Po przeczytaniu w lutym Ginekologów zaczęłam szukać innych książek Thorwalda, jednak wydane sześć lat temu tytuły nie były już łatwo dostępne. Na szczęście cztery miesiące później w końcu wpadły w moje łapki! Wiedziałam, że się nie zawiodę, bo Thorwald ma niezwykły dar opowiadania.
Stulecie chirurgów czyta się nie jak podręcznik, nie jak literaturę faktu, ale jak najlepszą historyczną powieść, choć wszystkie przedstawione w niej wydarzenia miały miejsce naprawdę. Thorwald napisał tę książkę na podstawie notatek pozostawionych przez swego dziadka, Henry'ego Stevena Hartmanna. Zamiast skupić się na sylwetkach lekarzy, przedstawiając w suchy, encyklopedyczny sposób ich eksperymenty i odkrycia, postanowił raczej odtworzyć dziennik podróży. Hartmann jest tu nie tylko narratorem, ale też uczestnikiem historycznych wydarzeń. Opisuje swoje podróże po Ameryce, Europie, a nawet Indiach, przytacza rozmowy z lekarzami i pacjentami, plotki i dowcipy, zachwyty i głosy pełne oburzenia; opowiada o przebiegu oglądanych przez siebie operacji nie stroniąc od pełnego emocji przekazu. Właśnie w tym leży siła tej książki – nie jest po prostu relacją o tym, co wydarzyło się w przeszłości, lecz przenosi czytelnika w sam środek niezwykłej epoki, do XIX wieku, pokazując jak działali i myśleli ludzie tamtych czasów.
Przede wszystkim zaś Hartmann mówi o lekarzach i pacjentach z olbrzymią czułością. Widzi w nich ludzi z ich ambicjami, lękami, pasjami i wątpliwościami. Jest współczujący wobec bólu, wyrozumiały wobec błędów, surowy wobec okrucieństwa. Nie stara się niczego przemilczeć, ale szczegółowo prezentuje lekarzy zarówno opętanych manią ratowania życia, jak i zarabiania pieniędzy. Wspomina też o własnych uczuciach i przeżyciach, czując wstyd za młodzieńcze czasy, gdy wyśmiewał narkozę, albo wzruszał ramionami na widok ropnych ran, twierdząc, że ich przykry zapach jest dla szpitala właściwy. Czuje wyrzuty sumienia, gdy nauka w końcu prezentuje dowody na to, że lekarze brudnymi rękami i narzędziami nieświadomie sprowadzali śmierć na pacjentów – wyrzuty, które potrafiły innych chirurgów doprowadzić do samobójstwa. Opowieść Hartmanna jest pełna empatii dla bohaterów historii chirurgii, ale też zachwytu i nadziei, że wszystkie trudy nie poszły na marne, a ratowanie życia stanie się kiedyś niezwykle proste.
Ale starczy o formie, pomówmy przez chwilę o treści. Książka skupia się wokół kilku najważniejszych osiągnięć XIX-wiecznej medycyny, pokazując, jak postęp torował sobie drogę na sale operacyjne. Jak się okazuje, był to proces raczej powolny, a często krok do przodu oznaczał dwa kroki do tyłu. Twórca narkozy został wyśmiany i niewiele brakowało, by pacjentów dalej latami operowano "na żywca", w przeraźliwych bólach. Tak samo lekceważono twórcę aseptyki, zarzucając mu, że splagiatował i tak nieskuteczną metodę starszego kolegi. W zasadzie każda nowość napotykała na opór chirurgów przyzwyczajonych do starych zasad. Niektórzy mówili, że operacja zawsze musi wiązać się z bólem, tak jak poród. Mówili, że cesarskie cięcie musi zakończyć się śmiercią matki. Że nie da się wyciąć guza żołądka ani tym bardziej operować serca. Kto łamał tabu, był wykluczany z grona szanowanych lekarzy – w najlepszym wypadku. W najgorszym czekał go stryczek. A mimo to postęp torował sobie powolnie drogę przez szpitale.
Książka uświadamia też, że nic nie dzieje się nagle, a wielkie odkrycia wymagały ciężkiej pracy i licznych testów, czasem prowadzonych przez zupełnie nieznające się osoby w różnych częściach świata. Historia chirurgii pełna jest sporów o to, kto pierwszy jaką technikę wynalazł, kto ją udoskonalił, kto pierwszy ze skutkiem wykorzystał. Tak samo rzeczy doskonale znane od wieków w jednej części globu w innej stanowiły szokującą rewolucję, jak choćby rekonstrukcje nosów, częste w Indiach, a niezwykle trudne i rzadkie w Europie. Niejednokrotnie autor szukał źródeł udowadniających, że jakąś operację już dawno wykonano, ale z różnych powodów nie została powtórzona i teraz na nowo musi zostać odkryta. Choć dla Hartmanna pierwsza operacja pod narkozą była olśnieniem, wyjątkową chwilą, która zmieniła oblicze chirurgii, rzadko kiedy postęp jest wyznaczany przez pojedyncze wydarzenia.
Stulecie chirurgów jest świetnie napisaną opowieścią o wychodzeniu chirurgii z mroków cierpienia, niepowodzeń, zakażeń i olbrzymiego stopnia śmiertelności ku światłu życia. Lektura obowiązkowa.