Nie wiadomo, czy to nieuporządkowana autobiografia, czy mityczne opowieści spod znaku Brunona Schulza. I dlatego są takie fascynujące – nawet, gdy trudno nastawić swój odbiornik na częstotliwość, w której Prochaśko nadaje autorską audycję dla siebie i dla nikogo.
Cała recenzja: http://www.literaturasautee.pl/taras-prochasko-kilka-opowiesci/
"Jaśnie Pan" to bardzo dobry kryminał, stylowy i napisany pięknym językiem. Sceneria osiemnastowiecznej Barcelony oraz wtrącone tu i ówdzie nawiązania do kultury preromantycznej sprawiają, czy powieść czyta się z ogromną przyjemnością. Z pewnością decyduje o tym ogromny talent Cabrégo – trochę na wyrost uznanego za twórcę arcydzieł, ale bez wątpienia autora wciągających i stylowo skomponowanych powieści, co "Jaśnie Pan" tylko jasno i zdecydowanie potwierdza.
Cała recenzja na: Literatura sautée
Wszystkie dobre książki są o miłości. Nawet, jeżeli wydaje się, że są o czymś innym. Jak nie ma w książce miłości (czy to szczęśliwej, czy paskudnie nieudanej), to wieje nudą i tyle – dlatego Kichot wymyślił sobie Dulcyneę, a zwycięski wódz spod Troi ginie we własnym domu za sprawą Klitajmestry. W końcu kogo naprawdę interesuje przegląd wojska?
Dobrze wie o tym Kundera, który do każdej książki o Czechach i Historii wkłada co najmniej ze trzy romanse. Wie o tym też Żadan, który co prawda mocno przynudzał we wszystkich swoich poprzednich powieściach (i osobiście plasowałem go gdzieś między Żulczykiem a Stasiukiem), ale za to w najnowszej książce opowiada kilka pełnokrwistych, stuprocentowo wiarygodnych i wciągających historii miłosnych. I zgarnia całą stawkę – Mezopotamia została w tym roku nagrodzona Angelusem za najlepszą powieść środkowoeuropejską.
Młody chłopak podkochujący się w Daszy – dziewczynie, do której wprowadza się, bo jego matka ugadała dla niego stancję przy wódce. Zapowiada się na namiętny romans (chłopak nasłuchuje po nocach kroków Daszy na klatce schodowej i robi wszystko, by zainteresować ją swoim młodym ciałem), ale nagle okazuje się, że Dasza ma całkiem sporego syna, który do tego absolutnie nie dopuści. Inny bohater, Mario, musi zaopiekować się swoją daleką kuzynką pod nieobecność wuja leżącego w szpitalu. Całymi nocami pije z nią wino i uprawia seks – do momentu, aż znany z porywistego temperamentu i bezwzględnej brutalności wuj nie stanie w progu. Brzmi nieźle?
A do tego wszystkiego otrzymujemy pełen przegląd współczesnych ukraińskich nostalgii, obaw i koszmarów, pięknie narysowany fresk ukazujący społeczność Charkowa i genialny język, podsłuchany przez Żadana u swoich znajomych, w knajpach, sklepach i na ulicach miasta. I o to chodzi w dobrej literaturze.
Wciąż czuć u Żadana wyraźny ton rozczarowania ukraińskim życiem społeczno-politycznym (wyrażony najdobitniej w powieści Depeche Mode pod postacią determinującego losy bohaterów pochuizmu), ale tym razem pojawia się coś więcej. Jakaś wyraźnie odczuwalna potrzeba opowiedzenia prostych historii zwykłych ludzi, którzy odkrywają w sobie coś wielkiego – miłość, pożądanie, radość. Wszystko to znajduje zwieńczenie w scenie z ostatniego opowiadania, w której chory na raka krtani Łuka tańczy do Glorii Patti Smith przed młodą dziewczyną zaraz po zakończeniu imprezy, na której żegna się ze swoimi przyjaciółmi – trudno o lepsze odświeżenie barokowego z ducha toposu tańca miłości i śmierci. Nawet, jeżeli to trochę patetyczne – bierze mnie to.
Na koniec mamy długi poemat, w którym pojawiają się postaci z opowiadań, a także przeplatające się w nich motywy i metafory. Pod względem konstrukcyjnym – opad szczęki. Językowo – trochę za mocno pachnie mi romantyzmem, ale skoro mówimy o literaturze ukraińskiej, można to jakoś Żadanowi wybaczyć (oni wciąż trochę się na tym naszym romantyzmie wzorują, podczas gdy u nas jest to zwykle negatywny punkt odniesienia – chyba, że pisze Rymkiewicz). Tak czy siak – Żadan wie, jak robić to dobrze.
