logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: Kaszana-Czelendż
Load new posts () and activity
Like Reblog
show activity (+)
review SPOILER ALERT! 2015-12-26 19:38
Szatańskie włosy - Graham Masterton

To było najdłuższe 176 stron, jakie było mi dane w życiu czytać. „Szatańskie włosy” („dosłowne” tłumaczenie z angielskiego „Hair Raiser” ;)) to prawdziwe piekło. I nie mam na myśli tego, co przeżywa główna bohaterka. Czytelnik męczy się myljon razy bardziej.

 

Powieść opowiada o Kelly – młodej dziewczynie, która przysposabia się do zawodu fryzjerki. Zanim jednak będzie mogła tworzyć efektowne fryzury, musi przejść standardowe męki nowicjusza. Sprząta więc salon fryzjerski i wynosi torby z włosami do piwnicy. Podczas jednej z takich piwnicznych eskapad przytrafia się jej coś dziwnego.

 

„Poklepała torbę i tym razem była całkiem pewna, że poczuła ruch. Boże, spraw, żeby nie był to wielki, włochaty szczur - modliła się w myśli. Nie zniosę widoku tłustego, brązowego szczura kanalizacyjnego z długim gołym ogonem, czerwonymi ślepiami i żółtymi zębami.”

 

Nie bój się. To tylko diabeł, który sprawi, że włosy klientów się w ciebie wbiją i przez to zyskasz nadludzką siłę oraz będziesz współwinna kilku zabójstw. Możesz spać spokojnie.

 

W końcu Kelly ogarnia, że coś jest nie halo. Włosy klientów, które wbiły jej się w rękę, nie dają się wyrwać, a do tego ciągle rosną. Lekarze się bezradni, a dziewoja coraz bardziej zestrachana. Z pomocą przychodzi jedna z klientek salonu, która spotkała się już z takim zjawiskiem.

 

„ W kręgach ludzi zajmujących się magią takie włosy noszą nazwę szatańskich.

 (…) Porastają one kogoś, kto wszedł w kontakt z czymś lub kimś bardzo złym, często tak złym, że nawet piekło go nie chce. Rozumiesz, o czym mówię?”

 

Nie do końca. W zasadzie chyba nie rozumie tego nawet sam Masterton...

 

Kelly wciąż nie wierzy w tę historię, ale postanawia podzielić się obawami ze swoim partnerem życiowym.

 

„ Chodzi o moją rękę, Ned. Robi różne rzeczy, a ja wcale nie chcę, żeby je robiła.”

 

I see what you did there! ;)

 

Ned wtajemniczony. Kiedy po raz kolejny dochodzi do dziwnych sytuacji z piwnicą, Kelly ściąga go do salonu, a włosy… Cóż, włosy formują się w węża. Jak wszystkie włosy, którym się nudzi na studniówce, weselu czy innym spędzie. Wielkie mi mecyje. Ned postanawia dać Kelly radę.

 

„Kelly, posłuchaj mnie. Spokojnie. Tu, u was, w Siz-zuz, dzieje się coś dziwnego. Coś, co cię śmiertelnie wystraszyło. Co masz zamiar zrobić? Chcesz bać się ciągle i uciekać? Rzucić pracę?”

 

No gdzie! Może ją zeżreć wąż uformowany z odciętych klientom włosów, ale roboty ma się trzymać! KURCZOWO! Ciężkie czasy, rynek pracodawcy…

 

Nasi bohaterowie uznają też, że nie warto wzywać policji.

 

„Pomyśleliby, że robisz sobie z nich żarty. Zastanów się tylko, czy sama uwierzyłabyś komuś, kto próbowałby cię przekonać, że ścigał go wąż z włosów, obciętych ludziom u fryzjera?”

 

Nie uwierzyłabym. Ale najwidoczniej autor ma nadzieję, że ktoś jednak uwierzy.

 

Policja nie zostaje powiadomiona, a Kelly lewą ręką (tą owłosioną) dusi sama siebie przez sen. To też nie jest powód, żeby zwrócić się do władz. Tymczasem mieszkaniec piwnicy w salonie znowu daje o sobie znać.

 

„Nie, nie, na pewno mi się wydawało, pomyślała. Wyobraziłam sobie to wszystko, od samego początku. Ale kiedy weszła na pierwszy stopień schodów, znów usłyszała ten głos i tym razem była przekonana, że to nie jest jej wyobraźnia.

 Beelzebub... l'un de plus grands malheurs... ilestoit froid comme la glace...”

 

O, widzicie - Belzebub. Nieznajomy się przedstawił, teraz już będzie z górki - wystarczy egzorcyzmować i już można wracać do kręcenia klientkom loków.

 

Kelly postanawia udać się do klientki, która powiedziała jej o szatańskich włosach. Z prośbą o fachową pomoc, rzecz jasna.

 

„Postanowiłaś przyjść tu, zobaczyć się ze mną. To była właściwa decyzja. Nie mogłaś zrobić nic lepszego. Och, oczywiście, odwiedzaj sobie wszystkich lekarzy świata, ale żaden z nich ci nie pomoże. Nie pomoże ci elektroliza, nie pomoże chirurgia, nie pomoże radioterapia. Fizycznie jesteś zdrowa, nie na tym polega twój problem. Twój problem to spotkanie ze złem.”

 

Uwaga! Znaleźliśmy jedyną osobę na świecie, której matka nie kazała uważać na to, z kim się spotyka! Można robić zdjęcia, płatność przy wyjściu.

„Zamilkła na chwilę, nadal jednak głaskała i delikatnie pociągała włosy na ręce Kelly.

-Kiedy się pojawiły? ? spytała.

-Zaledwie dwa, trzy dni temu. To zwykłe, normalne włosy, zmiecione z podłogi naszego salonu, ale przyczepiły się jakoś do mnie i rosną.

-Stało się tak dlatego, że ktoś wymówił nad nimi zaklęcie. Ktoś powołał je do życia. Zamienił zwykłe włosy w szatańskie.”

 

Oto przepis na szatańskie włosy. Potrawę należy przyrządzać jedynie pod nadzorem szamanów lub wiedźm.

 

„Panna Paleforth wyrecytowała głośno:

 -Skóra, paznokcie, włosy, pierścienie, odejdźcie w świat śmierci, gdzie wasze miejsce!”

 

To nie może być skuteczne, nawet się nie rymuje…

 

„Potrząsała rumem w szklance coraz gwałtowniej, coraz bardziej energicznie, powtarzając przy tym coraz szybciej i szybciej wypowiedziane wcześniej słowa. Po chwili pstryknęła zapalniczką i podpaliła alkohol.

