![Kariera Nikodema Dyzmy - Tadeusz Dołęga-Mostowicz Kariera Nikodema Dyzmy - Tadeusz Dołęga-Mostowicz](http://booklikes.com/photo/max/220/330/upload/books/4/e/azure_4e8669268a4814737938a9f2f5c71426.jpg)
Choć dziś Józefa Piłsudskiego określa się jednoznacznie jako prawdziwego herosa, twórcę II Rzeczypospolitej (z którym twierdzeniem zgadzam się całkowicie), często zapomina się, że był on autorem tzw. przewrotu majowego - zamachu stanu dokonanego pod hasłem “odnowy moralnej”. Po sukcesie tej akcji władzę w Polsce przejęła sanacja (“sanatio - odnowić”), która trwała u steru do wybuchu drugiej wojny światowej. I chociaż nawet średnio rozgarnięty człowiek zdaje sobie sprawę, że lepsza sanacja, niż endecja, znowu często zapomina się, że choć dzięki rządom Mościckiego-Becka-Rydza wielu Polaków nie musiało się wstydzić za endeckie zapędy faszystowskie, to jednak sama sanacja wcale nie była elitą ludzi uczciwych, skupionych na dobru narodowym, marzących o lepszej, silniejszej i bogatszej Polsce.
Właśnie od sanacyjnych bojówek oberwało się niejakiemu Tadeuszowi Dołędze-Mostowiczowi. Facet został pobity i porzucony w lesie. Wyobrażacie to sobie? Już kilka lat po odzyskaniu niepodległości Polacy pokazali, że najważniejsze są podziały między nimi samymi (jak dziś, prawda? Albo w początku lat dziewięćdziesiątych). Gdyby nie przypadkowy chłop, który zajął się autorem, literat nigdy nie napisałby swoich świetnych powieści.
Dlatego też w “Karierze Nikodema Dyzmy” bez litości Tadeusz Dołęga-Mostowicz obnaża realia życia w Warszawie, w środowisku arystokracyjno-inteligencko-politycznym. Jasno pokazuje, że tak jak dziś przekręt goni przekręt, a ręka rękę myje, korupcja zżera wszystko, a idioci u władzy nie potrafią nawet znaleźć odpowiednich ludzi do wydawania środków unijnych, tak samo było przed wojną. Trochę w głowie się nie mieści, by naród po 123 latach nieobecności na mapie Europy już w kilka lat po odzyskaniu niepodległości pokazał, że za nic ma martwych, którzy o Polskę walczyli. Liczy się tylko tu i teraz, pieniądze, władza, konto za granicą, a po mnie choćby potop.Nikodem Dyzma nie jest wcale człowiekiem sprytnym, nie budzi także sympatii czytelnika. Jest tym, co najgorsze: idiotą traktowanym jak mędrzec, kretynem nie potrafiącym liczyć uznawanym za ekonomistę, debilem bez pojęcia o kulturze uznawanym za arbitra elegancji. Autor wspaniale pokazuje mechanizm manipulacji, w którym tłum, by nie powiedzieć brutalniej: tłuszcza sama się nakręca, i w strachu przed podjęciem decyzji samodzielnie, w strachu przed poniesieniem konsekwencji swoich czynów i odpowiedzialności za nie da władzę każdemu, ślepnąc na prawdę o wybrańcu.
Jeśli ktokolwiek myśli, że czasy półgłówków u władzy to przede wszystkim słynny PRL - jest w błędzie. Także mając wolność Polak często wybiera na dziś, nie na lata, z powodu swojego dobra, a nie dobra wyższego. Być może powieść jest nieco przerysowana, jednak obawiam się, że nawet jeśli, to w niewielkim stopniu. Wystarczy włączyć telewizor i spojrzeć na naszą “wybitną klasę polityczną”, by dostrzec, że Dyzmów nie brakuje i dzisiaj. A Polacy wciąż idą za nimi jak zwierzęta prowadzone do rzeźnika. A gdy ktoś odważy się głośno protestować, zostaje natychmiast uznany jak ten hrabia, co na Dyźmie się poznał od razu - za wariata chorującego na fiksum dyrdum.
...skoro tak politycznie mi wyszła ta opinia, to pójdźmy jeszcze dalej. Polecam stronę zmieleni.pl