Najlepsza – jak dotąd – książka Żadana? Na pewno. I jak dotąd szczytowe osiągnięcie nowej literatury ukraińskiej. Boom na nią zdawał się ostatnio przemijać, ale miejmy nadzieję, że to dopiero początek nowej fali. Ja następną książkę Żadana biorę w ciemno.
www.facebook.com/literaturasaute
Najgłośniejsza książka tego roku? Na pewno taka, która wywołuje najwięcej emocji. W Europie sparaliżowanej lękiem przed islamem, w której każdego uchodźcę z ogarniętego wojną domową kraju podejrzewa się o terroryzm, antyutopia o islamizacji Francji w 2022 roku musi budzić kontrowersje. Czy Uległość Houellebecqa rzeczywiście jest trafną diagnozą europejskiej islamofobii?
Już z pierwszych polskich recenzji poświęconych Uległości (przede wszystkim z tekstu Z perspektywy szui, czyli jak umiera demokracja Wojciecha Orlińskiego) jasno wynika, że to nie strach przed islamem jest głównym tematem nowej powieści Houellebecqa. Jest nią obojętność. Marazm, w jaki popadła europejska lewica (która nie ma nic interesującego do zaproponowania, za to jest skłonna układać się z Bractwem Muzułmańskim, bo jest to jedyna realna przeciwwaga dla neofaszystów) sprawia, że demokracja kapituluje przed szariatem. Nie trzeba dodawać, że wszelkie partie umiarkowane w powieści Houellebecqa zupełnie tracą prawo głosu. Podobnie jak kobiety, mniejszości wyznaniowe, ekolodzy, Żydzi (ci ostatni albo emigrują do Izraela albo słuch o nich przepada – co chyba również jest na rękę sympatykom prawicy).
Zatem to nie islam jest u Houellebecqa straszny. Przerażający jest rozkład europejskich wartości. Demokracji, która sama siebie unicestwia. Modernizmu, który staje się tylko przedmiotem akademickich rozpraw (piękny secesyjny bar w Brukseli zostaje zamknięty). Chrześcijaństwa, które traci metafizyczną moc wznoszenia katedr (utyskiwanie na brzydotę współczesnych kościołów jest tu bardzo wymowne). I wreszcie literatury, która staje się najczęściej nośnikiem dla niebezpiecznych idei (rasizmu i innych fanatyzmów – i to już od czasów Nietzschego i Huysmansa).
Co można zarzucić nowej powieści Houellebecqa? Że pisarz właściwie nic nowego nie zaproponował – skierował tylko kilka ogranych już przez siebie wątków na nowe tory. Upadek cywilizacji europejskiej mieliśmy już i w Cząstkach elementarnych, i w Możliwości wyspy. Bohater nowej powieści Houellebecqa to ten sam mizantrop, którego znamy już ze wszystkich poprzednich książek pisarza. Franҫois to erotoman, tak samo jak bohater Platformy, tyle że po wejściu w zaawansowaną fazę andropauzy. Jest też rasistą (choć stara się z tym za mocno nie obnosić, w końcu ma doktorat), a Orliński słusznie nazywa go zwykłym szują.
Franҫois szuka jakichkolwiek zdolnych go jeszcze poruszyć doznań – w literaturze, religii (próbuje metafizyki w klasztorze, ale nie udaje się) i ostrym, pornograficznym seksie. Oczywiście nie znajduje już w nich żadnej podniety, żadnego ukojenia. I to również znamy już z poprzednich książek Houellebecqa. Różnica jest tylko taka, że tym razem bohater przechodzi na islam. Dlaczego? Bo jest mu wszystko jedno.
Pod względem literackim Uległość nie jest najlepszą książką Houellebecqa. Kontrastowanie ze sobą wątków filozoficznych i pornograficznych to u niego wyświechtany chwyt, który już chyba nie szokuje – a na pewno nie skłania do pogłębionej refleksji nad stanem kultury europejskiej. Brakuje mi też wyrafinowanej gry z elementami SF (Możliwość wyspy) bądź gry własnym wizerunkiem (Mapa i terytorium). Jest za to zanurzenie w zbiorowym lęku przed islamskim terroryzmem (proroczą aurę książki podkręciło zgranie się dat jej premiery z tragedią w redakcji „Charlie Hebdo”). Ale to nie wpływa na poziom literatury, tylko na jej wysoką referencyjność, czyli w tym wypadku przekładalność na zbiorowe paranoje.
Do jakich przemyśleń dojdzie w kolejnej powieści? I czy będzie to rzecz warta uwagi, czy też marudzenie starego mizantropa? Mam nadzieję, że następna książka odetnie się od islamofobicznej atmosfery. Choć w sumie autorowi już wszystko jedno – Houellebecq i tak ma już u muzułmanów przechlapane.
www.facebook.com/literaturasaute