Nadszedł czas. Ustaliłam datę wymarszu. Zamówiłam u Sallaya tradycyjne afgańskie siodło juczne. Kupowałam żywność i sprzęt. Załatwiłam transport wielbłądów z powrotem do Alice Springs. Od rodziny dostałam wiadomość, że przyjadą się pożegnać. Ludzie dawali mi prezenty na drogę i wszyscy, wszyscy wydawali się przeżywać narastające podniecenie. Jakbyśmy nagle uwierzyli, że naprawdę to robię, po dwóch latach zabawy w udawanie, albo jakbyśmy wspólnie śnili i zbudziwszy się dokonali odkrycia, że sen stał się rzeczywistością. W pewnym sensie przygotowania były najważniejszą częścią całego przedsięwzięcia. Od dnia kiedy przyszła mi do głowy myśl: 'Pójdę z wielbłądami na pustynię", do dnia, kiedy zakończyłam ostatnie przygotowania, stworzyłam coś nieuchwytnego i magicznego, co się trochę udzieliło innym ludziom; prawdopodobnie już nigdy nie znajdę okazji, żeby dokonać rzeczy równie trudnej i satysfakcjonującej.