logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: -cytaty
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
show activity (+)
text 2015-05-30 10:56
Gdy panny Brontë były guwernantkami...
Guwernantka.
 
Niepozorne słówko, które potrafi wywołać jedyne w swoim rodzaju emocje. Przypomina mi cudowne godziny spędzone nad najpiękniejszymi, pisanymi dawno temu powieściami. Niesie ze sobą powiew dziewiętnastego wieku i wizję armii panien z włosami związanymi w koczek, przemykających po posępnych korytarzach szkół i dworów. Dzięki literaturze dziewczęta te stały się ważnym elementem naszych wyobrażeń o czasach, w których przyszło im żyć. 
 
 
Hellen Allingham, Lekcja, ok. 1880
 
Romantyczny dla dzisiejszego czytelnika zawód guwernantki był w rzeczywistości gorzkim i ciężkim losem. Praca nauczycielki domowej była w XIX wieku jedynym godnym szacunku zajęciem dla dobrze urodzonej panienki, która została zmuszona do zarabiania na swoje utrzymanie. Nierzadko traktowane na równi ze służbą, lekceważone, często poniżane - życie guwernantek nie było usłane różami. Nie każda miała szczęście zostać przyjaciółką swojej podopiecznej, a następnie dobrze wyjść za mąż - jak panna Taylor, jedna z bohaterek "Emmy" Jane Austen. 
 
W literaturze polskiej nie znajdzie się wielu guwernantek. Na myśl przychodzi mi jedynie Joasia Podborska z "Ludzi bezdomnych", świetnie wykształcona, a tym samym dobrze przygotowana do zawodu, pracująca w przyjaznym środowisku i traktowana na równi z domownikami. Dla równowagi przypomina się los Marty z opowiadania Elizy Orzeszkowej, która zmuszona do podjęcia pracy, nie jest w stanie utrzymać się na stanowisku nauczycielki z powodu niewystarczającej wiedzy i braku odpowiednich umiejętności. Orzeszkowa zresztą niejednokrotnie pisała felietony o guwernantkach, które powinny wykazywać się wiedzą, znajomością języków obcych i talentem muzycznym, ale - z racji niskiego poziomu edukacji - nie są w stanie sprostać tym wymaganiom, a tym samym gardzi się nimi i kiepsko opłaca.
 
"Obok nielicznej arystokracji guwernantek, przyjmowanych do domów bogatych lub dostatnich, (...) doświadczającej jakich takich względów i otrzymującej płacę dającą niekiedy możność zebrania sobie choćby maluchnej sumki na godzinę starości lub choroby, mrowi się ogromna masa tych cichutkich i pokornych istot w ciemnych wełnianych sukienkach, z bladymi od strudzenia twarzami, ze spuszczonym od upokorzeń wzrokiem, istot, które bez powołania i zdolności, bez dostatecznego wykształcenia, pracują ciężko i najczęściej nieumiejętnie, z małą lub żadną dla uczennic korzyścią, dla siebie z płacą mogącą zaledwie odziać je w tę ubogą sukienkę, która je okrywa. (...) W razie choroby lub przy nadejściu starości potwór nędzy musi niezawodnie zajrzeć im w oczy (...)".
E. Orzeszkowa, Kilka słów o kobietach
 
O wiele więcej danych na ten temat dostarcza nam literatura angielska. Guwernantki znajdziemy w powieściach sióstr Brontë, w twórczości Elizabeth Gaskell - właściwie wszędzie jest ich pełno, tylko nie zawsze są bohaterkami wysuniętymi na pierwszy plan. Prywatne nauczycielki zapełniają stronice książek przez wiele lat, z czasem wychodzą poza ramy XIX wieku - spotykamy je u Arthura Conan Doyle'a i u Agathy Christie, współcześnie u Diane Setterfield ("Trzynasta opowieść") czy u Michela Fabera ("Szkarłatny płatek i biały").
 
Thomas Ballard, Nowa guwernantka, ok. 1877
 
Guwernantką była Anna Brontë, która swoje doświadczenia opisała w autobiograficznej powieści "Agnes Grey". Zamieściła tam ponurą, aczkolwiek w wielu miejscach prawdziwą wizję delikatnej, wrażliwej dziewczyny nękanej przez rozwydrzonych paniczów. Inna sprawa, że Anna, podobnie jak jej siostra Charlotta, nie miała odpowiedniego wykształcenia i charakteru, które dawałyby jej prawo do wychowywania i edukowania dzieci. Obie nie cierpiały swoich wychowanków, a zajęcie, do którego zostały zmuszone, uważały za poniżające.
 