Kiedy rum zaczął palić się niebieskim płomieniem, panna Paleforth bez ostrzeżenia wylała go na przegub dłoni Kelly, mówiąc jednocześnie: „Szatanie, odejdź!".”

 

A Szatan posłuchał, bo z natury był uległy…

 

„Dziewczyna krzyknęła przeraźliwie. Cała jej dłoń stanęła w ogniu. Widziała, jak włosy płoną i kurczą się; ból był straszny, wyrwała więc rękę z dłoni panny Paleforth i zaczęła nią gorączkowo machać. Płomienie wzbijały się w powietrze i syczały przy każdym jej ruchu. Niemal dostała ataku histerii, lecz panna Paleforth zachowała niewzruszony spokój.”

 

Bo to nie jej ręka się jarała?

 

„Po krótkiej chwili wstała, podeszła do zlewu, namoczyła ręcznik, wróciła do Kelly i owinęła go mocno wokół jej ręki.

- Nic ci nie będzie - powtórzyła kilkakrotnie łagodnym, uspokajającym głosem. -Nic ci nie będzie. Zrobiłaś, co chciałaś. Pozbyłaś się włosów.”

 

Tak. O mało co – wszystkich, łącznie z nagłownymi.

 

Tak się jednak składa, że Belzebubek nie został wykończony, a odpowiedzialny za jego przechowywanie jest – surprise, surprise – właściciel salonu (szef Kelly), na którego od początku padały podejrzenia. Jako że w międzyczasie dochodzi do kilku morderstw, Kelly bierze kumpla z pracy i włamują się do mieszkania przełożonego, żeby znaleźć jakieś dowody obciążające szefa (od tej pory możecie o sobie myśleć jak o perfekcyjnych pracownikach!). Oczywiście coś idzie nie tak. Zjawia się nasze włochate bydlę.

 

„Dziewczyna była niemal pewna, że słyszy szelest szponów, przesuwających się po wykładzinie. I wydawało jej się, że czuje obrzydliwy, mdlący zapach, przypominający fetor rozkładających się kurczaków, marynowanych w zgniłej wodzie po kwiatach.”

 

Dzięki za opis zapachu! To mi pozwoli lepiej go sobie wyobrazić! Szkoda tylko, że za cholerę nie wiem, jak pachną rozkładające się kurczaki marynowane w zgniłej wodzie po kwiatach. Choć domyślam się, że gdybym stworzyła taką świecę zapachową, to sprzedałaby się w tysiącach sztuk.

 

Kevin (kumpel z roboty) ginie, Kelly wychodzi z tego cało, opętany szef ucieka. Dziewczyna ma rozmowę z detektywem.

 

„-A jak pan sądzi, kiedy ja będę mogła wrócić do domu? - spytała Kelly.

- Musisz poczekać, aż złapiemy tego łobuza.”

 

Łobuza, urwipołcia, huncwota… Pan detektyw jest bardzo delikatny.

 

„-Przeze mnie zginął Kevin, musiałam wyprowadzić się z domu i nie mam już pracy.

Detektyw Brough pokiwał głową.

- Najważniejsze, żebyśmy go znaleźli - powiedział.”

 

Pewnie. Walić Kevina.

 

Szefuńcio został ostatecznie zwabiony i pokonany. Tak, dał się złapać w pułapkę rodem ze Scooby-Doo. Zła całkowicie wyplenić się nie da, więc Belzebub hasa sobie wesoło po salonach fryzjerskich do dziś. Końcówka urąga inteligencji czytelnika i nie będę o niej nawet szczegółowo pisać, bo żal mi samej siebie, że przez to przeszłam.

 

Zanim jednak dotarłam do finiszu, autor zgotował mi kilka innych smaczków.

1) Kelly przychodzi do sąsiadki, która okazuje się być martwa. Dziewczyna zostaje ostrzeżona, żeby nie patrzeć na ciało, ale do pokoju ze zwłokami wchodzi kot! Żeby uratować kota (nie wiem, przed czym – przed patrzeniem?), Kelly włazi do pomieszczenia i oczywiście gapi się na ciało. Brawo!

2) Chociaż główna bohaterka wielokrotnie znajduje się w miejscu zabójstw, policja ani razu jej nie podejrzewa. Czemu? Nie wiem, widocznie wszyscy funkcjonariusze na nią lecą, bo innego wytłumaczenia nie widzę.

3) Kelly ryzykuje życie nie tylko swoje, ale też swoich przyjaciół i przez własną głupotę ściąga na nich nieszczęścia. A ostatecznie wychodzi na bohaterkę. I TAK SIĘ ROBI KARYJERĘ.

  

To było moje pierwsze spotkanie z Mastertonem i do tej pory mam wrażenie, że gość zrobił czytelnikom jakiś chory żart. Ani to sensowne, ani śmieszne, ani budzące grozę. Może tricho- lub chetofobików ruszyło, mnie nie. W dodatku cały czas miałam wrażenie, że czytam tekst Kinga (i to Kinga w jego najgorszej formie). Nie, nie i jeszcze raz nie. A do Mastertona na bank nie wrócę.

 

 

Like Reblog
show activity (+)
review 2015-08-25 23:09
Osaczona - Janelle Taylor

Z tą kaszaną miałam poważny problem. Na początku lektury wydawało mi się, że czytam coś bardzo słabego, coś zupełnie nie w moim guście, coś, czego nie poleciłabym nikomu, ale nie do końca skaszanionego. Ot, po prostu nie z mojej bajki. Nie doceniłam jednak Lary – szybko okazało się, że dziewczyna wiedziała, czym mnie skatować. Ale, jak mawiał klasyk, nie uprzedzajmy faktów.
 
Główną bohaterką powieści jest Amanda. W chwili, kiedy ją poznajemy, traci pracę, a jej mały synek, Tommy, ląduje w szpitalu. Rodzina jej nie wspiera – ojciec dziecka zmył się na wieść o ciąży, mama zmarła na raka, a ojciec Amandy nie utrzymuje z nią ciepłych relacji (podobnie zresztą jak dwie przyrodnie siostry). Jakby tego było mało, do Amandy dociera wieść o śmierci taty, do którego to – o zgrozo! – już nigdy nie będzie się mogła zbliżyć. Jako że staruszek był obrzydliwie bogaty, na odczytaniu ostatniej woli w kancelarii prawniczej zjawiają się wszystkie trzy siostry. Okazuje się, że nie wszystkie dowiedzą się tego samego dnia, jaka jest treść testamentu ojca. Pierwsza kopertę dostaje Amanda. Pozostałe dwie siostry mają zgłosić się po swoje koperty w innych terminach. Wiem, że już przebieracie nogami z niecierpliwości, żeby dowiedzieć się, kiedy będzie koniec świata, jaki jest sens życia i co było w kopercie naszej ukochanej głównej bohaterki. Dlatego kolejno odpowiadam:
1. Już był, ale przegapiliście. Jak zawsze. Nie mogę Wam wszystkiego palcem pokazywać.
2. Żelki. Jeśli ktokolwiek będzie Wam próbował wmówić co innego, nie wierzcie.
3. Instrukcje, jakie kobitka ma wykonywać przez miesiąc, żeby odziedziczyć najbardziej wartościową nieruchomość należącą do ojca. Tak, pozostałe siostry (a raczej ich matki) też ostrzyły sobie na nią zęby.

