Rano obudziłam się o dziewiątej i poszłam na spacer. Na noworoczny spacer na Pola Mokotowskie, trochę brudnozielone, z kawałkami poczerniałego śniegu. Powietrze było soczyste, pachniało Muszynianką. Poza mną nie było absolutnie NIKOGO. A ja oddychałam mocno i oczy mi się śmiały. Pierwszą moją lekcją nowego życia było, że może i rezygnuję z występności nocy i wieczora, ale za to dostaję w prezencie krystaliczny, świeży, miły jak bawełna poranek. Byłam z siebie dumna, czułam się lepsza od tych wszystkich osób, które spały w etanolowym śnie. Czułam się lepsza od siebie.