logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: Bartek-Waglewski
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2014-04-17 17:52
Warszafka płonie

 

Bartek (Fisz) Waglewski

Biuro Literackie, 2013

 

Nie słucham hip hopu. Kiedyś mi się to zdarzało, jednak dzisiaj, kiedy moja znajomość angielskiego przeszła na poziom, w którym dokładnie rozumiem teksty wyrzucane przez amerykańskich raperów, raczej odeszła mi na to ochota. Z tego powodu nigdy też nie pałałam miłością do naszego polskiego rapu – nie dość, że teksty były usłane częstochowskimi rymami (bez obrazy dla Częstochowy), to jeszcze beaty były smutne i monotonne. Mówili mi, że są wyjątki, że całkiem dobry jest Fisz, że u niego z tekstem jest lepiej. Sprawdziłam, wówczas mnie nie przekonał.

 

Twórczość Fisza przemówiła za to do wrocławskiego Biura Literackiego, które w ubiegłym roku wydało wybór jego tekstów. Krakowski poeta Wojciech Bonowicz, z dość zasobnego dorobku tekściarskiego Bartka Waglewskiego wyłowił 33 reprezentacyjne jego zdaniem utwory a następnie zamknął je w niewielkim, 120-stronnicowym tomiku Warszafka płonie. Jak się czyta teksty hip hopowe obdarte z towarzyszącego im beatu? Czy mogą stać się pełnoprawnymi wierszami?

 

Twórczość Fisza faktycznie wybija się poza to, co prezentuje sobą większa część polskiej sceny hip hopowej, która gustuje w bardziej dosadnej formie przekazu swoich racji. Nie znajdziemy tutaj słów na ‘k’ czy ‘ch’, pojawiających się z taką częstotliwością, że mogłyby zastępować wszelkie znaki interpunkcyjne. Nie ma ‘hajsu’, kąśliwych komentarzy pod adresem policji, czy przedmiotowego traktowania płci pięknej. Waglewski faktycznie swoimi tekstami stara się wejść stopień wyżej, wybić się poza obowiązujące w tym kręgu kanony. Zupełnie tak, jakby chciał pokazać, że tej muzyki mogą również słuchać ludzie o nieco większych wymaganiach, co zresztą jest prawdą.

 

Fisz odnotowuje zachowania społeczeństwa. Słodko-gorzko komentuje to, jak dzisiaj zachowują się ludzie, jakie są ich cele w życiu i jakimi wartościami się w nim kierują. Pisze o bogatych businessmanach, nadętych VIP-ach, pannach, dla których liczy się tylko marka, o zabawach w klubach. Pojawia się też miłość, choć bliżej jej do zwykłego pociągu seksualnego, niż do górnolotnych uczuć. Oczywiście są też wątki autobiograficzne, dzieciństwo spędzone u schyłku PRL-u, w czasie, który dla niego miał więcej blasków, niż cieni. A wszystko to zakorzenione w czasach nam współczesnych, w ‘tu i teraz’, dlatego nikogo nie powinien dziwić wychylający się zza węgła detektyw Rutkowski, Roman Giertych, czy premier Marcinkiewicz.

 

W zwieńczającym tomik kolażu różnych wypowiedzi Fisza Nic nie dodać (taki mix), autor twierdzi, że fascynuje go język polski i że lubi z nim eksperymentować. Kiedyś uderzyła go ‘inna’ twórczość Białoszewskiego, później zauroczyła go buntownicza Dorota Masłowska. Zamiast tworzyć tekstów literackich najwyższej próby, wypucowanymi na połysk frazami na miarę najwybitniejszych polskich poetów, on do swojej twórczości chce wciągnąć również trochę brudu, niedociągnięć i uchybień. Ma to sens, w końcu bez ziarenka piasku nie powstanie tak piękna i perfekcyjna pod każdym względem perła.

 

Niestety, prawdziwych pereł w tym tomie nie znajdziemy zbyt wiele. Twórczość Waglewskiego pozbawiona muzyki ukazuje jak na dłoni wszelkie ewidentne niedociągnięcia artysty, które bez względu na to, czy faktycznie były zamierzone, czy też są wypadkiem przy pracy, mogą wprowadzić czytelnika w lekką konsternację. Od czas do czasu pojawiają się te mało chlubne częstochowskie rymy, jakieś dziwne, nie wiadomo czemu mające służyć zestawienia, jak chociażby „Kiedyś w zerówce mały cwany łobuz/Co mówi przepraszam gdy narobi smrodu” („Jesteście gotowi?”). Uciążliwe bywają też teksty, w których Fisz ‘nawija’, jaki to z niego jest dobry raper i jak sprawnie wywija mikrofonem. Tego typu deklaracje świetnie brzmią wykrzyczane wprost ze sceny, natomiast na papierze wyglądają nieco pretensjonalnie.

