Sięgnęłam po książkę Moniki Szwai z polecenia męża. A najśmieszniejsze jest to, że on sam nie skończył jej czytać. Początek mu się podobał, przynajmniej z tego co pamięta. Postanowiłam zaryzykować. Patrząc na okładkę i tytuł spodziewałam się innej lektury, niż to co nam serwuje pani Monika.
Anita i Cypek (Cyprian) po intensywnych naciskach i presji wywoływanej przez matkę Cypka starają się o dziecko. Jednak niestety z marnym skutkiem. Po kilku latach próbowania załamana para postanawia spróbować metody in-vitro. Kolejne próby także nie przynosiły rezultatów. A Anita wręcz dostała bzika na punkcie jeszcze nienarodzonego dziecka. Jej myśli ciągle krążyły wokół jednego tematu. Nie umiała skupić się na niczym. Zaniedbywała pracę, męża, dom. Nastrój Anity udzielił się także Cypkowi. Wydawać by się mogło, że wszyscy są przeciw młodemu małżeństwu. Tylko Eliza, przyjaciółka Anity przejmuje się ich losem. Przynajmniej takie sprawia wrażenie. Ach, jakże mylące to pozory.
Czytaj dalej
"- W supermarkecie mogę kupić trzydzieści dwa rodzaje puszek dla kota, ale nigdy nie mogę trafić na rybę, która by mi się podobała. Pani Sen powiedziała, że w dzieciństwie jadała ryby dwa razy dziennie. Dodała, że w Kalkucie jada się rybę zaraz z rana i tuż przed spaniem, a przy odrobinie szczęścia również jako przekąskę po szkole."