Myślę, że wiele osób obawia się lektury Sołżenicyna, spodziewając się zbyt wiele martyrologii, która dziś, w wolnym świecie, zanadto "skrzeczy" w zestawieniu z wyobrażeniem przeciętnego czytelnika, jak należy miło spędzać czas wolny - woli on wybrać czystą rozrywkę. Nie trzeba się tego obawiać przy "Pierwszym kręgu" - to może być rozrywka, a w dodatku szlachetna i mądra: choć prawie cała akcja powieści rozgrywa się w spec-więzieniu dla naukowców (w "szaraszce", czyli lepszym GUŁagu - pierwszym kręgu piekła, jaki pierwotnie w swej "Boskiej komedii" dla poetów wymyślił Dante), wykracza daleko poza mury więzienne: na szerokie obszary literatury, fizyki, etyki i malarstwa, o których więźniowie rozmawiają. Autor w zupełnie genialny sposób - delikatny, erudycyjny i bez narzucania swej wizji - pozwala wczuć się w sytuację ludzi, których komunizm "przebódł taką ojczyzną". Nie unika także spojrzenia ze strony stróżów i autorów stalinowskiego systemu: dyplomatów, strażników, KGBowców, ministrów i samego Ojca Narodów. Najważniejsi oprawcy (np. Abakumow, Riumin, Myszkin, Szykin) opisani są pod własnymi nazwiskami, podobnie jak niektórzy więźniowie - architekt Miron Mierżanow, Grigorij Walentinow (Abramson) a niekiedy tylko inicjałem, np. więzień D. to Aleksander Dołgun, obywatel USA polskiego pochodzenia. Sołżenicyn pokazuje praktyczną organizację sowieckiego systemu śledczego i penitencjarnego: jego autorytaryzm i cynizm, jego niewyobrażalną na Zachodzie bezwzględność i represyjność wobec ludzi, wobec ich osobistego życia - gł. w czasach Stalinowskich, ale jakby wiele z tego pozostaje chyba aktualne do dziś. Autor uważa, że nie było żadnej rewolucji w Rosji, lecz przewrót bolszewicki, w którego wyniku powstał dyktatorski reżim.
Prawie wszystkie postaci powieści odpowiadają autentycznym osobom, współtowarzyszom niedoli Sołżenicyna, który sam siebie przedstawił pod postacią Nierżyna, np.:
Sołogdin - Dymitr Panin, inżynier, filozof
Rubin - Lew Kopielew
pisarz Gałachow - Konstantin Simonow
Jakonow - inż. Anton Wasiliew
Mimo poważnej tematyki powieść skrzy się humorem i ironią. Nie brak w niej wielkich uczuć. Ma się przy tym wrażenie, że wszyscy uczciwi ludzie musieli trafić do więzienia - znana i u nas socjalistyczna zasada, że ludzie dzielą się na tych co siedzieli, siedzą lub będą siedzieć - a na zewnątrz pozostali jedynie funkcjonariusze, konfidenci no i wśród nich prześladowane, napiętnowane rodziny więźniów. Odżywa wrażenie, jakie ma się i dziś podróżując po Rosji (przynajmniej w obwodzie kaliningradzkim) - że cały ten kraj to zaplecze armii, teren wojskowy z systemem wszechwładnych, arbitralnych urzędów i ogromnym, politycznie sterowanym systemem penitencjarnym. Że to, co było rosyjskim dziedzictwem i tradycją - chłopi z ich etosem pracy, głęboka religijność, wolna myśl, ale też w ogóle rolnictwo, wieś, wolna prasa i twórczość, tradycyjne wartości, zabytki architektury - wszystko zostało przez komunizm bezpowrotnie zdeptane i zniszczone. Pojawia się tam przemawiająca do wyobraźni wizja więźnia-malarza (pod nazwiskiem Kondraszowa-Iwanowa opisany został Siergiej Iwaszow-Musatow/Сергей Ивашёв-Мусатов)- obraz pt.: "Rosja, która odchodzi", na którym to wszystko w jakimś korowodzie zmierza w dal. A więźniowie jako jedyni w tym kraju - szpicle są wszędzie, ale za kratami ma się przecież mniej do stracenia - mogą pozwolić sobie na prawie otwarte dyskusje o naprawie kraju: część z nich nadzieję na zmianę upatruje już tylko w całkowitym zniszczeniu bombą atomową, inni myślą o buncie, który by musiał wyjść od więzień, bo skąd? Zarazem dla osobistego rozwoju obóz, więzienie może być dla niektórych błogosławieństwem: dopiero tu pojmuje się, czym jest szczęście: nie "chamskie żarcie schabowych kotletów", lecz pełne namaszczenia s p o ż y w a n i e cienkiej zupki. Bo "ono wcale nie zależy od ilości dóbr ziemskich, ktoreśmy zdołali sobie wywojować. Zależy jedynie od stosunku do nich! Tak o tym mówi etyka taoistów: 'Kto potrafi zadowalać się małym, ten zawsze będzie zadowolony'". (s.40)
