Dawno dawno temu, czytałam sobie Siewcę wiatru. I odpadłam, bo ona miała kobaltowe loki - strasznie mnie drażniło ciągłe wspominanie o kolorze włosów poszczególnych bohaterów, tak jakby to było istotne dla fabuły. Wróciłam po latach, przesłuchałam prawie 50 godzin przygód Daimona Freya i uznałam, że to jest dobre.
Cykl Mai Lidii Kossakowskiej nazwałabym anielskim fantasy, o zabarwieniu polityczno-epickim, i pewnie gdzieś tam minęłabym się z prawdą. Nikt nie lubi etykietek, a dawanie ich powieściom nie jest moim życiowym celem. Jestem czytaczem, lubię literaturę lekką i przyjemną - szczególnie gdy zabieram się za audiobooki, bo skupienie na słowach nie zawsze jest takie samo.