rodem z kiepskiego taniego romansidła. W tej książce nie dzieje się nic co by mnie zaciekawiło i wciągnęło. Wieje nudą i pustostanem, a ciekawie rozpoczynające się wątki są momentalnie urywane. Nie wiem czy autorka próbowała poruszyć temat przemocy w rodzinie czy wyszło jej to zupełnie przypadkiem podczas tworzenia romantycznej historii o cudownie ocalonej Lilianie z rąk jeszcze cudowniejszego Aleksa, ale i to nie uratowało książki. A bohaterowie? I w tym przypadku szczyt został osiągnięty. Ona - pusta, durna, użalająca się nad sobą hipokrytka, której nie sposób lubić czy żałować. On - chyba jeszcze głupszy, z absurdalną miłością do niej - a początkowo tak polubiłam Aleksieja. Tragedia i dramat. Płakać mi się chce na samą myśl ile czasu zmarnowałam przy tej książce i jak bardzo czuję się rozczarowana.