logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: finanse
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
text 2020-09-22 17:52
Szykujemy się na drugi lockdown

Brak pieniędzy jest bezlitosny, gdy do zapłacenia pilne rachunki mamy, ale na szczęście jest firma pożyczkowa mająca w swojej ofercie parabanki oferujące szybkie pożyczki w 15 minut online automatycznie przyznawana na wszystko, co potrzebne jest natychmiast. Jak więc dostać szybką pożyczkę w 15 minut przez internet na konto jako dodatkowe środki do nędznej emerytury lub niskiej wypłaty?

 

Niewielu z nas w Polsce, którzy dostają nędzne wypłaty, są w stanie przeżyć za zarobione pieniądze od wypłaty do wypłaty. W związku z tym często sięgamy po szybkie pożyczki w 15 minut online by przeżyć i móc opłacić niezbędne rachunki do kolejnej wypłaty, licząc, że w międzyczasie uda się zarobić dodatkowe pieniądze, żeby pokryć zadłużenie. Szybka pożyczka w 15 minut online jest automatycznie przydzielana.

 

Nie trzeba o nią wnioskować w placówce parabanku, nie trzeba składać wniosku w banku (o ile jest się pracownikiem, przedsiębiorcą, emerytem lub rencistą). Tylko osoby, które nie mają żadnych zadłużeń i problemów z komornikiem styczności, powinny się po środki zgłosić. Tańsza szybka pożyczka w 15 minut online jest przyznawana automatycznie po osiągnięciu odpowiedniego wieku. Zazwyczaj jest to pełnoletność.

 

Jak wynika z informacji get-money.pl, w tej chwili o takie dodatkowe środki wnioskuje 1,1 tys. osób każdego w Polsce. To dane z poprzedniego miesiąca br. Szybka pożyczka w 15 minut przez internet przysługuje każdej osobie powyżej 18 lat – niezależnie od tego, czy ma inne zobowiązania finansowe w innych parabankach do spłacenia, czy nie.

 

Pożyczka online w 15 minut online będzie wypłacana także w sytuacji, gdy dana osoba nie przepracuje w życiu ani jednego dnia, jednak ma środki na pokrycie spłaty pożyczki. Mogą być to np. dochody z gospodarstwa rolnego lub funduszu alimentacyjnego albo środki pochodzić mogą z prowadzonej działalności gospodarczej.

 

Należy pamiętać, że starając się o pożyczkę, należy liczyć się z koniecznością uregulowania zobowiązania finansowego w określonym terminie, gdyż w innym przypadku, przeterminowanie spłaty pożyczki w 15 minut online skutkować może dodatkowymi karami finansowym. To na pewno spowodowałoby dodatkowe koszty. Należy więc ściśle pilnować terminu spłaty pożyczki, by uniknąć dodatkowych kosztów i nieprzyjemności w kontakcie z pożyczkodawcą.

Source: www.get-money.pl/aktualności/banki/chwilówka-szybka-pożyczka-szybka-wypłata-w-15-minut
Like Reblog
show activity (+)
review 2015-11-08 20:03
Polowanie na Wilka z Wall Street - Jordan Belfort

Kolejne spotkanie z twórczością Belforta! Spotkanie, na które uparcie czekałam, bo – wstyd przyznać - stęskniłam się za gościem. I choć euforia towarzysząca mi przy czytaniu pierwszej części „Wilka…” nieco opadła, było całkiem przyjemnie. Musiało być. Niczego innego się nie spodziewałam.

 

Od razu zaznaczę, że jeśli ktoś ominął „jedynkę”, to i tak nie będzie miał problemów ze zrozumieniem, o co w książce chodzi. Autor zręcznie przywołuje wydarzenia z pierwszej części dyptyku. Osoby, które są świeżo po przeczytaniu „Wilka..”, również nie powinny odczuwać znużenia. Wszystkie wtrącenia odnoszące się do „jedynki” wiele pomagają w przypomnieniu sobie pewnych niuansów, ale nie są wierną kopią fragmentów z poprzedniczki.

 

Co u naszego dobrego znajomego? Niby wszystko po staremu, ale jednak nie do końca. Zniknęły prostytutki, zniknęły cytrynki, ale – o dziwo – zaczyna znikać tez żona i kasa. Czas podkulić wilczy ogon i… zacząć sypać, zanim znikną też dzieci. Widać przysłowie „nosił wilk razy kilka…” może być samospełniającą się przepowiednią.

