logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
Discussion: 2015-04-29 - 2015-05-31: Marsjanin - Andy Weir, Marcin Ring
book club: [PL] DKK group: [PL] DKK
posts: 11 views: 509 last post: 10 years ago
created by: Hagime
back to group back to club
Reply to post #15 (show post):

... i tym prostym żołnierskim stwierdzeniem wszystko zostało powiedziane na temat tej książki, nic dodać nic ująć :-D
Reply to post #16 (show post):

A ja myślę, że możemy co nieco jeszcze powiedzieć.

Nie wspomnieliśmy jeszcze ani o budowaniu napięcia, ani o huśtawce emocjonalnej. A samego Marka skwitowaliśmy w 2 zdaniach.
Oczywiście że tak!
Dopiero swoje pierwsze wypowiedzi umieściło 4 z 23 klubowiczów!
Reply to post #17 (show post):

Mark przedstawiany jest jako człowiek otwarty i pozytywny. I taki jest aż do bólu. Huśtawka emocjonalna? Szczerze mówić nie zauważyłem jej. Coś tam wspomina, że ciężko mu na duszy, ale zaraz wszystko jest ok i działa dalej. Nie przekonały mnie te "gorsze chwile". Wydaje mi się zresztą, że w ramach narzuconego reżimu życia w obcym środowisku Marsa, zwątpienie i depresja równałaby się rychłemu końcowi historii ze skutkiem śmiertelnym. Byś może tylko tak bezprecedensowo pozytywny człowiek ma szansę na przeżycie na Marsie?
Ja co prawda jeszcze książki do końca nie doczytałam (naprawdę świat się uwziął i robi wszystko, aby mi wykonanie zadania uniemożliwić), ale będąc za połową dopisuję się do grona zachwyconych czytelników. Marsjanina czyta się naprawdę świetnie, Mark swoim podejściem do całej sytuacji podbił moje serce od samego początku (uwielbiam takich bohaterów), a to jak roziwja się historia sprawiło, że jestem w stanie przełknąć (znaczy się nie zauważę w trakcie czytania) każdy naukowy idiotyzm jaki się w trakcie pojawi.
Dzięki, Garcia, za "dystans do sytuacji", to określenie, którego mi brakowało, a które doskonale podsumowuje, czemu ta książka jest taka dobra. Zgodzę się z A--, że żadnej huśtawki emocjonalnej nie zauważyłam, Mark przez 99% czasu potrafił zachować dystans niezbędny do przetrwania. Mam wrażenie, że charakter głównego bohatera zadecydował o sukcesie w większym stopniu niż zdolności do majsterkowania.

A mi się właśnie bardzo opowiadanie o ziemniakach i innych rzeczach podobało… W związku z czym mam prośbę do A--, gdyby Ci się chciało. Czy mógłbyś wymienić i uzasadnić pokrótce parę "nienaukowych" momentów? Bo mnie to bardzo interesuje, na ile rzeczywiście niektóre z pomysłów Marka dałoby się zrealizować. Kwestię ziemniaków sama sobie wyguglałam, ale z fizyki/chemii za cienka jestem.

W ogóle wypowiadałam się szerzej o Marsjaninie w oddzielnym wpisie tu na BookLikes i teraz nie wiem - czy mogę ten wpis przekopiować? Albo podrzucić link do niego? Bo chyba nie ma sensu, żebym parafrazowała to co chcę o książce powiedzieć. Ale oczywiście jeśli pozwolicie :)
Reply to post #21 (show post):

Mark praktycznie przez cały czas zachował gotowość działania i świeżość umysłu. Żadnej depresji, żadnego zwątpienia, a trwało to kilkaset dni. Dla mnie to całkowicie nierealne, ale wyłączyłem myślenie w tym zakresie, przez co cała historia skurczyła się w mojej głowie do kilku miesięcy. Sądzę, że autor ewidentnie nie poradził sobie z realistycznym przedstawieniem czasu akcji.

Co do faktów naukowych, owszem nie chce mi się śledzić i dokładnie sprawdzać co i jak, ale mam wykształcenie inżynierskie i kilka razy mi coś zdecydowanie nie pasowało. Nie przerywałem sobie jednak świetnej zabawy i czytałem dalej;) Oczywiście moje wrażenie, że coś było nie tak to żaden argument. W kilku miejscach zamieszczono jednak przypisy gdzie autor mijał się z realiami w sposób jaskrawy. Niespecjalnie mi to przeszkadza, bo staram się wyłączać myślenie analityczne podczas konsumpcji różnych pseudorealistyczych produkcji (książek i filmów), żeby, jak już pisałem, nie psuć sobie zabawy.

