O Thomasie Pynchonie wiadomo trochę więcej niż o Homerze, ale tylko trochę – nie wiemy, czy istnieje naprawdę, ale wiemy, że nosił kiedyś koszulę z szerokim kołnierzykiem. Pewne jest również, że nikt tak dobrze jak Pynchon nie umie oddać nastroju towarzyszącego ogarniającej bohaterów paranoi. W 49 idzie pod młotek pretekstem do ukazywania tego stanu były symbole trąbek pocztowych, w Wadzie ukrytej są to nawiązania do tajemniczego Złotego Kła, który czasem jest biurowcem, czasem okrętem, a jaszcze kiedy indziej dziurą w ziemi.
Wada ukryta utrzymana jest w konwencji kryminału noir, wyraźnie inspirowana Chandlerem, zdecydowanie łatwiejsza w odbiorze od poprzednich powieści Pynchona – nie tylko od Tęczy grawitacji, ale nawet od bardziej przystępnej, kultowej 49 idzie pod młotek. Co nie zmienia faktu, że śledzenie licznych odnóg nieustannie zwodzącej czytelnika na manowce fabuły to spore wyzwanie – zwłaszcza, że Doc (główny bohater książki) co jakiś czas zapomina o tym, czym się akurat zajmuje, bo np. przypala mocnego blanta albo źli ludzie faszerują go psychodelikami.
Znalezienie w tej zwariowanej historii wady ukrytej, decydującej o prawdziwym obliczu współczesnej Ameryki wydaje się zadaniem niedorzecznym. Ale ona gdzieś tam jest – może kryje się wśród pierwszych użytkowników ARPA-netu (prototypu Internetu), może wśród PR-owców urzędującego prezydenta (Nixona), a może w gronie przekupnych deweloperów nakazujących zaoranie całej dzielnicy złożonej z faweli. Gdyby tylko bohater potrafił jednoznacznie określić, gdzie są symptomy choroby.
Pretekst do snucia opowieści jest z pozoru banalny – była dziewczyna zleca Docowi odnalezienie swojego kochanka, który zniknął w tajemniczych okolicznościach. Następnie znika również dziewczyna. Dalej jest już tylko gorzej – kolejno znikają i odnajdują się różnej maści biznesmeni, policjanci, członkowie faszystowskiego gangu motocyklowego, czarnoskórzy bojownicy o prawa Afroamerykanów, muzyk zespołu surf rockowego, a także pieniądze i narkotyki. A wszystko dzieje się w zwariowanym tempie – Pynchon żongluje aluzjami na temat rozmaitych problemów współczesności (np. rasizmu, korupcji, inwigilacji obywateli przez rząd USA itp.) niczym Frank Zappa na swoich najbardziej szalonych płytach, takich jak We're Only In It For The Money. Bohaterowie Wady ukrytej też zazwyczaj szukają kłopotów dla pieniędzy.
W całej tej bełkotliwej magmie ukrywają się autentyczne lęki i obawy bohaterów, które chyba do dziś wydają się żywotne. Jeden z nich boi się, że ARPA-net zabiera mu duszę, inny dochodzi do wniosku, że musi zrekompensować biedakom wszystkie krzywdy, które przytrafiły im się przy jego udziale, dlatego rozdaje swój cały majątek. Ale nie zostaje świętym – zgarniają go wcześniej ludzie służący jeszcze możniejszym rekinom biznesu, by mu ten głupi pomysł wyperswadować.
Gdzie jest wada ukryta współczesnej Ameryki? Wg Trumana Capote'a problem leży w tym, że społeczeństwo zbudowane jest na słabym fundamencie – zamiast relacji rodzinno-towarzyskich cementują je zależności finansowe. Pynchon idzie jeszcze dalej i ukazuje, w jaki sposób pieniądze są wypierane przez ich ersatz – szczególnie przez narkotyki, chociaż pokusa kontrolowania swoich sąsiadów przez Internet też brzmi nieźle. I że chodzi nie tylko o Stany, ale w ogóle o świat współczesny.
Przemyślcie to sobie jeszcze, jeżeli nagle poczujecie, że ktoś kradnie Wam duszę.
www.facebook.com/literaturasaute