 

W tej części główny bohater „jak na inteligentnego człowieka, robi bardzo głupie rzeczy”, o czym często przypominają mu różne napotkane na jego drodze osoby. Z „Polowania na Wilka…” wyłania się obraz mężczyzny, który jest maszyną stworzoną do samozagłady. Pomimo tego, że dysponuje wszystkim, co mogłoby go doprowadzić do ogromnego sukcesu: inteligencją, intuicją, brawurową odwagą i umiejętnością zjednywania sobie ludzi, z uporem maniaka niszczy wszystko to, co posiada. Przekuwa własne plusy w minusy bez żadnego konkretnego powodu. Nie jest w stanie pohamować samego siebie. Tuż po tym, kiedy inni wyciągają go z największego szamba, on znowu wskakuje do kloaki na główkę. Zupełnie jakby wiedział, że musi się w tym wszystkim spalić, zatracić, sięgnąć kompletnego dna, by odrodzić się na nowo.

 

Może to zabrzmi dziwnie, ale nikt nie umie wykrzesać tyle piękna z wulgaryzmów co Belfort. Serio. Człowiek patrzy na te wszystkie porównania i komentarze na granicy dobrego smaku (albo znacznie ją przekraczające) i… zaczyna się śmiać. Ciężko w to uwierzyć, ale jest w tym pewien rodzaj finezji, który mi odpowiada. A Belfort absurdalny to Belfort, którego lubię najbardziej.

 

Historia Wilka z Wall Street to rewelacyjna dwutomowa historia o całkowitym upadku faceta, który nie umie wybierać półśrodków. O najinteligentniejszym z głupców i najgłupszym z inteligentów. To opowieść o brudnym świecie pieniądza. O tym, że zaczynając karierę jesteś nikim, ale musisz uważać, żebyś po dotarciu na szczyt nie stał się Nikim przez wielkie „N”. Doskonale podsumowuje to zdanie otwierające i jednocześnie zamykające cały cykl: „Jesteś tu gorszy od najgorszego śmiecia”. Zarówno na początku, jak i na końcu swej przygody z Wall Street.

Like Reblog
show activity (+)
review 2015-08-17 20:22
Wilk z Wall Street - Jordan Belfort

Wyobraźcie sobie wielki ul. Wwiercające się w mózg bzyczenie. To nie pszczoły, to wielkie skupisko białych kołnierzyków przekrzykujących się nawzajem. Liczą się tylko oni i słuchawka. Klient po drugiej stronie nie ma twarzy. To wór, wielki wór, do którego trzeba wrzucić jak najwięcej papierów wartościowych. Z jak największym zyskiem, oczywiście. Przecież nic innego się nie liczy. Tylko kasa, mamona, forsa. By Żyć, Żyć przez duże „Ż” - dokładnie tak jak szef, Jordan Belfort, dumny przywódca tego bezwzględnego stada.

 

Postać Belforta stała się powszechnie znana dzięki filmowi pod tytułem… Tak, dokładnie takim samym, jak książka. Dla tych jednak, którzy filmu nie widzieli (to ja!) albo zdążyli go już zapomnieć, przytoczę krótką historię Wilka. Jordan Belfort to „natural born seller”. Jako osiemnastolatek otworzył swój pierwszy biznes. Był… domokrążcą oferującym mrożone mięso i owoce morza. Firma upadła, ale Belfort miał już na siebie inny plan. Rozpoczął karierę brokera giełdowego. Był w tym tak dobry, że po niedługim czasie otworzył własną firmę brokerską - Stratton Oakmont. Balansując na granicy prawa (a raczej: biegając sobie po niej slalomem), dorobił się fortuny i stał się tym, kim się stał – Wilkiem z Wall Street.

 

Tych, którzy na dźwięk słów „gospodarka”, „finanse” i „giełda” dostają napadu ziewania bądź odruchu wymiotnego, informuję, że autor łagodnie obszedł się z laikami. Mało to branżowej paplaniny. Całość kręci się wokół wynaturzonych relacji międzyludzkich oraz patologicznych zachowań w świecie wielkiego biznesu. Czytelnik dostaje w bonusie „zapiekanki, prostytutki”, a do tego całe wiadra narkotyków. To właśnie tu, w Stratton Oakmont, przygodny seks na parkingu nie wydaje się być niczym szokującym, a przekleństwa uważane są za formę sztuki.

 

Książka doskonale pokazuje, jak manipuluje (manipulowało?) się pracownikami w dużych firmach. Strattonici musieli zarabiać dużo. Na tyle dużo, żeby widzieli sens swojej niemoralnej, do bólu powtarzalnej pracy. Za nic jednak nie mogli zbliżyć się do zarobków Wilka. To on dyktował reguły. Narzucał styl Życia (tego przez duże Ż!). Jego pracownicy musieli go naśladować. A raczej: pragnąć być tacy jak on, dotrzymać mu kroku choć przez chwilę. Odczuwali szaleńczą potrzebę prestiżu, choć pozornego. Wydając całe swe zarobki na hulaszczy tryb życia, co miesiąc skutecznie czyścili swoje konta. Byli zdani na łaskę i niełaskę Wilka. I właśnie o to mu chodziło.