 

Zdarzają się jednak teksty nieco mniej oczywiste, takie jak „Zimno”, „Majty” czy „Szczury”. Bardziej wyważone, głębsze, dojrzalsze, pozbawione banalnych wtrąceń. Warszafka płonie to bowiem wybór tekstów Waglewskiego pochodzących nie tylko z różnych okresów jego twórczości, ale również składających się na różne projekty. Bo Fisz to nie tylko hip hop, to też brudny i mroczny rock w wykonaniu Kim Novak, jak również nieco bardziej uładzony, choć niemniej ambitny rodzinny projekt Waglewski Fisz Emade. Teksty w tomiku nie zostały jednak ułożone ani w kolejności chronologicznej, ani podzielone na poszczególne strefy działalności autora. Nie zostały też zamieszczone żadne noty informujące, skąd dany utwór pochodzi. Być może uznano, że po tom sięgną jedynie osoby, które twórczość Fisza znają na wylot i nie potrzebują żadnych podpowiedzi (w takim razie po co im ten tom?). A może intencją była deprawacja tekstów nie tylko z muzyki, ale również z wszelkiego otaczającego ich kontekstu?

 

Fisz nie zostanie polskim Bobem Dylanem, którego teksty czyta się jak najlepszą poezję. Teksy Waglewskiego na papierze w większości przypadków wciąż pozostają jedynie częścią składową piosenki, zwłaszcza, jeśli wywodzą się z jego stricte hip hopowej twórczości. Jaki z tego płynie wniosek? Nie każdy tekst piosenki obdarty z warstwy muzycznej prezentuje się tak dobrze, jak w wersji umajonej wszelkimi odwracaczami uwagi. Nie znaczy to jednak wcale, że jest on zły, w końcu spełnia wyznaczoną mu funkcję części integralnej piosenki.

 

Po przeczytaniu Warszafka płonie zdecydowałam się posłuchać piosenek Waglewskiego. Jego hip hopowe oblecze nadal mnie nie przekonuje, ponieważ z gatunkiem tym dałam sobie już spokój jakieś 9 lat temu. Za to pozostałe projekty wzbudziły moją ciekawość. Tomik zdał więc chyba swój egzamin.

 

Like Reblog Comment
show activity (+)
text 2014-04-14 17:50
Śpiewający pisarze i piszący muzycy

 

Muzyka i literatura często idą ze sobą w parze, fakt ten nie powinien nikogo dziwić. O tym, że do melodii granej na instrumencie można dodać tekst wiemy już od dawna. Chociaż wraz z nastaniem komercyjnej muzyki rozrywkowej więzi łączące te dziedziny sztuki zostały w znacznym stopniu rozluźnione i już rzadko kiedy możemy w tekstach piosenek dostrzec ślady literatury, to jednak wciąż zdarzają się artyści, którzy kontynuują tę tradycję – zarówno muzycy, jak i literaci.

 

Leonarda Cohena wszyscy jednoznacznie kojarzymy ze światem muzyki, a konkretnie z jedną piosenką o dość podniosłym tytule „Hallelujah”. Mało kto jednak wie, że ów pochodzący z Kanady muzyk swoją przygodę ze sztuką zaczynał właśnie od literatury. Zanim w 1967 roku ukazał się jego pierwszy album (nazwany po prostu Songs of Leonard Cohen), zdążył wydać cztery tomiki wierszy oraz dwie powieści (Ulubiona gra oraz Piękni przegrani). I choć później skupił się głównie na twórczości muzycznej, wciąż od czasu do czasu na rynku pojawiają się nowe tomiki jego wierszy. W Polsce do tej pory wydano m.in. Księgę tęsknoty (2006) w przekładzie Daniela Wyszogrodzkiego, tom, który doczekał się muzycznej interpretacji w wykonaniu Philipa Glassa.

 

 

Oczywiście literacka przeszłość Cohena uwidacznia się również w tekstach jego piosenek. Mówi w nich głownie o miłości, często tej nieszczęśliwej, choć wplata w swoje teksty również wątki biblijne. Ich kunszt i uniwersalne przesłanie sprawiają, że z łatwością trafiają one do każdego słuchacza. Nic więc dziwnego, że jego twórczość wyjątkowo dobrze przyjęła się w naszym kraju, który wciąż (choć niestety coraz rzadziej) lubi łączyć poezję z muzyką. Niektóre z tekstów jego piosenek doczekały się przekładu na język polski (głównie za sprawą Macieja Zębatego i Macieja Karpińskiego), co oczywiście wykorzystali nasi rodzimi artyści. Już w 1978 roku powstało widowisko „Pieśni Miłości i Nienawiści”, które w całości wypełniły polskie interpretacje piosenek Cohena w wykonaniu m.in. Andrzeja Poniedzielskiego, Elżbiety Adamiak, Jana Kantego Pawluśkiewicza, czy samego Macieja Zębatego.

