Gdy 19 maja otrzymałem swoją kopię gry “Wiedźmin 3: Dziki Gon” błyskawicznie zrozumiałem, że jest to produkt znacznie odstający od poprzednich odsłon cyklu. Produkt tak doskonały, że aż się wystraszyłem; widząc ile czasu zabawie poświęcam zechciałem zrobić coś, by tę zabawę przedłużyć, by nie skończyła się w trakcie zaledwie trzech czy czterech tygodni. Wymyśliłem zatem: od teraz połowę czasu przeznaczonego na granie przeznaczam na ponowne przeczytanie sagi o Wiedźminie! Bo czy można sobie znaleźć lepszy na to moment?
Zarówno opowiadania, jak i pięcioksiąg czytałem jeszcze pod koniec lat dziewięćdziesiątych, gdy dopiero ukazało się pierwsze wydanie całości. Pamiętam, że przy opowiadaniach bawiłem się znakomicie, przy sadze nieco gorzej, ale ogólne wrażenie było bardzo pozytywne. W ogóle w tamtych czasach miałem dziwne przekonanie, że gdy cokolwiek ukazuje się na rynku, drukiem, to musi być dobre, że chłamu po prostu się nie drukuje, nie wydaje. Zadziwiający tok rozumowania, wiem - jednak wspominam o nim głównie jako usprawiedliwienie; tak właśnie myśląc nie doceniłem wówczas w pełni piękna i niesamowitości opowiadań pana Sapkowskiego, zbiorów “Ostatnie życzenie” i “Miecz przeznaczenia”. Wszak skoro wyszło drukiem, to jest oczywistym, że są świetne!
Setki innych książek pokazały mi jak jest naprawdę. :)
Odrobinę zmądrzałem od tamtych dni, i teraz, ponownie przemierzając Królestwa Północy wraz z Geraltem, Jaskrem i okazyjnie innymi interesującymi postaciami widzę jaka przepaść dzieli twórczość Sapkowskiego od innych polskich autorów piszących opowiadania i powieści fantasy. Nie potrafię sobie przypomnieć żadnego innego naszego pisarza z tego gatunku, który potrafiłby przygotować aż dwa idealne zbiory opowiadań, tak mądre, tak piękne, tak wieloznaczne, które można poznawać i dla samej zabawy, przygody i historii, ale także dla piękna myśli i prawd, jakie kryją w sobie. Kto jeszcze potrafi napisać takie dialogi, jak rozmowy Calanthe i Geralta w opowiadaniu “Kwestia ceny”? A tekst zatytułowany “Mniejsze zło”? To tak brutalnie życiowa, prawdziwa historia, tak łatwo w miejsce czarodzieja i gangu Renfri podstawić pozbawione magii postaci, szaleństwo, fanatyzm oraz próby dokonania jakiegokolwiek wyboru - to jest absolutna doskonałość. Albo “Okruch lodu” - czysta poezja, której na co dzień nie jestem w stanie ot tak, po prostu strawić, nie przepadam, nie lubię. Ale dialogi zakochanych trudną, może nawet toksyczną miłością Geralta i Yennefer to nic, jak właśnie obnażenie talentu poetyckiego Autora, zabawa słowem tak udana, że nawet ja nie potrafię zwyczajnie przejść dalej, muszę podziwiać nie tylko zresztą piękno rozmowy, co i sam skomplikowany, trudny związek, im trudniejszy, tym bardziej realistyczny, dwie tak silne postaci muszą mieć swoje problemy.
Feliks W. Kres jest moim ulubionym rodzimym twórcą fantasy, Jacek Piekara jak chce, to potrafi, dawniej pisywał rzeczy faktycznie dobre, podobnie Tomasz Kołodziejczak. Ksin Konrada T. Lewandowskiego potrafi czytelnika zabawić. Z pisarzy młodszych wymienić potrafię tylko Roberta M. Wegnera, który świetnie wie, co robi, i nie bez powodu często nazywa się go następcą Sapkowskiego właśnie. A reszta? Na tle takiej jakości, jak “Ostatnie życzenie” i “Miecz przeznaczenia” wypada powtórzyć tylko za Szekspirem, że reszta jest milczeniem. Ta jakość powinna być w polskiej literaturze przysłowiowa.