"Pani Ingham mówiła podobno po latach, że zatrudniała kiedyś jako guwernantkę bardzo nieodpowiednią osobę, niejaką pannę Brontë, która pewnego dnia przywiązała dwoje dzieci do nogi stołowej, żeby jej nie przeszkadzały pisać".
A. Przedpełska-Trzeciakowska, Na plebanii w Haworth
 
Charlotta Brontë została nauczycielką w domu znajomych swojego ojca. Tak samo jak wcześniej jej młodsza siostra, została do tego zmuszona przez konieczność finansowego wsparcia rodziny. Stała się pomocą domową, permanentnie pozostającą do dyspozycji pracodawczyni.
 
"Chociaż dola prywatnej guwernantki była jej bardzo niemiła, to jednak miała obowiązek zdjąć z ojca ciężar jej utrzymania, a to była jedyna dostępna dla niej możliwość. (...) Niewątpliwie każdy, kto obiera karierę guwernantki, musi zrezygnować z wielu rzeczy; życie takie bez wątpienia musi być zawsze życiem pełnym wyrzeczeń; ale dla Charlotte Brontë było ono wypełnione nieustannymi usilnymi próbami skupienia wszystkich zdolności na celu, do którego realizacji nie zostały one nigdy przystosowane".
E. Gaskell, Życie Charlotte Brontë
 
Dziewczyna, która później tak dobitnie i sugestywnie opisała guwernancką dolę w "Jane Eyre", była porażona traktowaniem, z jakim spotkała się w domu ludzi równych jej urodzeniem, u których zgodziła się być nauczycielką. "Widzę teraz wyraźniej niż kiedykolwiek, że prywatna guwernantka to dla tych ludzi ktoś, kto nie istnieje i nie myśli, a kogo dostrzega się tylko w związku z jego ciężką pracą" - pisała w 1839 roku w liście do siostry Emily. Nie było to niczym niezwykłym w owych czasach, jednak przyznać trzeba, że w tym wypadku sporo winy leżało po stronie Charlotty. 
 
"Jeden z licznych kuzynów małych Sidgwicków, pan A.C. Benson, który bywał częstym gościem w Stonegappe, zarzucił w swoich wspomnieniach Charlotcie, że nie miała najmniejszych zdolności pedagogicznych, a poza tym była wciąż chorobliwie ponura. To prawda, że mój kuzyn... rzucił w nią kiedyś Biblią, ale inny mój kuzyn pamięta, iż kiedy ją proszono, by poszła z wszystkimi do kościoła, uważała, że się jej rozkazuje jak niewolnicy, a jeśli jej nie proszono, uważała, że się ją wyklucza z rodzinnego grona. Nie, Charlotta Brontë nie mogła być jako guwernantka osobą łatwą we współżyciu".
A. Przedpełska-Trzeciakowska, Na plebanii w Haworth 
 
Myślę, że większość z was zna Jane Eyre i jej przejścia z wyniosłą, przerysowaną panną Ingram (czy Charlotta jedynie przez przypadek wybrała dla niej nazwisko łudząco podobne do miana chlebodawczyni Anny?). W zachowaniu i słowach polującej na pana Rochestera dziedziczki autorka zawarła całe - typowe dla angielskiego społeczeństwa - spojrzenie na nieszczęsne guwernantki.
 
"Ja mam tylko jedno słowo do powiedzenia o całej tej zgrai: to plaga. (...) Co za figle Teodor i ja płataliśmy naszym pannom Wilson, paniom Grey i madame Joubert!"
"Mary i ja miałyśmy swojego czasu coś ze dwanaście guwernantek; połowa ich były to nieznośne kreatury, reszta śmieszne, a wszystkie czupiradła, nieprawdaż, mamo? (...)
- Moja najdroższa, nie mów mi o guwernantkach; samo to słowo działa mi na nerwy. Wycierpiałam męki z powodu ich nieumiejętności i grymasów. Bogu dziękuję, że skończyłam z nimi raz na zawsze!
Tu pani Dent nachyliła się ku nabożnej damie i szepnęła jej coś na ucho; przypuszczam, po odpowiedzi sądząc, że zwróciła jej uwagę, iż jedna z tej wyklętej rasy jest tu obecna. (...)
- Zauważyłam ją; znam się na fizjonomiach, a na jej twarzy widzę wypisane wszystkie wady jej klasy".
Ch. Brontë, Jane Eyre (1847)
 
Dziewczęta, wychowywane w duchu ówczesnego spojrzenia na kobiety, były w sporej mierze słabo wyedukowane (w końcu po co przyszła żona i matka ma znać się na chemii czy biologii, w jakim celu zapoznawać ją z językami obcymi?) i nienauczone postępowania z dziećmi. Trudne dla wielu rodzin czasy zmuszały je do podjęcia pracy zarobkowej, której znalezienie graniczyło z cudem. Z konieczności stawały się guwernantkami, bo tylko takie stanowisko oferowało im społeczeństwo. 
 