 

 

Zgoła innym przypadkiem jest Bob Dylan. Ten artysta oprócz napisanej w latach 60. eksperymentalnej Tarantuli oraz wydanej w 2004 roku pierwszej części swojej autobiografii Chronicles: Volume One, nie może pochwalić się zbyt bogatą twórczością stricte literacką, a jednak już od kilku lat jego nazwisko pojawia się na liście twórców typowanych przez bukmacherów do Literackiej Nagrody Nobla. Moc Dylana tkwi bowiem głównie w tekstach jego piosenek, gdyby nie one prawdopodobnie nie osiągnąłby tak spektakularnego sukcesu. Bądźmy szczerzy – nie może się on pochwalić ani pięknym głosem (Jimy Hendrix twierdził, że ograniczał się jedynie do grania na gitarze, ponieważ nie potrafił śpiewać. Nabrał odwagi dopiero po tym, gdy usłyszał śpiew Dylana), muzycznie większości jego piosenek daleko jest do przebojowości znanej chociażby z twórczości zaprzyjaźnionych z nim Beatlesów. Jednak żadna z gwiazd drugiej połowy lat 60. nie mogła pochwalić się tak głębokimi i dobrze napisanymi tekstami, które idealnie odzwierciedlały zmiany zachodzące w ówczesnym społeczeństwie („The Times They Are a-Changin'”), snując rozważania natury filozoficznej („Blowin' in the Wind”), często zawierając w nich również krytykę pewnych działań gospodarczych i politycznych („North Country Blues”, „With God on Our Side”).

 

 

Oczywiście Dylan nie był jedynym twórcą, który w tamtych czasach poruszał w piosenkach tematy trudne, stanowiące problem ówczesnego społeczeństwa. W latach 60. XX wieku w USA nie brakowało młodych muzyków, którzy za pomocą protest-songów chcieli walczyć z niesprawiedliwością społeczną. Wśród nich znaleźli się również Pete Seeger, Nina Simone, Aretha Franklin, czy Joan Baez. Chociaż stworzyli oni równie silne utwory, które na zawsze zapisały się na kartach muzyki rozrywkowej, to jednak nie mogą liczyć na Nobla. Teksty Dylana mają nad nimi tę przewagę, że oderwane od muzyki zamieniają się w pełnoprawne utwory poetyckie (a to nieczęsto się zdarza).

 

Twórczość Dylana już w latach 60. dotarła również do naszego kraju, gdzie za jej interpretację zabrała się m.in. Maryla Rodowicz, wykonując piosenki „Odpowie ci wiatr” oraz „Czas wszystko zmienia”.

 

 

Dorota Masłowska (Fot. Maciej Zienkiewicz / Agencja Gazeta)

 

Czas na przykład z naszego rodzimego podwórka. Ostatnio za tworzenie muzyki zabrała się Dorota Masłowska, która jako Mister D. wydała w tym roku debiutancką płytę Społeczeństwo jest niemiłe. Materiał na niej zgromadzony nijak się jednak ma do wrażliwości dwóch panów opisanych powyżej. Zamiast lirycznych nut słuchacza uderza psychodeliczna mieszanka punku, hip hopu i muzyki tanecznej, którą uzupełniają dość oryginalne teledyski. O czym śpiewa autorka Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną? O tym, co dzieje się tu i teraz, współczesnym polskim społeczeństwie, o zakupach w Żabce, o przyjaciółce Ryszarda Kalisza, o Kindze Rusin. I chociaż niektórzy krytycy kręcą nosem i wszelkie dyskusje ucinają stwierdzeniem „Masłowska skończyła się na Pawiu królowej”, to jednak swoją twórczością trafiła w gusta wielu odbiorców, a za sprawą występującej w teledysku do „Chleba” Anji Rubik została już zauważona w zagranicznych mediach. Czy Masłowska wzorem Cohena poświęci się głównie twórczości muzycznej? Słysząc entuzjazm, z jakim wypowiada się o tym najnowszym projekcie nie można tego wykluczyć.

 

 

Również w naszym kraju w tekstach muzyków można doszukać się cząstek poezji. Nakładem wrocławskiego Biura Literackiego w kwietniu ubiegłego roku ukazał się wybór tekstów Bartosza Waglewskiego, znanego w świecie muzyki pod pseudonimem Fisz. Nie, Fisz nie zaczął pisać poezji. Warszawka płonie to zbiór istniejących już tekstów muzyka, wybranych przez krakowskiego poetę Wojciecha Bonowicza. Jak brzmią hiphopowe teksty pozbawione beatu? Jak prezentują się w wersji papierowej, pozostawione same sobie, bez interpretacji autora? Recenzja już wkrótce.

 

 

 

Oczywiście powyższe przykłady nie zamykają listy ani śpiewających pisarzy, ani piszących muzyków. Oczywiście nie wszystkie próby literackie piosenkarzy można uznać za udane, podobnie jak nie każdy pisarz ma dar do tworzenia muzyki. Nie każdy jest wszechstronnie utalentowany, dlatego też tym bardziej należy docenić te osoby, które sprawnie radzą sobie w różnych dziedzinach twórczości.

More posts
Your Dashboard view:
Need help?