Głównym bohaterem w powieści jest Artem, który wyrusza z swojego domu (stacja WOGN) do stacji POLIS, by uratować swój dom i całe metro przed potworami z powierzchni, których na stacji WOGN nazywają "Czarnymi". Podczas swojej drogi spotyka wielu różnych ludzi, którzy mu pomagają. Ma szczęście, pecha, przez co podczas czytania towarzyszyły mi różnorodne uczucia.
Na początku swej podróży spotkał człowieka, który miał całkiem inne podejście do życia. Uważał się za wcielenie wielkiego człowieka. Nazywał się Chan i wiedział o rzeczach, których Artem mu nie powiedział. Miał całkiem ciekawe podejście do życia, do czasu, do tego co duchowe. Był człowiekiem niezwykłym. Ale to nie znaczy, iż dalej Artem nie spotykał ludzi niezwykłych. Na przykład pomógł staruszkowi, który miał racjonalne podejście do życia, ale też w pewny sposób był niezwykły. Jego historie, opowieści były niezwykłe, szczególnie, gdy wspominał o życiu na powierzchni.
Artem na swej drodze spotkał też faszystów i komunistów. Był w prawdziwym mieście na metrze oraz w miejscach, które budziły strach. Spotkał różnorodnych ludzi: dobrych, złych. Ludzi, którzy pamiętali przeszłość oraz ludzi, którzy pamiętali tylko metro.Spotkał praktycznie każdą partię polityczną, którą znamy choćby z historii.
Samo Metro było tak bardzo niebezpieczne, ale równocześnie budziło ciekawość. Zresztą podobnie jak przebywanie na powierzchni.
"Metro 2033" jest pierwszą powieścią post apokaliptyczną, którą przeczytałam. I choć życie przedstawione "Metrze" było różnorodne (istoty na powierzchni, nowe formy życia, nowe rozumne istoty, ludzie) to większe wrażenie zrobił na mnie opis, który wzbudzał wiele uczuć.
Czytają czułam:
- zachwyt, gdy pojawiało się coś niesamowitego, choćby opowieści Chana na temat czasu, czy życia
- smutek, gdy Artema spotykały nieszczęścia lub gdy ktoś po drodze ginął
- radość, gdy Artem unikał kłopotów (czasem ma się wrażenie jakby urodził się pod szczęśliwą gwiazdą)
- złość, gniew - gdy nie szło po myśli bohatera, a i mojej
- strach - przez tą książkę znowu boję się ciemności ;)
Książka również skłania do przemyśleń. O przeznaczeniu (istnieje?), celu (sami sobie określamy cele w życiu, czy one po prostu istnieją?) Czy życie ma sens? A jeśli tak to jaki? A może życie to seria przypadkowych zdarzeń? Nie ma fabuły jak w książkach? A może jednak ma...
Możemy sobie również gdybać, co by było, gdyby miała miejsce największa wojna, w której poszłyby w ruch najgorsze bronie. Czy powstałoby nowe życie? Dla człowieka zbyt straszne?
W książce Artem trafił na powierzchni do budki, gdzie była martwa kobieta. Ona wszystko widziała: śmierć, próby wejścia do metra (bo przecież nie wszystkim się udało). Wszystko to opisywała, bo się jej nudziło. I wciąż miała nadzieję, że wojna się szybko skończy i od początku ludzie będą żyć.
Czy człowiek rzeczywiście wciąż by miał nadzieję, widząc całe zło? Śmierć na właśne oczy? Pewnie tak...
Najlepsze było zakończenie książki - nieprzewidywalne, inne od tego, co podczas czytania można sobie pomyśleć. Cała książka przedstawiała wydarzenia, których nie można było się spodziewać. Budziła uczucia ukryte w głęboko, skłaniała do przemyśleń i kończyła się tak jak powinna się kończyć każda książka --> inaczej niż czytelnik by przewidział.
A Ewangelia według Artema rzuca całkiem nowe światło na całą powieść i zostawia otwarte zakończenie, które każdy może przemyśleć oraz dokonać swojego wyboru.
"Metro 2033" przedstawiło koniec świata, który byłby najbardziej realny. Człowiek sam się pozabija, bo nie potrafi żyć w zgodzie...