Wiem, wiem, że mój opis zawiązującej się historii już sprawia, iż macie ochotę biec do sklepu po książkę. Nie musicie – przytoczę Wam największe absurdy. Autorka miała rozmach, więc skoczcie po „sens życia”, żeby mieć czym zagryzać – trochę tego będzie.
1. Instrukcje dla Amandy są takie: „Amanda ma spać w czerwonej sypialni, Tommy w błękitnym pokoju tuż obok. Amandzie nie wolno nigdy wchodzić do głównej sypialni, czyli białego pokoju. Nigdy nie może też korzystać z toalety na parterze - nawet przeglądać się w lustrze. Nie wolno jej nigdy otwierać okna przy kaktusie w salonie ani szafki nad piecem...”, itd. Teraz uwaga – będę spoilerować. (Czemu będę? BO MOGĘ. Muahaha, muahahaha, MUAHAAHAHAH!) Czaicie, że te instrukcje są kompletnie bezpodstawne? Nie mają żadnego sensu. ŻADNEGO. Stary zabawił się w swata i wymyślił jakieś debilne wytyczne, żeby…
2. … „ochroniarz” Amandy zakochał się w niej podczas obserwowania, czy dziewczyna trzyma się zasad. „Ochroniarz” to w zasadzie złe słowo.. Ethan to facet „z przeszłością”, który zawdzięcza ojcu Amandy uratowanie życia. Wprawdzie w poprzednim życiu był korposzczurem , ale od trzech lat jest samotnikiem żyjącym w głuszy i prawdziwym twardzielem, który naprawi każdy sprzęt. Jak dla mnie to trochę za mało, żeby nagle nabrać cech Bonda. Ale Ethan nabrał. Nie będę mu zazdrościć, zazdrość to bardzo niskie uczucie.
3. Oczywiście, jak przewidział nasz ekscentryczny bogacz, Ethan i Amanda zaczynają się w sobie zakochiwać. Muszą się ze sobą przespać, bo inaczej książka nie miałaby sensu. Jest jednak ciężko, bo Ethan jest tak mroczny że ciężko go rozgryźć. Nawet na nazwisko ma Black, żeby nie było wątpliwości, że mówimy tu o najbardziej mrocznym mroku. Ale Amanda go stopniowo „uczłowiecza”. I weź tu wpuść babę do swojego życia…
4. Wraca Paul, ojciec Tommy’ego! Powitajmy starego znajomego! I chce odnowić kontakty. Na pewno nie dlatego, że wszystkie gazety trąbią o spadku Amandy. No weźcie, świnie z Was. Gość przeżywa renesans ideałów.
5. Amanda nie wie, czy chce być z Paulem, którego nie kocha, ale chce, by Tommy miał ojca, czy z Ethanem, który wciąż nie chce się przed nią otworzyć, ale za każdym razem ratuje jej dupę.
6. A ma co ratować, bo ktoś regularnie włamuje się do chawiry, którą ma odziedziczyć Amanda. Próbuje też – niespodzianka – udusić przyszłą dziedziczkę poduszką.
7. Okazuje się, że jest więcej chętnych na spadek po bogaczu, bo gość się nie cackał i spotykał się z całymi hordami kobiet. Nie muszę chyba mówić, że wszystkie trzy wspomniane na początku siostry były z innych matek? No. To te dzieci były uznane. Trzeba jednak rozważyć jeszcze kilka przypadków. Spokoooo, mamy czas, w końcu koniec świata już był.
8. Ethan się wycofuje i powoli wariuje, bo wracają sceny z przeszłości. Paul podstępnie zdobywa zaufanie Amandy. Czy to on dusił Amandę poduszką, jak sugeruje Ethan? NOOOO WAYYY!
9. Niespodzianka, to jednak Paul. Ja pierdzielę, jakie emocje! Jak przy zawiązywaniu butów. Paul nokautuje Ethana i chce zabić Amandę (ale tak, żeby wyglądało, że to Ethan). Tommy’ego chce sprzedać bezdzietnej parze. Biznesman. Ja bym brała.
10. Ethan powstaje z martwych i pomaga Amandzie (po raz pierdylion szesnasty). Amanda zwiewa z dzieckiem z domu i wzywa pomoc. Zostawa w domu dwóch mężczyzn. Na szczęście przeżywa… emocje rosnąąąąą… ETHAN! Yaaaay!
11. Amanda nie dotrzymała umowy, więc jej dom przechodzi na kogo innego. Na kogo? Na Ethana! Czy mogłoby być piękniej? Postanawiają spędzić przyszłość razem. AMEN.

 

Czy ta opowieść Was satysfakcjonuje? Głupie pytanie – przecież widzę po twarzach, że jesteście wniebowzięci! Aby jednak ta niesamowita, nieprzewidywalna historia była osnuta mgiełką tajemnicy, autorka pozostawiła kilka nierozwiązanych kwestii. Skąd i po co Ethan miał prezerwatywy (co najmniej dwie) w portfelu, skoro od trzech lat żył w celibacie, unikał kobiet i pogrążony był w żałobie? Czemu najpiękniejszym zapachem pojawiającym się w książce jest zapach „smażonej kiełbasy i cebuli”? Co dostały w spadku dwie pozostałe siostry (nie, nie dowiadujemy się z książki – autorka pewnie czuła, że już za grubo pojechała i chciała zaoszczędzić sobie wstydu). I na koniec – co kierowało grafikiem, kiedy tworzył okładkę zupełnie nie związaną z treścią książki i umiejscowił na niej kalie tak, żeby wyglądały jak dwa kinkiety? Tego możemy się tylko domyślać.

