Słowo Dziennik zakłada treści bardzo osobiste. Możliwość podglądania zdarzeń, w których uczestniczy autor, przyglądania się jego myślom i emocjom – to wyjątkowe spotkanie.
Ta konkretnie książka wymaga od czytelnika większego zaangażowania i większego wysiłku. W czym problem? Zeszyty z pierwszym dziennikiem Bułhakowa zostały mu skonfiskowane podczas jednego z przeszukań. Mimo starań nigdy ich nie odzyskał. Nie odnaleziono ich również później.
To czym dysponujemy to dziennik Bułhakowa prowadzony od 1921 roku. Słowa Mistrza są bardzo oszczędne, ujawnia bardzo niewiele z tego, co myśli i czuje. Notuje pozornie obojętne detale. Dopiero w połączeniu z listami i dziennikiem jego żony Jeleny (od 1933 roku) – a przede wszystkim dodanymi komentarzami wydawcy (są wg mnie i tak zbyt enigmatyczne i nie naświetlają dobrze całego kontekstu) pojawia się obraz ludzi ostrożnych, głęboko ważących zapisywane słowa, świadomych braku prywatności i groźby użycie każdego zdania przeciwko autorowi zapisków.
Tu najwięcej dzieje się pomiędzy wierszami, w niewinnych dygresjach, przemilczeniach. Czytamy zapiski ludzi niepewnych przyszłości, świadomych otoczenia, które donosi i szczuje. Czytamy o życiu człowieka pozbawianego na każdym kroku możliwości pracy, możliwości rozwoju swojego talentu. Czytamy o strachu, którego nie można nawet nazwać po imieniu; o bezsilności i woli życia. O konsekwencjach trzymania się wiernie zwyczajnej uczciwości w stolicy totalitarnego państwa tuż pod bokiem jego niepodzielnego władcy.