Natrafiamy na kartach książki na fascynującą walkę o godność (wyrażającą się m.in. w pielęgnowaniu rosyjskiego języka - bez "ptasiej mowy", czyli bez cudzojęzycznych zapożyczeń, komunistycznej mowy-trawy /tu słowa podziwu dla tłumacza, który zachował to również w języku polskim/ czy w odmowie pracy dla systemu - mimo grożących represji) i dyskusje o tym, czy można i jak w takim kraju godnie żyć oraz jak odnosić się do ludzi. I tu prosta recepta rosyjskiego chłopa, który wciąż dla inteligenta jest solą tej ziemi: "wilk jest w swym prawie, ale ludożerca nie". A partiokracja, nepotyzm, system represji i propagandy rodem z socjalizmu to już jednoznacznie ludożerka. I zastanawiające, jak ślepi mogą być wykształceni i błyskotliwi skądinąd ludzie (postać Rubina - Żyda, filologa i komisarza sowieckiego, który mimo wieloletniej odsiadki za nic, wciąż wierzy, że komunizm musi zwyciężyć, bo marksizm to nauka): bo podatność na ideologię zdaje się być od rozumu zupełnie niezależna.
Sołżenicyn pokazuje również Zachód, który ze swą demokracją i jej wyobrażeniami, pojęciami i środkami zaradczymi jest bezbronny i nieadekwatny wobec totalitarnych systemów jak francuskie, eleganckie półbuty w rozmokłej, śnieżnej brei na ulicach Moskwy grudniową nocą.
Rosjanie powinni czytać Sołżenicyna. Ale też i wszyscy ci, którzy zatracają poczucie tego, co ważne. Bo ważne jest, by trzymać pion.
V. Perov, Przybycie guwernantki do kupieckiego domu, 1866 |
"Pogrążam się w coraz większej rozpaczy, Molly. Chyba spróbuję szczęścia w Rosji. Słyszałam o wolnej posadzie dla angielskiej guwernantki w Moskwie, w rodzinie posiadającej całą prowincję i chłopów pańszczyźnianych na setki. Odkładam pisanie listu, aż dotrę na miejsce, będę tam tak samo na uboczu, jak gdybym była zamężna".
Cyntia Kirkpatrick, bohaterka książki 'Żony i córki" Elizabeth Gaskell
E. Shanks, Zatrudnianie guwernantki, ok. 1913 |
"Członkowie rosyjskiej wyższej warstwy byli biegłymi i zdolnymi lingwistami. Język ojczysty nie przydawał im się poza granicami Rosji. Potrafili doskonale porozumiewać się zarówno w języku francuskim, jak i rosyjskim, a nierzadko arystokracja mówiła płynnie także po angielsku i niemiecku. Dziwniejsze wydaje się to, że bardzo często pierwszym językiem, którego uczyło się rosyjskie dziecko z warstwy wyższej, nie był rosyjski, ale francuski albo angielski. Język narodowy miał niższy status - był to język kuchni, chwytany mimochodem od niani i służących. Odnosiło się wrażenie, że Rosja nie miała własnej kultury, ale zapożyczała ją od Europy Zachodniej, zwłaszcza Francji".
Jakkolwiek powieściowe Metro bardzo mnie zniechęciło do Glukhovskiego (wtórność, komercja, brak świeżych pomysłów, odgrzewanie starych kotletów i akcja jak scenariusz do gry komputerowej, fuj...) ,to jestem zadowolony, że sięgnąłem do jego opowiadań. Dowcipna inteligentna satyra. Oryginalności tu nie za wiele, ale zgrabnie napisane i dowcipnie spuentowane. Zdecydowanie polecam.
No i dzięki tym opowiadaniom postanowiłem raz jeszcze sięgnąć do Glukchovskiego i przeczytać jego Futu.re z nadzieją, że dojrzał wreszcie do pisarstwa powieściowego.
- No tak, bierzemy najtańszą, i co z tego? To znaczy, że można nam wciskać jakąś lewiznę? Specjalnie wziąłem od razu drugą butelkę - niech sobie nie myśli, że jesteśmy ograniczeni finansowo.
- Dumny z ciebie człowiek, Ilicz - skinął mu głową Sławik, rozklejając spierzchnięte usta. - I dalekowzroczny. Może pójdziemy od razu kupić parówki?