 

To była szalenie dobra książka! I pomyśleć trzeba, i wzruszyć się można… Arcydzieło, rewelacja, całe 3/10. :D

Like Reblog
show activity (+)
review 2015-04-26 20:57
Detektyw i dziewczyna - Julie Miller

Zaniepokojona tym, że moi kompani od Kaszany pokpili sprawę, sama wzięłam się za wyzwanie przewidziane na II kwartał 2015. Już po kilku pierwszych stronach „Detektywa i dziewczyny” zaczęłam żałować, że wychyliłam się przed szereg. ;)

 

Chciałabym powiedzieć coś dobrego o tej książce. Naprawdę bym chciała. I może nawet mi się uda, bo dostrzegam jej jedną, ale za to bardzo istotną zaletę – jest stosunkowo krótka. Dzięki temu nie musiałam przedłużać męczarni związanych z czytaniem. Innych plusów brak.

 

Przybliżę Wam fabułę. Tytułowa dziewczyna, lat 25, jest singielka, zakupiła swój pierwszy domek (Kurna, mam niewiele więcej, gdzie mój pierwszy domek?) i pracuje w farmaceutycznej korporacji. Ma taki zapiernicz w pracy, że nie ma czasu na związki i życie prywatne. Jest asystentką szefa i zna kilka jego prywatnych tajemnic. A, nasza bohaterka ma na imię Elisabeth. Pytanie za 0,00001 punktu: jak miała na imię główna bohaterka „Mrocznego Kochanka”? Odpowiedzi przesyłajcie SMS-em na losowo wybrany numer. Na pewno właściciel numeru odpowiednio Was nagrodzi. Co do naszego detektywa, Kevina  – gość jest o 12 lat starszy od Beth. Za nim nieszczęśliwe związki. Jest oddany swej pracy w policji. Tak, samotny. Tak, wysportowany i umięśniony. O dziwo sam siebie nie uznaje za przystojnego. Nieważne, i tak kręci Elisabeth. I to do jakiego stopnia! Dziewoja pada ofiarą ataku (a prawdopodobnie i gwałtu) w swoim własnym domu. Lezie do sąsiada iiiii… I co? I zwraca uwagę na umięśniony tors Keva! No pewnie! Każda ofiara napaści, zwłaszcza tej na tle seksualnym, ma ochotę na zbliżenia! Od tego momentu zaczyna się budować relacja między zakompleksionym detektywem (który zaczyna mieć słabość do Beth) a lecącą na niego dwudziestopięciolatką. W tle rozgrywa się wątek kryminalny, który zaczyna się bardzo przyjemnie, a kończy przewidywalnie jak opowiadanie z jakiejś „Pani domu” czy innego „Poradnika domowego”.

 

Książka to taki kundelek – pomieszanie romansu z kryminałem. Jako kryminał wypada blado, romansem też jest bardzo banalnym. W zasadzie nadaje się tylko do tego, żeby dorzucić ją do kolorowego magazynu dla pań. A to i tak z braku laku.

 

Okładką nie byłam straszona, bo czytałam książkę na komórce. Kiedy jednak zobaczyłam grafikę na booklikes, zaczęłam się zastanawiać, czy zamysł autora był taki, żeby przedstawić bohatera rodem z „Mody na sukces” na tle piorunów… Co to w ogóle ma wspólnego z treścią książki?

 

Ta kaszana naprawdę była kaszaną. Przez „Detektywa..” mam odruch wymiotny za każdym razem, kiedy czytam, że ktoś położył swoją dłoń na czyjejś (słyszałam o fetyszu stóp, dłonie chyba nie są standardem). Cała plejada schematycznych postaci i beznadziejny wątek romantyczny zdecydowanie nie pomagają. Ode mnie całe 2/10, a to tylko dlatego, że na chwilę zaciekawił mnie wątek kryminalny. Szkoda, że trwało to tak krótko.

Like Reblog
show activity (+)
text 2015-02-11 22:30
Mroczny kochanek - J.R Ward

Dziś kolejna odsłona Kaszany, czyli „Mroczny kochanek”. Początek książki był tak rewelacyjny, że czytałam go dwa razy. Tak, nie macie omamów. Pierwszych 7% objętości przemłóciłam dwukrotnie. Czemu? Ano temu, że za lekturę wzięłam się w busie i nie miałam jak wynotować cytatów. :D A czym byłaby opinia do Kaszany bez cytatów? To jak gołąbki bez sosu pomidorowego, jak pobyt nad morzem bez jedzenia gofrów, jak guma Turbo bez dołączonego obrazka samochodu!

 

Już na samym wstępie możemy dostąpić prawdziwej radości poznania pojęć używanych w powieści. I tak oto dowiadujemy się, że Bractwo czarnego sztyletu, od którego pochodzi nazwa cyklu, to „tajna organizacja mistrzów sztuk walki, której zadaniem jest obrona wampirów przed Korporacją Reduktorów”. „Rozkosze nocy” zryły mi banię tak bardzo, że przeczytałam najpierw „Korporacja REProduktorów”. Zmarnowana szansa, autorko!

 

Jedziem dalej. „Broniec – samiec wampirów, który ma partnerkę. Samce mogą mieć WIĘCEJ NIŻ JEDNĄ partnerkę.” Podkreślam - więcej niż jedną. Za to krwiczka to „wampirzyca, która ma partnera seksualnego. Samice zwykle poprzestają na JEDNYM partnerze.” Coś czuję, że to nie będzie ulubiona książka feministek.

 

A teraz trzymajcie się fotela. Poduszki. Kocysia. Czegokolwiek. Nadchodzi… CHCĄCZKA! „Chcączka – okres płodności u samicy wampirów; zwykle trwa dwa dni i towarzyszy jej potężny apetyt seksualny.” Fajnie? No to czytajcie dalej. „Pierwsza chcączka występuje około pięciu lat po przemianie, później pojawia się raz na dziesięć lat.” :D „Było super, powinniśmy to powtórzyć. Zadzwonię za 10 lat.”

 

Ależ… Co tam definicje… Na początku książki dwóch badassów siedzi sobie w barze… I nagle jeden wypala do drugiego: „Wariat z ciebie, H.”. :D Oh, stop it, you… :D

 

Uwaga! Tu robimy pauzę. „Z twarzą równie arystokratyczną, co brutalną, wyglądał jak król, którym był z urodzenia, i wojownik, którym uczyniło go przeznaczenie.” To zdanie, choć maksymalnie żenujące, jest najlepszym zdaniem w powieści. Przeczytawszy je, można już umierać. Albo brać się za następną książkę. Polecam to drugie, bardziej się opyla.