Co trochę smutne, ale jak i przed parunastu laty, tak i teraz sama saga, cały pięcioksiąg, niestety już z nóg mnie nie zwaliły. Choć to i tak kawałek świetnej literatury, którą można rozumieć na kilka sposobów, można się zachwycać historią, bohaterami, opowieścią, ale także zrozumieniem gatunku fantasy przez autora, zabawą tym gatunkiem, popisywaniem się wręcz swoją wiedzą i splątaniem różnego rodzaju kreacji - to wszystko robi wrażenie. Obok sagi nie tak łatwo znaleźć konkurencję, jednak sam cykl wiedźmiński jest przede wszystkim ofiarą wcześniejszej twórczości Autora. Kolejne tomy nie mają tego napięcia, z jakim poznawaliśmy opowiadania, nie oferują tego zaangażowania, co zresztą jest zrozumiałe. Mamy tu do czynienia z czymś większym, zaplanowanym w o wiele szerszej skali, rozbudowanym, rozłożonym na wiele wydarzeń… Ale jednak ja przez cały czas trwania sagi miałem wrażenie, że kolejne rozdziały, choć opowiadające całość, zbytnio konstrukcją opowiadania przypominają. Rozdziałów było w każdej powieści niewiele, były długie, niespecjalnie wiadomo co rozdzielały, tak wiele “pomniejszych rozdziałów” było po drodze. Jest tu także problem z latami, które upływają, jest ich całkiem sporo, i nie zawsze widać to od razu. Jest wreszcie sama historia, która w pewnych momentach niestety wydaje się być trochę pompowana na siłę, tak, by trwać dłużej, co dla absolutnych fanów było tylko i wyłącznie powodem do radości, ale takim jak ja trochę przeszkadzało. Pierwsze dwa tomy można połknąć od razu, w trzecim jest sporo śmiechu i rubasznych żartów, ale zaczyna się i robić dziwnie (nigdy nie “kupiłem” postaci Regisa, ani przed laty, ani teraz mnie nie przekonuje), aż wreszcie dwa ostatnie tomy to już zupełnie inna historia, która zeszła w miejsca zaskakujące, które czasem trudno zrozumieć, ale trzeba zaakceptować.
Choć wiele rzeczy i tak mi się podobało. Rozwój związku Geralta z Yennefer na przykład, czy próby Jaskra zostania kimś więcej, niż tylko biernym obserwatorem. Albo polityka, zaprezentowania doskonale, co mnie przed laty nudziło, a dziś plany Foltesta i reszty królów poznawałem z największym zaangażowaniem (wpływ “Pieśni Lodu i Ognia niewątpliwie), a postać Dijkstry szpiega to już mnie totalnie zafascynowała - choć tu duże znaczenie ma późniejsze wykorzystanie szpiega przez twórców cyklu gier, a nie sama saga.
No właśnie, przez grę w ciągu kilkunastu dni ponownie zaliczyłem siedem książek i dwa opowiadania z książki ósmej (ale ślub Geralta i Yennefer to raczej żart, żałuję, że ten tekst poznałem, nie pasuje do świata). Świetny powód do lektury: gra komputerowa. Kusi mnie, by opisać jak wspaniale scenarzyści wykorzystali świat pozostawiony przez Sapkowskiego, jak piękne są historie w “Dzikim Gonie”, ale sobie daruję, każdy łatwo sam sprawdzi. Cieszę się jednak, że taki plan wykonałem, bo i gra teraz jest nieco inna, rzecz jasna jeszcze lepsza. Ale najbardziej cieszy mnie wykonanie planu ze względu na jakość dwóch tomów opowiadań o wiedźminie, które przecież znałem, czytałem, widziałem żeno-serial, czytałem bardzo słabe komiksy… a jednak teraz, po kilkunastu latach od pierwszego ich poznania okazały się czymś innym, niż pamiętałem. Kurde bele, czymś wspaniałym, nie tylko fajnymi bohaterami i niezłą historią, to jest pokaz rzadkiego talentu, wręcz kunsztu pisarskiego, wybitnych umiejętności operowania słowem, z przekazem, z wrażeniami, z emocjami. Od teraz i ja oficjalnie należę do tych czytelników, którzy w polskiej fantasy widzą najpierw Sapkowskiego, a potem długo nic, i dopiero pozostałych twórców. Z lekkim opóźnieniem, ale jednak. :)