Jeśli chodzi o Marsjanina to miałem trochę uczucie jakbym oglądał program na Discovery o tym jak człowiek radził sobie będzie na Marsie. Pewnie był niejeden taki program i pewnie autor również go oglądał:)
Oczywiście, że nie ma huśtawki emocjonalnej - to była z mojej strony podpucha, żeby się ktoś wnikliwie wypowiedział ;)
I zgodzę się z A--, Mark jest zbyt pozytywny cały czas. Nie wydaje mi się, że spędzając na obcej planecie ok. półtora roku, nie doświadczył większego załamania, zwątpienia, depresji. Ale też nie wiem jak funkcjonują optymiści, może tak mają, że patrzą na jasną część przyszłości - z drugiej strony Mark przecież robił wszystko by się wydostać z czerwonej pustyni, a później też wiedział, ze NASA robi prawie wszystko, żeby mu pomóc.
O właśnie, tu widać świetny kontrast między bardzo pozytywnie nastawionym Markiem, i ludźmi z NASA, którzy jednak patrzą realnie na całą sytuację.
Na podstawie doświadczeń własnych mogę powiedzieć, że optymiści właśnie tak mają, że zawsze starają się widzieć głównie tą jasną stronę każdej sytuacji, a tą gorszą możliwie szybko wyrzucić z pamięci i myśli. Być może Mark jest nieco przerysowaną postacią, ale dla mnie nie do końca taką nierealną.
Taka dawka pozytywnej energii (nawet jeśli takiej nie do końca prawdopodobnej) i tak świetnie wpływa na czytelnika - w każdym razie na mnie:) Czytanie było przyjemnością nie obciążoną żadnymi drzazgami tkwiącymi w rysie osobowości i tła psychologicznego, uwarunkowań społoecznych i innego "mękolstwa" tego rodzaju. Ufff:)

Powtórzę się jednak co do tego, co wg mnie się nie udało, a nie udało się odzwierciedlić upływu czasu, a czasu upłynęło sporo Markowi na tej ziemniaczanej diecie, w schronieniu często wielkości budki telefonicznej.
Co do tego przesadnego optymizmu, to mi się to właśnie wydało sensowne. Nie wysyłamy w trwającą latami misję przypadkowych ludzi, programy kosmiczne kosztują za dużo, żeby ryzykować osoby nie radzące sobie w stresujących sytuacjach. Jasne, Mark ma naprawdę koszmarnie i może zginąć w każdej chwili, ale odświeżające było kibicowanie bohaterowi, który cały czas zachowuje zdrowy rozsądek.

Mierzą mnie strasznie kosmiczne dramy robione na siłę i celowa głupota astronautów, byleby się coś w filmie działo - patrz zachowanie biologa w "Prometeuszu" (kto tego idiotę wysłał w kosmos w ogóle???) czy tego ich głównego naukowca, który poddał się po pierwszym dniu badań. Albo całą załogę statku w "Sunshine" - o jak mnie te niemyślące mameje denerwują.

Z dwojga złego wolę bohatera opanowanego, niepoprawnego optymistę, patrzącego z dystansem na niebezpieczeństwo, bo gdybym leciała w kosmos, to takiego gościa chciałabym mieć w załodze, a nie wpadającego w depresję, bo coś poszło nie tak, panikującego itp.

Mój problem polega chyba na tym, że widziałam zbyt wiele historii z gatunku "opowieść jest o kosmitach/zombie/antyutopiach/czymkolwiek, ALE tak naprawdę jest o zachowaniach ludzi w stresowych sytuacjach". Widziałam to tyle razy, że już mnie to nudzi i mierzi. Tak wiem, w części obudzą się pierwotne instynkty i będą gwałcić wszystko na swej drodze, inni popadną w depresję/otępienie, inni dostaną szału i zaczną biegać w kółko jak głupi, inni zrobią się super-szlachetni… Ileż można te psychologiczne klisze oglądać, no proszę.

"Marsjanin" to była taka miła od tego wszystkiego odskocznia, odpoczynek od znanych mi aż za dobrze klisz. Można się było skupić na akcji i kombinatorstwie, a nie smutnych piergwiazdkaleniu, jak to bohaterowi źle.
Need help?