W niewielu sklepach można obecnie na żywo przetestować czytniki książek. Nie mogłem się więc oprzeć pokusie i wstąpiłem do Huawei Flagship Store w Berlinie. A to za przyczyną Huawei MatePad Paper.
Sklep firmowy Huawei w Berlinie (lipiec, 2022 r.)
Stosunkowo nowy produkt marki Huawei pomyślany jest co prawda nie jako typowy czytnik książek, ale raczej tablet wyposażony w rysik, tyle że z ekranem z papieru elektronicznego. Jest przykładem coraz liczniej obecnych na rynku urządzeń przeznaczonych do wykonywania odręcznych notatek, czytania czy korzystania z różnorodnych aplikacji mobilnych, a przy okazji bardziej przyjaznych dla oczu bo wyposażonych w „papierowy” ekran. Do tej pory podobne urządzenia znajdziemy w ofercie licznego grona chińskich marek jak: Onyx Boox, Boyue, iFlytek, Hanvon, iReader. Mamy też przykład spoza Chin - Remarkable. Z firm liczących się na rynku czytników, do tej pory tego typu urządzenia zaprezentowało Kobo (Kobo Elipsa, Kobo Sage) oraz Bookeen (Bookeen Notéa).
Porównanie wielkości Huawei MatePad Paper z Kobo Libra 2
Huawei MatePad Paper wzbudza zaufanie swoim wzornictwem. Miło się go trzyma w ręku. Jest całkiem spory w porównaniu do większości czytników, bo wyposażono go w dotykowy czarno-biały ekran o przekątnej 10,3 cala o rozdzielczości 1 872 x 1 404 piksele (227 ppi). Wymiary urządzenia to 225,2 x 182,7 x 6,65 mm. Tablet posiada wbudowane oświetlenie, ale jego jakości nie mogłem w sklepie ocenić. Brakuje natomiast regulacji temperatury barwowej oświetlenia, co w tego typu sprzęcie powinno być już normą. Pod kątem kontrastu i wyrazistości teksu ekran prezentuje się całkiem nieźle, choć bezpośrednie porównanie z Kobo Libra 2 (akurat taki czytnik miałem przy sobie) wypada na korzyść Kobo. Producent nie pomyślał niestety o fizycznych przyciskach zmiany stron.
Ekran Kobo Libra 2 przy Huawei MatePad Paper
Ogólnie czytnik wydaje się działać sprawnie. Czas reakcji nie jest tak szybki, jakby wskazywała na to specyfikacja techniczna (ośmiordzeniowy procesor HUAWEI Kirin 820E, 4 GB pamięci operacyjnej). Jednak domyślnie zainstalowane aplikacje, które uruchamiałem na czytniku będąc w sklepie, działały żwawo. Oczywiście nie była to prędkość najnowszych tabletów, ale też urządzenia z ekranem z papieru elektronicznego aż tak szybkiej reakcji właśnie ze względu na specyfikę ekranu mieć na razie nie mogą.
Ciekawą opcją jest tłumaczenie na bieżąco tekstu dokumentu wgranego do pamięci urządzenia. Ekran można wygodnie podzielić na dwie części. Z jednej strony wyświetlany jest oryginał, z drugiej – tłumaczenie. W czasie króciutkiego testu w sklepie nie podjąłem się sprawdzać przekładu z chińskiego na polski. Niestety książki wgrane do urządzenia w większości były po chińsku. W przypadku tłumaczenia z angielskiego czy niemieckiego było słabo. Na pocieszenie, pracownica sklepu stwierdziła, że translator jest cały czas poprawiany. To co widziałem w sklepie było wynikiem działania Baidu Translate, ale podobno można przełączyć np. na tłumacza Google. Niestety nie udało się to na miejscu. Być może dlatego, że usługi Google nie są domyślnie dostępne na urządzeniach Huawei i pokazowy egzemplarz ich pewnie też nie miał.
Ale oczywiście najważniejszą funkcją w tego typu urządzeniu jest odręczne notowanie przy pomocy rysika. Ta funkcja wydaje się działać bardzo sprawnie. Zarówno esy-floresy jak i odręczne pismo ładnie było odwzorowywane na ekranie. Pisać można zarówno w osobnym notatniku jak i na samej książce, czy stronie wyświetlanej obok tekstu. Co ważne przy notowaniu na książce, nawet po przeskalowaniu czcionki, czy to na mniejszą czy na większą, odręczne rysunki i notatki pozostawały w odpowiednim miejscu.