 

Potem mamy scenę o_mało_co_gwałtu. Laska jest wybitnie debilna, bo idzie ulicą i się nie odzywa, podczas gdy przystawia się do niej dwóch gości. Nie zdziwi Was chyba, że nie może znaleźć gazu pieprzowego? No kurde. Może warto by było otworzyć jadaczkę i krzyczeć? No ale nasza pannica zaczęła wierzgać i kopać dopiero, kiedy koleś „zasłonił jej usta ciężką dłonią”. Ja pierdzielę. W ogóle wiecie, gdzie tak w ciszy zmierzała? Po chińskie żarcie. Chciała jak najszybciej dojść knajpy, bo tam będzie bezpieczna…  Widzę, że punkt z azjatycką szamką to była jakaś oaza w totalnej rozpierdusze, bo inaczej się tego wytłumaczyć nie da.

 

„Gdyby był to ktokolwiek inny, Ghrom użyłby swojego ulubionego słowa: spierdalaj.” Widocznie oglądał tylko ten odcinek Ulicy Sezamkowej, w którym wprowadzano literkę „s”. Wielki Ptak byłby dumny.

 

„W zagęszczających się kłębach pary zmywał z dłoni brud, pot i śmierć.” Nie znam tej ostatniej wydzieliny.

 

„W trakcie swej pracy reportera odkryła, że morderstwa były w Caldwell popularnymi

wydarzeniami. Oczywiście dla wszystkich oprócz mężczyzny czy kobiety, którzy akurat umierali.” Co ty nie powiesz? Dla nich już nie?

 

„Oparła się o ścianę budynku, nie mając pewności, czy jej nogi będą jeszcze działać jak wcześniej”, co świadczyło o jej olbrzymiej inteligencji.

 

„Rankohr był potężnym samcem. Wielkim, silnym, mocniejszym niż inni wojownicy. Miał też wśród wampirów legendarną reputację seksualnego ogiera o hollywoodzkiej urodzie. Kobiety, wampiry i ludzie, stratowałyby własne dzieci, żeby go dopaść.” Tak. Po to, żeby mieć więcej dzieci do rozdeptania. Tak działa ewolucja. Logiczne.

 

„Spóźnienie Zbihra nie było wielką niespodzianką. Postawa Z. wobec świata zamykała się w dwóch słowach ‘pierdol się’”. Oho, pasuje do Ghroma. Tylko oglądali inne odcinki Sezamkowej.

 

„- Sukinsyn - szepnął Ghrom.” I pewnie było to jego drugie ulubione słowo. Również na „s”, co w pewien sposób potwierdza moją teorię. ;)

 

„Miała pozamykane okna i drzwi, a wiejący od zachodu wiatr niósł słodkawy smrodek rozkładających się śmieci.” Romantico! Będzie scena, mówię Wam!

 

„Beth Randall była po prostu niesamowicie i niepowtarzalnie piękna.” A to ci niespodzianka! Nie muszę dodawać, że to główna bohaterka, nie?

 

„Omega odwiedził go na godzinę przed świtem i przekazał mu wszystkie prawa i przywileje nadreduktora.” Wciąż uważam, że „nadreproduktor” brzmiałby bardziej prestiżowo.

 

„Pan X wstał od biurka, przez chwilę przyglądając się swemu odbiciu w oknie. Jasne włosy, blada skóra, blade oczy. Zanim wstąpił do Korporacji, miał rude włosy.” Kiedyś nie miał duszy, teraz jest Gandalfem. Moim zdaniem korzystna zamiana.

 

„Korporacja była inna. Miał wszystko, czego kiedykolwiek pragnął.” Międzynarodowe środowisko, darmowe szkolenia i kartę MultiSport. Czytałam niedawno oferty pracy, więc wiem takie rzeczy. ;) „Musiał więc sprzedać duszę, żeby się tam dostać” – to też tak jakby się zgadza. :D

 

„Na początku trochę martwiła go impotencja, ale w końcu się przyzwyczaił.” To chyba nie jest tytułowy Mroczny Kochanek. Bo jeśli jest, to nie wiem, czy jest sens czytać dalej…

 

„Zresztą upuszczanie krwi było lepsze od jakiegokolwiek seksu czy jedzenia.” No chyba sobie żarcisz. OD JEDZENIA?!?!

 

„Gdy już zajęła miejsce za swoim biurkiem, spędziła popołudnie, łykając tabletki na niestrawność i przeglądając emaile.” Brzmi fascynująco. Ta to ma klawe życie.

 

„Boże, on był piękny.” Piękna ona, piękny on. A taka bzdurna książka.

 

„Była przerażona tym, co się stanie, gdy do niej dojdzie.” Proste. Nie tylko on dojdzie.

 

„Jak on cudnie pachniał. Świeży, czysty pot. Mroczne, męskie piżmo. I ten dym.” Pachniał męską szatnią w budynku liceum?

 

„- Dotknij mnie - jęczała.

(…)

Nie po to tu jestem - powiedział.

- I tak mnie dotknij.” XD Niewiasto, przecież ci powiedział, że robotę ma. :D

 

"Czas iść, naprawdę czas już..." Blisko, blisko. Coś z chodzeniem, ale to jeszcze nie ten czasownik. :D

 

„Spoglądając na ustawiony przed nim talerz sałaty, zmusił się do uśmiechu.

- Ta sałata wygląda bardzo apetycznie, Karolino.” Szkoda tylko, że na talerzu prawdziwego mężczyzny jest miejsce jedynie na mięso i narkotyki…

 

„Tors miał tak zbudowany, jakby pod skórą przemycał wałki do malowania.” Może tak właśnie było… Gdyby to były „Rozkosze nocy”, to powiedziałabym, że ma tam twarde skarpetki.

 

„…a jego członek był tak wielki i wspaniały jak cała reszta jego ciała.” Bardziej podobała mi się wersja Lary: „wampir był prawie tak ogromny jak jego przyrodzenie”. XD

 

„- Muszę o coś zapytać, Ghrom. (…) Co ty tu, do cholery, robisz?

Uśmiechnął się lekko, jakby zadowolony z jej podejrzeń.

- Jestem tu, żeby się tobą zająć, Elisabeth.

To mu się faktycznie udało.”

Ahahahahaha. XD Autorka jedzie po sobie samej, ta książka jest świetna. :D

 

„Billy Riddle brzmi jak ktoś z Ulicy Sezamkowej, a nie gwałciciel” Wiedziałam! JEDNAK SEZAMKOWA!

 

„Kiedy go znowu zobaczy, zapyta, czy jest czysty i bez chorób i trzeba się modlić, żeby usłyszała odpowiedź twierdzącą. A także prawdziwą.” To były myśli dwudziestopięcioletniej kobiety. Tak, już „po fakcie”. Muszę coś dodawać?