 

Życie Belforta nie ograniczało się tylko do pracy. W domu czekała na niego przepiękna żona, Nadine, i dwoje cudownych dzieci. Belfort kochał tę trójkę.. po swojemu. Pojawiając się i znikając. Żądając bezwarunkowej miłości, choć samemu jej nie dając. Upadając i żądając, by żona podnosiła go po raz kolejny. Kłamiąc, narażając najbliższych na ból i problemy. Potrafił jednak rzucić wszystko i być przy dzieciach, kiedy te potrzebowały pomocy. Otwierał drzwi szpitali horrendalnymi kwotami. I płakał, płakał z bezsilności, kiedy pieniądze i znajomości nie mogły załatwić wszystkiego.

 

„Wilk z Wall Street” jest powieścią autobiograficzną, przynajmniej według autora. Ile w tym prawdy – ciężko stwierdzić. Wszak wciskanie kitu jest właśnie tym, czym całe życie zajmował się Belfort. Nie mam jednak do niego żalu, nawet, jeśli okłamał tysiące czytelników na całym świecie. Wilk ma ogromny talent: potrafi porwać i pociągnąć za sobą tłumy (do czego sam nieskromnie przyznaje się w książce). Podczas lektury miałam wrażenie, że czytam kolejną książkę Grishama, co jest olbrzymim komplementem. Nie wiem, czy ktoś Belfortowi pomagał, czy spłodził tak wciągającą książkę sam… A może kawał dobrej roboty odwalił tłumacz? Jedno jest pewne: nie żałuję, że kupiłam od razu drugą część. Nie umiem, po prostu nie potrafię oderwać się od historii choroby autora. I nie mówię tu o narkomanii czy nimfomanii. To tylko pochodne. Prawdziwym rakiem zżerającym Belforta od środka jest władza, chory American Dream, przyjmujący skrajnie patologiczne formy.

 

Wilk jest bezczelny. Wilki jest dziany. Wilk jest wulgarny, ale inteligentny.

Wilkowi wolno wszystko.

Like Reblog
review 2015-06-14 16:55
Sekrety ekonomii, czyli ile naprawdę kosztuje twoja kawa? - Tim Harford

Jeśli gość będący pisarzem, ekonomistą i redaktorem „Financial Timesa” próbuje ci wyjaśnić mechanizm powstawania kryzysu finansowego na przykładzie nieświeżych jaj, to wiedz, że coś się dzieje. I raczej nie dzieje się dobrze.

 

Przyznaję, że Tim Harford, bo to właśnie on jest autorem „Sekretów ekonomii”, nie był mi wcześniej znany. Oczywistym jest więc, że przy wyborze lektury nie kierowałam się nazwiskiem umieszczonym na okładce. Chciałam sięgnąć po branżową beletrystykę. Pozycję, która pozwoli mi odświeżyć sobie podstawowe wiadomości z początków studiów, ale w sposób lekki, niepodręcznikowy. Niestety, pomimo pozytywnego pierwszego wrażenia, po drodze coś zaczęło się psuć. Z tej mąki, psze państwa, chleba nie będzie.

 