Richard Redgrave, Guwernantka, 1844
 
Szybko okazywało się, że kompetencje większości z nich są niewystarczające, a to z kolei sprawiało, że nauczycielki domowe stały się słabo opłacanym obiektem niechęci. Opinia ta rozciągnęła się na wszystkie przedstawicielki tego zawodu, także te, które posiadały odpowiednie kwalifikacje, więc całkiem spora grupa zdolnych i wykształconych zawodowych guwernantek zmuszona była do pracy za poniżające pensje - z powodu przepełnienia rynku. 
 
"W roku 1845 guwernantkę można było łatwo rozpoznać po bladej, przygnębionej twarzy (...). W latach 40. XIX wieku ponad sto guwernantek dawało codziennie ogłoszenie o przyjęcie do pracy. W 1850 r. 21 tysięcy wytwornych, szlachetnie urodzonych kobiet zapisano jako należące do najbardziej pogardzanego zawodu w wiktoriańskiej Anglii".
H. Pitcher, Gdy panna Emmie była w Rosji
 
Wszystkie razem wrzucano do jednego worka i traktowano gorzej od służących. Nie to jednak było najgorsze - dziewczyna, która podejmowała się tego zawodu, z miejsca traciła szansę na wyjście za mąż, gdyż jej ewentualne relacje z mężczyznami były pilnie śledzone przez pracodawców, nietolerowane. Co więcej, w wiktoriańskiej Anglii wiele prywatnych nauczycielek pod koniec okresu aktywności zawodowej, pozostawało nagle bez miejsca, w którym mogłyby mieszkać i bez środków do życia.
 
Niewiele pomagała literatura, piętnująca wyzysk i pogardę, na nic zdały się apele ludzi takich jak John Ruskin, angielski pisarz i krytyk, który w 1864 roku pisał: "Co za nauczycielki dajecie swoim córkom i jaki szacunek okazujecie nauczycielkom, które wybraliście? Co wasza córka pomyśli sobie o waszej ocenie jej osoby bądź o znaczeniu, jakie przywiązujecie do jej intelektu, skoro powierzacie formację jej charakteru, zarówno moralną, jak i intelektualną osobie, którą pozwalacie traktować służącym z mniejszym respektem niż waszą gospodynię (...)? Sami zaś uważacie, że to dla niej zaszczyt, gdy pozwolicie jej czasami posiedzieć wieczorem w salonie".
 
 
Emily Mary Osborn, Guwernantka, 1860
 
"Status młodej kobiety, która znalazła się w obcym domu, nacechowany był dwuznacznością. Jako osoba dobrego urodzenia nie należała do grupy służących. Nie mogła jednak czuć się równa państwu, którzy ją zatrudniali. Nie jadała w kuchni z pokojówkami i lokajami, ale poza wyjątkową okazją nie wolno jej było zasiadać przy stole z chlebodawcami. Gdy zachowywała się z uniżonością - nie zyskiwała respektu, zwłaszcza ze strony swoich podopiecznych. Gdy domagała się szacunku dla siebie - postrzegano ją jako hardą i niesympatyczną. (...) Prawie zawsze była ponad miarę obciążona pracą. Od rana przebywała w towarzystwie dzieci, a wieczorami obarczana bywała szyciem, naprawianiem odzieży i innymi robótkami ręcznymi. Za to wszystko otrzymywała żałosną zapłatę kilkunastu funtów rocznie".
E. Kraskowska, Siostry Brontë
 
Lata 60. XIX wieku przyniosły istotną zmianę. Mnóstwo zdesperowanych, ale przede wszystkim niezwykle odważnych młodych kobiet, postanowiło porzucić kraj, w którym ciężko im było znaleźć godną pracę i szacunek. Rozpoczęła się wielka ekspansja angielskich guwernantek, które niejednokrotnie znajdywały zatrudnienie bardzo daleko od domu. Najwięcej przygód przeżyły te, które wylądowały w Rosji. 
 
Ale o tym opowiem Wam już następnym razem. :)



Do poczytania:
A. Brontë, Agnes Grey;
Ch. Brontë, Jane Eyre;
E. Gaskell, Życie Charlotte Brontë;
E. Kraskowska, Siostry Brontë;
E. Orzeszkowa, Kilka słów o kobietach;
E. Ostrowski, Charlotte Brontë i jej siostry śpiące;
H. Pitcher, Gdy panna Emmie była w Rosji;
A. Przedpełska-Trzeciakowska, Na plebanii w Haworth.
 