 

„Wtedy Beth otworzyła przesuwane drzwi. Wyczuł ją od razu i oczywiście natychmiast miał erekcję.” No to dzisiaj sobie nie pogadają. :D

 

„Czuła jego oczy na swoim ciele, zupełnie tak, jakby jej dotykał.” Może był krótkowidzem i musiał bliżej podejść. Tak blisko, że ją smyrał gałkami. Wy tak nie robicie?

 

"Beth nie mogła nie zauważyć pierwotnej siły jego mięśni, wibrujących bicepsów i tricepsów". Polecam magnez w tabletkach, pomoże na te skurcze.

 

"-Nie skrzywdziłbyś mnie - powiedziała z pewnością siebie, która wydała mu się niebezpiecznie naiwna." Przed chwilą ten gość, wampir, chciał ją pogryźć. Zmieniam zdanie o tej lasce. To nie idiotka. To łatwowierna idiotka.

 

W ogóle wiecie, jaki skurwiel z tego wampira? Wypija krew ze swojej krwiczki i ma wtedy erekcję, a wyobraża sobie, że jest z inną! Czyli że z Beth! GNÓJ! :D

 

"Oto on, człowiek bez duszy polujący na wampiry..." XD Nie uwierzycie, ale to o tym gościu, który był kiedyś rudy. xD

 

"Coś go wytrąciło z równowagi. Na maksa." :D Na maksymalnego maksa! Na maksymalnie wyrąbanego w Kosmos maksa!

 

"Są też beznadziejne filmy klasy B i porno." Ba, są nawet tego typu książki. Np. ta.

 

Przy okazji - laska, znaczy Beth, jest zdrowo rąbnięta. Jeszcze nie zamieniła się w wampira, a już jest zła, że Ghrom wysysa krew z innej. :D Spoiler – potem sama będzie prosić Melissę, żeby użyczyła swojej krwi Ghromowi. TO JEST DOPIERO MIŁOŚĆ! Albo niezdecydowanie. Nie wiem, nie mogę się zdecydować.

 

„-Zostaniesz-spytał?

Zaśmiała się zmysłowo.

- Nie jestem pewna, czy mogę teraz chodzić.”

… Jak w starych, dobrych dowcipach gimnazjalnych.

 

„Najbardziej przerażające były jego oczy. A one były całkowicie skupione na niej, jakby przymierzały ją do trumny. Albo przymierzały się do seksu.” Jedno drugiego nie wyklucza. Ciekawi mnie tylko kolejność. BTW – chciałabym zobaczyć oczy przymierzające się do seksu. Taka gałka oczna w fikuśnych ciuszkach…

 

„…poczuł dotyk jej nagiej stopy. Poczuł nagły przypływ pożądania, ale powstrzymał się.” Poczułam się znudzona tą książką, ale poczułam też, że powinnam czytać dalej.

 

„Wyczuł zapach oburzenia, jakby ktoś psiknął mu w nos cytrusowym odświeżaczem powietrza”. Zawsze zastanawiałam się, czemu lubię zapach cytrusów. A teraz już wiem. Jestem bezczelną suką, którą kręci czyjeś oburzenie.

 

„Tak. Beth też nie wiedziała, o co chodzi.” Jak my wszyscy. Chociaż warto przypomnieć, że nie posądzam jej o przynależność do Mensy.

 

Wiecie, co jest podsumowaniem ceremonii zaślubin? Goście wycinają sztyletami imię wybranki pana młodego na jego plecach, a na końcu te otwarte rany ktoś zalewa solą rozpuszczoną w wodzie. Oczywiście tak jak w całej książce główna bohaterka nazywana jest „Beth”, tak tu nagle staje się „Elizabeth”. :D  Przy okazji - pomyśleć, że my, ludzie, raczej nie pchamy się do żeniaczki. Co mają powiedzieć wampiry? :D

 

„Zaczął chodzić po pokoju. Siadł na kanapie. Znowu chodził po pokoju.” Autorka jest mistrzynią budowania napięcia.

 

„Rozpaczliwie pragnęła mu pomóc, ale nie mogła wykonać reanimacji, dopóki funkcjonowały organy wewnętrzne.” WTF? Niech poczeka, aż mózg też przestanie pracować. Najlepiej, jeśli pomoże mu, kiedy ciało zacznie się rozkładać.

 

„..westchnęła z przyjemności. Dźwięk uaktywnił jego erekcję, więc pogłaskał ją palcami po obojczyku.” Nooo. Związek przyczynowo-skutkowy jak najbardziej zachowany.

 

Generalnie pod koniec dzieją się dziwne rzeczy i nie za bardzo chce mi się wnikać w to, co czytałam. W pewnym momencie cisnęło mi się na usta: „Rurku, kto odpowiada za to, jak wygląda ta fabuła?”. W książce notorycznie pojawia się też zwrot „gwiazdki do rzucania” - jakieś tryliard miliardów czy miliard tryliardów razy. Nie muszę chyba mówić, że shuriken czy chociażby gwiazdka ninja brzmiałaby lepiej.

 

Ocena? 1/10. „Rozkosze nocy” mnie ubawiły, tu naprawdę się wymęczyłam.

 

Like Reblog
review SPOILER ALERT! 2015-02-11 19:07
Mroczny kochanek - J.R Ward

Dziś kolejna odsłona Kaszany, czyli „Mroczny kochanek”. Początek książki był tak rewelacyjny, że czytałam go dwa razy. Tak, nie macie omamów. Pierwszych 7% objętości przemłóciłam dwukrotnie. Czemu? Ano temu, że za lekturę wzięłam się w busie i nie miałam jak wynotować cytatów. :D A czym byłaby opinia do Kaszany bez cytatów? To jak gołąbki bez sosu pomidorowego, jak pobyt nad morzem bez jedzenia gofrów, jak guma Turbo bez dołączonego obrazka samochodu!

 

Już na samym wstępie możemy dostąpić prawdziwej radości poznania pojęć używanych w powieści. I tak oto dowiadujemy się, że Bractwo czarnego sztyletu, od którego pochodzi nazwa cyklu, to „tajna organizacja mistrzów sztuk walki, której zadaniem jest obrona wampirów przed Korporacją Reduktorów”. „Rozkosze nocy” zryły mi banię tak bardzo, że przeczytałam najpierw „Korporacja REProduktorów”. Zmarnowana szansa, autorko!

 

Jedziem dalej. „Broniec – samiec wampirów, który ma partnerkę. Samce mogą mieć WIĘCEJ NIŻ JEDNĄ partnerkę.” Podkreślam - więcej niż jedną. Za to krwiczka to „wampirzyca, która ma partnera seksualnego. Samice zwykle poprzestają na JEDNYM partnerze.” Coś czuję, że to nie będzie ulubiona książka feministek.