Autor zapewnił mi powtórkę przede wszystkim z makro- i mikroekonomii. Fakt, że była to powtórka „po łebkach”, ale czytało mi się przyjemnie. Przynajmniej na początku. Czytelnik, który wcześniej nie miał nic wspólnego z ekonomią, może się dowiedzieć m.in., czym jest nadwyżka popytu, podaży, rzadkość dóbr itd. Z czasem zaczęło mnie jednak irytować to, że autor jest… mało konkretny. Gdybym wcześniej nie miała styczności z normalnymi podręcznikami z zakresu ekonomii, chyba nie wytrzymałabym tego „rozwodnienia” informacji. Zaczynanie każdego rozdziału od historii/anegdotki jest ciekawym zabiegiem, ale nie zawsze się sprawdza. Chociaż autor sili się na ciekawe porównania, które powinny przeciętnemu nieekonomiście naświetlić problem, to czasem zdarzają mu się… cóż, powiedzmy, że zbyt luźne skojarzenia. ;) Mało tego. Niektóre zjawiska czy procesy ekonomiczne są w „Sekretach ekonomii” nadmiernie uproszczone. Z jednej strony to dobrze, bo osoby z innych branż szybciej będą w stanie je zrozumieć. Z drugiej – nie do końca odwzorowują rzeczywistość. Gwoździem do trumny są moim zdaniem „Objaśnienia autora”. Do rozdziału o globalizacji (dość ciekawym zresztą, choć mało odkrywczym) autor dodaje, że… zrezygnował z omówienia migracji, przepływów kapitału i transferów technologii. Wprawdzie już w samym rozdziale wytłumaczył przyczyny takiego zagrania, ale to trochę tak, jakby lekarz, kierując was na badania okresowe, zrezygnował z badania krwi i osłuchania klatki piersiowej. Nie odpowiadał mi też tryb „co by było, gdyby”, w który to niekiedy przełącza się Harford. Czasem autor próbuje przewidzieć skutki jakichś hipotetycznych, wymyślonych przez siebie sytuacji. Pozwala sobie wtedy tak popłynąć, że często sam dodaje na końcu, iż taki ciąg przyczynowo-skutkowy niekoniecznie musiałby się wydarzyć. Trochę to dziwne, bo przeciętny odbiorca zaczyna mieć ekonomistów za niekompetentnych bajarzy…

 

Podsumowując: niekoniecznie mi się podobało. Nie za bardzo rozumiem, kto powinien być odbiorcą tej książki. Dla osób niemających wcześniej styczności z naukami ekonomicznymi, może to być mało konkretna, nadmiernie upraszczająca rzeczywistość pozycja. Pozycja, która niby napisana jest prostym językiem, ale w której Harford nie stroni od terminologii branżowej (szczególnie w rozdziale o kryzysie finansowym). Bo tak z ręką na sercu – kto z was słyszał wcześniej o sekurytyzacji czy rezerwach bankowych? Co do ludzi „z branży” – za specjalistę się nie uważam i wiem, że jeszcze długaaaaa droga przede mną, a już po kilku rozdziałach książki zaczęłam się nudzić. Najczęściej ocykałam się wtedy, kiedy docierało do mnie, że autor przy objaśnianiu danego zjawiska nie uwzględnił kilku czynników bądź nie odpowiedział wprost na pytania, które stawiał na początku rozdziałów (albo odpowiedź ukrył gdzieś w połowie, a potem przywoływał swoje luźne spostrzeżenia, już nie tak bardzo związane z tematem). Wprawdzie nie mnie, szaraczkowi, oceniać dziennikarza BBC i znawcę zjawisk ekonomicznych, którego wiedza przerasta moją tyle razy, ze nawet nie potrafię sobie wyobrazić, ale mogę powiedzieć, czy dobrze czytało mi się książkę. A czytało mi się średnio. Dobrze chociaż, że cieszy oko. Wydawnictwo Literackie znów stanęło na wysokości zdania.

 

Informacja dodatkowa: czytałam wydanie z 2006, uzupełniane w 2011. Jest to istotne z dwóch względów. Rok 2006 to czas przed kryzysem finansowym, rok 2011 – to już czas po kryzysie, ale świat dalej zmagał się z jego skutkami (dlatego pojawił się rozdział o rynku bankowym). Druga sprawa – w książce niekiedy pojawiają się nazwiska osób pełniących konkretne stanowiska. Radziłabym podchodzić do tego z pewną rezerwą. Ben Bernanke nie jest już prezesem Banku Rezerwy Federalnej - na początku 2014 zastąpiła go Janet Yellen. Mervyn King również nie pełni już funkcji Gubernatora Banku Anglii. Nie jest to wada (bo Harford nie jest wróżbitą i nie miał szans, żeby przewidzieć następców wspomnianych wcześniej osób), ale proponuję nie szpanować tak nieaktualną wiedzą w towarzystwie. ;)

 

 

Like Reblog Comment
text 2012-05-28 10:24
28 maja 2012
Europejskie Marzenie: Jak europejska wizja przyszłości zaćmiewa American Dream - Jeremy Rifkin
Finanse behawioralne. Zachowania inwestorów i rynku - Monika Czerwonka, Bartłomiej Gorlewski

W perspektywie ewolucji europejski dobrobyt i stabilizacja są także mgnieniem oka. Ale z naszej osobistej perspektywy to, czy Europa pogrąży się na lata w kryzysie jest bardzo poważnym problemem. Zaledwie 8 lat temu miała być przykładem dla świata – tak o niej pisał Jeremy Rifkin. Czy to już kres tych marzeń, czy tylko chwilowy przymusowy postój, a najlepsze wciąż przed nami?

More posts
Your Dashboard view:
Need help?