Próbowałem postrzegać brak miłości jako butę, arogancję, bo tylko niekochający - kto, jeśli nie oni - uważają się za doskonałych, widzących i wiedzących wszystko najlepiej. Kochać to stracić wszechwiedzę i wszechwładzę. Jakże nieświadomie p o p a d a m y w miłość; bo, rzeczywiście, miłość to rodzaj upadku. Zamykamy oczy i skaczemy z urwiska, licząc na miękkie lądowanie. Wprawdzie nigdy nie bywa ono miękkie, ale bez tego skoku - mówiłem sobie - nikt nie dostąpi życia, wciąż tak to jest. Ów skok to narodziny, nawet jeśli kończy się śmiercią, szarpaniną nad białymi tabletkami i dobywającym się z ust ukochanej, z których już uszło ostatnie tchnienie, zapachem gorzkich migdałów. (s.277)