 

A teraz trzymajcie się fotela. Poduszki. Kocysia. Czegokolwiek. Nadchodzi… CHCĄCZKA! „Chcączka – okres płodności u samicy wampirów; zwykle trwa dwa dni i towarzyszy jej potężny apetyt seksualny.” Fajnie? No to czytajcie dalej. „Pierwsza chcączka występuje około pięciu lat po przemianie, później pojawia się raz na dziesięć lat.” :D „Było super, powinniśmy to powtórzyć. Zadzwonię za 10 lat.”

 

Ależ… Co tam definicje… Na początku książki dwóch badassów siedzi sobie w barze… I nagle jeden wypala do drugiego: „Wariat z ciebie, H.”. :D Oh, stop it, you… :D

 

Uwaga! Tu robimy pauzę. „Z twarzą równie arystokratyczną, co brutalną, wyglądał jak król, którym był z urodzenia, i wojownik, którym uczyniło go przeznaczenie.” To zdanie, choć maksymalnie żenujące, jest najlepszym zdaniem w powieści. Przeczytawszy je, można już umierać. Albo brać się za następną książkę. Polecam to drugie, bardziej się opyla.

 

Potem mamy scenę o_mało_co_gwałtu. Laska jest wybitnie debilna, bo idzie ulicą i się nie odzywa, podczas gdy przystawia się do niej dwóch gości. Nie zdziwi Was chyba, że nie może znaleźć gazu pieprzowego? No kurde. Może warto by było otworzyć jadaczkę i krzyczeć? No ale nasza pannica zaczęła wierzgać i kopać dopiero, kiedy koleś „zasłonił jej usta ciężką dłonią”. Ja pierdzielę. W ogóle wiecie, gdzie tak w ciszy zmierzała? Po chińskie żarcie. Chciała jak najszybciej dojść knajpy, bo tam będzie bezpieczna… Widzę, że punkt z azjatycką szamką to była jakaś oaza w totalnej rozpierdusze, bo inaczej się tego wytłumaczyć nie da.

 

„Gdyby był to ktokolwiek inny, Ghrom użyłby swojego ulubionego słowa: spierdalaj.” Widocznie oglądał tylko ten odcinek Ulicy Sezamkowej, w którym wprowadzano literkę „s”. Wielki Ptak byłby dumny.

 

„W zagęszczających się kłębach pary zmywał z dłoni brud, pot i śmierć.” Nie znam tej ostatniej wydzieliny.

 

„W trakcie swej pracy reportera odkryła, że morderstwa były w Caldwell popularnymi

wydarzeniami. Oczywiście dla wszystkich oprócz mężczyzny czy kobiety, którzy akurat umierali.” Co ty nie powiesz? Dla nich już nie?

 

„Oparła się o ścianę budynku, nie mając pewności, czy jej nogi będą jeszcze działać jak wcześniej”, co świadczyło o jej olbrzymiej inteligencji.

 

„Rankohr był potężnym samcem. Wielkim, silnym, mocniejszym niż inni wojownicy. Miał też wśród wampirów legendarną reputację seksualnego ogiera o hollywoodzkiej urodzie. Kobiety, wampiry i ludzie, stratowałyby własne dzieci, żeby go dopaść.” Tak. Po to, żeby mieć więcej dzieci do rozdeptania. Tak działa ewolucja. Logiczne.

 

„Spóźnienie Zbihra nie było wielką niespodzianką. Postawa Z. wobec świata zamykała się w dwóch słowach ‘pierdol się’”. Oho, pasuje do Ghroma. Tylko oglądali inne odcinki Sezamkowej.

 

„- Sukinsyn - szepnął Ghrom.” I pewnie było to jego drugie ulubione słowo. Również na „s”, co w pewien sposób potwierdza moją teorię. ;)

 

„Miała pozamykane okna i drzwi, a wiejący od zachodu wiatr niósł słodkawy smrodek rozkładających się śmieci.” Romantico! Będzie scena, mówię Wam!

 

„Beth Randall była po prostu niesamowicie i niepowtarzalnie piękna.” A to ci niespodzianka! Nie muszę dodawać, że to główna bohaterka, nie?

 

„Omega odwiedził go na godzinę przed świtem i przekazał mu wszystkie prawa i przywileje nadreduktora.” Wciąż uważam, że „nadreproduktor” brzmiałby bardziej prestiżowo.

 

„Pan X wstał od biurka, przez chwilę przyglądając się swemu odbiciu w oknie. Jasne włosy, blada skóra, blade oczy. Zanim wstąpił do Korporacji, miał rude włosy.” Kiedyś nie miał duszy, teraz jest Gandalfem. Moim zdaniem korzystna zamiana.

 

„Korporacja była inna. Miał wszystko, czego kiedykolwiek pragnął.” Międzynarodowe środowisko, darmowe szkolenia i kartę MultiSport. Czytałam niedawno oferty pracy, więc wiem takie rzeczy. ;) „Musiał więc sprzedać duszę, żeby się tam dostać” – to też tak jakby się zgadza. :D

 

„Na początku trochę martwiła go impotencja, ale w końcu się przyzwyczaił.” To chyba nie jest tytułowy Mroczny Kochanek. Bo jeśli jest, to nie wiem, czy jest sens czytać dalej…

 

„Zresztą upuszczanie krwi było lepsze od jakiegokolwiek seksu czy jedzenia.” No chyba sobie żarcisz. OD JEDZENIA?!?!

 

„Gdy już zajęła miejsce za swoim biurkiem, spędziła popołudnie, łykając tabletki na niestrawność i przeglądając emaile.” Brzmi fascynująco. Ta to ma klawe życie.

 

„Boże, on był piękny.” Piękna ona, piękny on. A taka bzdurna książka.

 

„Była przerażona tym, co się stanie, gdy do niej dojdzie.” Proste. Nie tylko on dojdzie.

 

„Jak on cudnie pachniał. Świeży, czysty pot. Mroczne, męskie piżmo. I ten dym.” Pachniał męską szatnią w budynku liceum?

 

„- Dotknij mnie - jęczała.

(…)

Nie po to tu jestem - powiedział.

- I tak mnie dotknij.” XD Niewiasto, przecież ci powiedział, że robotę ma. :D

 

"Czas iść, naprawdę czas już..." Blisko, blisko. Coś z chodzeniem, ale to jeszcze nie ten czasownik. :D

 

„Spoglądając na ustawiony przed nim talerz sałaty, zmusił się do uśmiechu.

