To pewnie nie jest typowa książka tego autora, ale tak się stało, że właśnie od niej rozpoczynam styczność z Abercrombiem. No i powiem szczerze, że głowy mi nie urwała.
Najpierw jednak zalety. Talent autora objawia się niewątpliwie w dialogach, które dobrze równoważą humor, sarkazm i ironię z relacjami między postaciami, a jednocześnie pozostają całkiem naturalne. Dużą przyjemnością jest wsłuchiwanie się (tudzież wczytywanie) w rozmowy naszych bohaterów, wyłapując ich konflikty przeradzające się w przyjaźnie, lub wyszukując niedopowiedzeń i ukrytych znaczeń.
Sama historia jednak wydaje się dosyć płytka i przede wszystkim mało angażująca. Śledziłem sobie losy Yarviego i jego kompanów i jakoś nie wytworzyło się we mnie głębsze przywiązanie do nich. Co więcej, sam Yarvi nie wydaje mi się specjalnie sympatycznym osobnikiem. Nie jest to może wymagane u głównego bohatera, bym mu kibicował, ale jednak w przeciętnej powieści przeszkadza dodatkowo.
Czuję, że autor ma duży potencjał, który tu nie został w pełni wykorzystany. Może więc dam mu jeszcze szansę w przyszłości.