W pracy nastąpiła dziś dziesięciominutowa przerwa na lamentowanie, jaki to nowy spot promujący czytelnictwo - "Zaczytane wakacje" z udziałem Anny Muchy - jest koszmarny (a komentowało parę pań i jeden pan). I dla mnie też jest koszmarny, bo roznegliżowana Mucha robi wyjątkowo głupią minę, a nie mogące się doczekać łóżkowej akcji postaci są żenujące.
W spocie chodzi o to, że dopóki Mucha nie zacznie czytać, postaci nie mogą nic zrobić, ich historia nie może ruszyć z miejsca. Jest to idea strasznie fajna, którą można zrealizować na milion sposobów - a to z zatrzymaniem akcji kryminału, a to powieści przygodowej, a to romansu właśnie.
I może twórcy kampanii słusznie wybrali romans, choć bardziej wyrobieni czytelnicy się zżymają. W końcu czy romanse, także erotyczne, nie są teraz popularne? Czy kobiety nie czytają częściej? W końcu czy nie łatwiej zachęcić do czytania literatury lżejszej? Nie wyobrażam sobie, by potencjalna czytelniczka (której kontakt z książką zakończył się na lekturach w szkole) miała nagle sięgnąć po Prousta albo nawet jakąś normalną literaturę poważną. Nie sięgnie, bo zwyczajnie będzie się z nią męczyć. Raczej wybierze coś rozrywkowego, przyjemnego, może nawet wywołującego rumieńce na twarzy. I nie wchodźmy chwilowo w omawianie jakości takich pozycji, bo to temat na zupełnie inną okazję.
Może więc twórcy tej reklamy doskonale wiedzieli, do kogo kierują tę reklamę i jaki efekt chcą osiągnąć. Bo to w końcu też reklama odarta z pewnego "etosu", sposobu ukazywania książki, mówienia o niej. Bez zadęcia, bez wciskania wyobraźni, przygody i wiedzy na siłę. Bez przekonywania, że czytanie jest cool i nie tylko dla geeków. Nieczytających i tak to nie zainteresuje. Może lepiej puścić do nich oko. A ci, co dostrzegają żenadę, potrafią sami znaleźć sobie lektury.
Ale głupiej miny Anny Muchy nic nie uratuje.
Spot do zobaczenia tutaj: http://xiegarnia.pl/aktualnosci/anna-mucha-w-zaczytanych-wakacjach/