Nie chodź do parku w niedzielę
"Marek leżał wyciągnięty na wznak na tapczaniku Agnieszki. Wpatrywałem się z niedowierzaniem w jego białą twarz i naraz przyszła mi do głowy potworna myśl, że to jakiś głupi kawał, że oni wszyscy chcą mnie nastraszyć, a Marek za chwilę otworzy oczy, zetrze z twarzy puder i powie: Ale się dałeś...
show more
"Marek leżał wyciągnięty na wznak na tapczaniku Agnieszki. Wpatrywałem się z niedowierzaniem w jego białą twarz i naraz przyszła mi do głowy potworna myśl, że to jakiś głupi kawał, że oni wszyscy chcą mnie nastraszyć, a Marek za chwilę otworzy oczy, zetrze z twarzy puder i powie: Ale się dałeś nabrać, stary! i Habilitowany będzie się ze mnie naśmiewał przed Bożeną. Rzuciłem ukradkowe spojrzenie w jego kierunku. Był śmiertelnie poważny. Przez chwilę staliśmy w milczeniu. Naraz niespodziewanie dla samego siebie ująłem Marka za rękę. Zmroziło mnie w tej samej sekundzie - dłoń mojego przyjaciela była zimna i jakby nabrzmiała... Mogło to być jednak tylko złudzenie. Przymknąłem oczy. Habilitowany pokiwał głową. - Ja też nie mogę w to uwierzyć."
[z okładki]
źródło opisu: Krajowa Agencja Wydawnicza, 1988
źródło okładki: skan własny
show less
Format: papier
ISBN:
8303023772
Publish date: 1988 (data przybliżona)
Publisher: Krajowa Agencja Wydawnicza
Pages no: 153
Edition language: Polski