- Ta sałata wygląda bardzo apetycznie, Karolino.” Szkoda tylko, że na talerzu prawdziwego mężczyzny jest miejsce jedynie na mięso i narkotyki…

 

„Tors miał tak zbudowany, jakby pod skórą przemycał wałki do malowania.” Może tak właśnie było… Gdyby to były „Rozkosze nocy”, to powiedziałabym, że ma tam twarde skarpetki.

 

„…a jego członek był tak wielki i wspaniały jak cała reszta jego ciała.” Bardziej podobała mi się wersja Lary: „wampir był prawie tak ogromny jak jego przyrodzenie”. XD

 

„- Muszę o coś zapytać, Ghrom. (…) Co ty tu, do cholery, robisz?

Uśmiechnął się lekko, jakby zadowolony z jej podejrzeń.

- Jestem tu, żeby się tobą zająć, Elisabeth.

To mu się faktycznie udało.”

Ahahahahaha. XD Autorka jedzie po sobie samej, ta książka jest świetna. :D

 

„Billy Riddle brzmi jak ktoś z Ulicy Sezamkowej, a nie gwałciciel” Wiedziałam! JEDNAK SEZAMKOWA!

 

„Kiedy go znowu zobaczy, zapyta, czy jest czysty i bez chorób i trzeba się modlić, żeby usłyszała odpowiedź twierdzącą. A także prawdziwą.” To były myśli dwudziestopięcioletniej kobiety. Tak, już „po fakcie”. Muszę coś dodawać?

 

„Wtedy Beth otworzyła przesuwane drzwi. Wyczuł ją od razu i oczywiście natychmiast miał erekcję.” No to dzisiaj sobie nie pogadają. :D

 

„Czuła jego oczy na swoim ciele, zupełnie tak, jakby jej dotykał.” Może był krótkowidzem i musiał bliżej podejść. Tak blisko, że ją smyrał gałkami. Wy tak nie robicie?

 

"Beth nie mogła nie zauważyć pierwotnej siły jego mięśni, wibrujących bicepsów i tricepsów". Polecam magnez w tabletkach, pomoże na te skurcze.

 

"-Nie skrzywdziłbyś mnie - powiedziała z pewnością siebie, która wydała mu się niebezpiecznie naiwna." Przed chwilą ten gość, wampir, chciał ją pogryźć. Zmieniam zdanie o tej lasce. To nie idiotka. To łatwowierna idiotka.

 

W ogóle wiecie, jaki sk*rwiel z tego wampira? Wypija krew ze swojej krwiczki i ma wtedy erekcję, a wyobraża sobie, że jest z inną! Czyli że z Beth! GNÓJ! :D

 

"Oto on, człowiek bez duszy polujący na wampiry..." XD Nie uwierzycie, ale to o tym gościu, który był kiedyś rudy. xD

 

"Coś go wytrąciło z równowagi. Na maksa." :D Na maksymalnego maksa! Na maksymalnie wyrąbanego w Kosmos maksa!

 

"Są też beznadziejne filmy klasy B i porno." Ba, są nawet tego typu książki. Np. ta.

 

Przy okazji - laska, znaczy Beth, jest zdrowo rąbnięta. Jeszcze nie zamieniła się w wampira, a już jest zła, że Ghrom wysysa krew z innej. :D Spoiler – potem sama będzie prosić Melissę, żeby użyczyła swojej krwi Ghromowi. TO JEST DOPIERO MIŁOŚĆ! Albo niezdecydowanie. Nie wiem, nie mogę się zdecydować.

 

„-Zostaniesz-spytał?

Zaśmiała się zmysłowo.

- Nie jestem pewna, czy mogę teraz chodzić.”

… Jak w starych, dobrych dowcipach gimnazjalnych.

 

„Najbardziej przerażające były jego oczy. A one były całkowicie skupione na niej, jakby przymierzały ją do trumny. Albo przymierzały się do seksu.” Jedno drugiego nie wyklucza. Ciekawi mnie tylko kolejność. BTW – chciałabym zobaczyć oczy przymierzające się do seksu. Taka gałka oczna w fikuśnych ciuszkach…

 

„…poczuł dotyk jej nagiej stopy. Poczuł nagły przypływ pożądania, ale powstrzymał się.” Poczułam się znudzona tą książką, ale poczułam też, że powinnam czytać dalej.

 

„Wyczuł zapach oburzenia, jakby ktoś psiknął mu w nos cytrusowym odświeżaczem powietrza”. Zawsze zastanawiałam się, czemu lubię zapach cytrusów. A teraz już wiem. Jestem bezczelną suką, którą kręci czyjeś oburzenie.

 

„Tak. Beth też nie wiedziała, o co chodzi.” Jak my wszyscy. Chociaż warto przypomnieć, że nie posądzam jej o przynależność do Mensy.

 

Wiecie, co jest podsumowaniem ceremonii zaślubin? Goście wycinają sztyletami imię wybranki pana młodego na jego plecach, a na końcu te otwarte rany ktoś zalewa solą rozpuszczoną w wodzie. Oczywiście tak jak w całej książce główna bohaterka nazywana jest „Beth”, tak tu nagle staje się „Elizabeth”. :D Przy okazji - pomyśleć, że my, ludzie, raczej nie pchamy się do żeniaczki. Co mają powiedzieć wampiry? :D

 

„Zaczął chodzić po pokoju. Siadł na kanapie. Znowu chodził po pokoju.” Autorka jest mistrzynią budowania napięcia.

 

„Rozpaczliwie pragnęła mu pomóc, ale nie mogła wykonać reanimacji, dopóki funkcjonowały organy wewnętrzne.” WTF? Niech poczeka, aż mózg też przestanie pracować. Najlepiej, jeśli pomoże mu, kiedy ciało zacznie się rozkładać.

 

„..westchnęła z przyjemności. Dźwięk uaktywnił jego erekcję, więc pogłaskał ją palcami po obojczyku.” Nooo. Związek przyczynowo-skutkowy jak najbardziej zachowany.

 

Generalnie pod koniec dzieją się dziwne rzeczy i nie za bardzo chce mi się wnikać w to, co czytałam. W pewnym momencie cisnęło mi się na usta: „Rurku, kto odpowiada za to, jak wygląda ta fabuła?”. W książce notorycznie pojawia się też zwrot „gwiazdki do rzucania” - jakieś tryliard miliardów czy miliard tryliardów razy. Nie muszę chyba mówić, że shuriken czy chociażby gwiazdka ninja brzmiałaby lepiej.

 

Ocena? 1/10. „Rozkosze nocy” mnie ubawiły, tu naprawdę się wymęczyłam.

 

More posts
Your Dashboard view:
Need help?