Ilustracja z magazynu Punch

 

 

Zapraszam: http://zielonowglowie.blogspot.com/

Like Reblog Comment
show activity (+)
text 2015-04-10 16:35
O Kaczmarskim mimochodem
Mimochodem. Rozmowy o Jacku Kaczmarskim - Katarzyna Walentynowicz

Kilka słów o publikacji na blogu Iwona Magdalena.

 

Teksty Jacka Kaczmarskiego są bardzo prawdziwe i odnoszą się do wartości nieprzemijających, a muzyka jest na tyle oryginalna, że nie łączy się z żadną modą, dzięki czemu nie przemija. Nie ma tu powierzchowności. Ludzie szukają wartości w tych tekstach – pozytywnych wartości: prawdy, miłości, uczciwości wobec samego siebie, które są w życiu fundamentalne. No i ten honor, lojalność, Chodzi o proste wartości, z którymi się rodzimy, a które w trakcie życia tłumimy.

 

by Piotr Przybyła

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-03-28 20:31
Cress (Lunar Chronicles, #3) - Marissa Meyer

When she was a child, the witch locked her away in a tower that had neither doors nor stairs.

 

Epicko. Tym razem akcja staje się wielowątkowa, i Meyer postarała się z trzymaniem napięcia. Przeplotła wszystkie historie z wprawą i wdziękiem. Pomysłowość w przetworzeniu Roszpunki na bardzo uroczą Cress - oh why I didn't thought 'bout that?

Jest bardzo wysoka wieża baz schodów i drzwi, jest bardzo zła wiedźma i takie smaczki jak postać księcia i wybawiciela (idealnie odwzorowana z najnadobniejszymi elementami.

 

I promise, I will not let you die without being kissed.

 

Cress i Thorne stają się moją ulubioną parą bohaterów, chociaż android Iko i tak zawsze bije wszystkich na głowę ;)

To jednak ego Thorne'a, w połączeniu z jego rozbrajająco osobowością, to coś co sprawia niezwykła przyjemność, gdy czyta się o jego wyczynach. BO zawsze można liczyć na jakiś wyszukany tekst z ust Kapitana.

 

Listen, Cress, I hate to break this to you, but I am sweaty and itchy and haven't brush my teeth in two days. This just isn't a good time for romance.

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-03-26 14:40
Big, Bad Wolf
Scarlet (Lunar Chronicles, #2) - Marissa Meyer

She did not know that the wolf was a wicked sort of animal, and she was not afraid of him.


Even in the future, beware of the big, bad wolf...


Okazuje się, że im dalej w las, tym ładniejsze powieści.
Cudownie zakręcona opowieść o Czerwonym Kapturku. Jest młode dziewczę z wyprawą do ukochanej Babci, jest Wilk, i nawet jak się ktoś mocno wczyta to jest i Myśliwy (Leśniczy?).
I oczywiście jest też znana nam Cinder, i jej nowy towarzysz Kapitan Hook... znaczy się Kapitan Thorne.

 

A captain always knows where his ship is. It's like a psychic bond.


Tym razem przenosimy się do Francji, do małego miasteczka, do grządek z warzywami, do niesamowitej więzi między babcią a wnuczka.
Oczywiście znów mamy dość przewidywaną fabułą, chociaż tak nie do końca, bo Meyer potrafiła mnie tym razem w kilku miejscach zaskoczyć. Ale zbudowała świetną opowieść, znów pełną tych małych elementów, tych mrugnięć okiem, które odsyłają do "oryginału" historii.

Zachwycam się, zwyczajnie się zachwycam i pragnę więcej. Bo jeśli czytasz do upadłego, to znaczy, że dzieje się coś dobrego.


Little Red was a tender young morsel, and the wolf knew she would be even tastier than the old woman.

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-03-24 20:25
Ashes, ashes...
Cinder - Marissa Meyer

Even in the Future the Story Begins with Once Upon a Time.

Uwielbiam takie historie! Kopciuszek w przyszłości? I to jaki!

 

Nie spodziewałam się tych wszystkich mrugnięć okiem, do tradycyjnej opowieści - bo przecież był nawet i but na schodach. Cinder nie jest zwykłym Kopciuszkiem. Nowy Pekin nie jest zwykłym miastem, Książę Kai nie jest zwykłym księciem, a macocha i przyrodnie siostry... cóż, to trzeba przeczytać.

 

I chociaż fragmenty układanki bardzo szybko dopasowały się w mojej głowie, i tajemnica nie była już taką tajemnicą, to sama opowieść niosła ze sobą mnóstwo przyjemności z czytania - wciągała i to bardzo.

She was a cyborg, and she would never go to a ball.

More posts
Your Dashboard view:
Need help?