To, co mnie zaskoczyło - i to niestety na minus - to fakt, że "Cienie" to pozycja bardziej sensacyjna niż kryminał. Początkowa zagadka zabójstwa zostaje właściwie porzucona niemal do ostatnich stron powieści. Kulminacją zaś sensacyjnego podejścia jest do bólu schematyczne finałowe starcie w schronach, gdzie każdy atakuje każdego, niemal śmiertelnie ranne postacie ożywają, by w decydującej chwili odwrócić sytuację, a na końcu giną ci, co mieli zginąć. Za to jeśli chodzi o rozwiązanie zagadki kryminalnej, kiedy w końcu się pojawia, to jest naprawdę satysfakcjonujące i zaskakujące.
Fabuła stanowi właściwie kontynuację poprzedniej części, co samo w sobie nie jest złe, ale jednak brakuje tej części jakiegoś dostatecznego stopnia autonomiczności. Fajnie kontynuować niedokończone wątki, ale lepiej byłoby chyba, gdyby dopełniały one raczej akcję, która toczyłaby się wokół czegoś nowego.
Nie mogę też nie wspomnieć o pułapce, w którą często wpadają wieloczęściowe cykle i której ten o Mortce też nie uniknął. Chodzi o zanikanie grozy "głównego złego". Obraz groźnego gangstera Borzestowskiego mocno traci w "Cieniach", gdzie śledzimy część wydarzeń jego oczami i poznajemy go mocniej. W ogóle zbyt dużo jest chyba w tej książce ukazanych różnych punktów widzenia, na czym cierpi trochę tajemniczość i element zaskoczenia.
Podsumowując, w moim odczuciu ta część jest zdecydowanie słabsza od poprzednich. W następnej poproszę o większy stosunek kryminału do sensacji. Tak jak to było kiedyś.