Odręczna notatka pozostaje na swoim miejscu nawet po przeskalowaniu tekstu
Ogólne wrażenia z korzystania z MatePada Paper miałem pozytywne do momentu, gdy próbowałem zrobić coś nieoczywistego. Choć dotyczyło to raczej dość podstawowych czynności jak zmiana czcionki, czy rozpoznawanie pisma odręcznego. O co bym nie zapytał pracowników sklepu, kolejne obsługujące mnie osoby z uporem maniaka chwaliły tablet za to, że ma przeglądarkę internetową. Po co? Aby wpisać w wyszukiwarkę za każdym razem taką samą frazę – nazwę aplikacji z dodatkiem trzech liter „apk”. Tego typu wyszukiwanie pozawala zazwyczaj znaleźć w sieci pliki instalacyjne androidowych programów, które są udostępniane w ten sposób także poza sklepem Google Play. A tego sklepu w Huawei nie znajdziemy. Przy takich wyszukiwaniach trzeba jednak bardzo uważać, żeby sobie nie pobrać aplikacji przerobionej tak, aby np. wykradła nam dane do logowania w różnych serwisach (np. w banku). Jak później się zorientowałem, czytnik powinien posiadać opcję zamiany pisma odręcznego na tekst maszynowy. Widocznie w sklepie tego nie wiedzieli. Szkoda, bo to akurat mnie chyba najbardziej interesowało.
Podsumowanie
Wydawało mi się, że idąc do „flagowego” sklepu zlokalizowanego w centrum europejskiej stolicy, mogę liczyć na wiedzę pracujących tam młodych ludzi. Myliłem się! W sumie na moje pytania próbowało odpowiedzieć dwie, a w porywach ze cztery osoby. Swoją niewiedzę tłumaczyły one faktem, że produkt jest nowy. W końcu poradzono mi, żebym poczytał sobie recenzje w internetach czy pooglądał filmiki na YouTube. No nie tego się spodziewałem skoro już byłem na miejscu.
Huawei MatePad Paper to na pierwszy rzut oka całkiem ciekawy sprzęt, choć nie w pełni funkcjonalny (jak na androidowe urządzenie), bo m.in. bez dostępu do usług Google. Myślałem przez chwilę o przetestowaniu go i publikacji pełnej recenzji na blogu. Raczej nie zdecyduję się jednak na to choćby z tego samego powodu, dla którego wybierając mój obecny telefon szukałem czegoś co nie będzie chińskiej firmy i nie będzie produkowane w Chińskiej Republice Ludowej. Udało się i to nawet bez specjalnego kombinowania – mam teraz telefon koreański wyprodukowany w Wietnamie. Do tego wszystkiego, jeśli wierzyć internetowym doniesieniom, Huawei wznowił normalną współpracę z Rosją. Pomijając wszystkie inne wcześniejsze kontrowersje związane z tą marką, jeśli to prawda, to daje mi dodatkowy argument, żeby sobie ich produkty jak raz też odpuścić.
Im dłużej o tym myślę, ty bardziej się przekonuję do tego, że nawet ja bym mógł się podjąć promowania czy sprzedawania w sklepie Huawei. Na podstawie jednej przypadkowej wizyty w firmowej placówce opracowałem sobie nawet przykładowy skrypt dla przychodzącego klienta:
- Dzień dobry, w czym mogę panu pomóc?
- Czy ten tablet umożliwia rozpoznawanie pisma odręcznego?
- Tak oczywiście bo zainstalowany jest w nim nowy Android (choć wiem, że to nie Android tylko Harmony OS, ale pewnie i tak nikt nie będzie się czepiał). Wszystko będzie działać! A jaka aplikacja to robi?
- Hmmm, nie wiem. Raczej się spodziewam, że tablet z rysikiem powinien mieć już taką opcję dostępną...
- Nie ma problemu! Proszę spojrzeć, tu jest zainstalowana przeglądarka internetowa. O, jak łatwo się uruchamia! Wpisuje pan w wyszukiwarkę nazwę szukanej aplikacji i na końcu dodaje „apk”. Może pan sobie taki plik pobrać, zainstalować aplikację i korzystać.
- Ale nie ma w tablecie takiego programu?
- Wszystko pan może zainstalować, co tylko pan chce. W tablecie jest przeglądarka internetowa i działa wyszukiwanie.
- Czyli nie ma tej funkcji?
- Proszę sobie poczytać recenzje w internetach albo oglądnąć filmiki na YouTube. Na pewno pan coś znajdzie... Czy ma pan jeszcze jakieś pytania? Mogę w czymś jeszcze pomóc?