logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: jesień
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-01-25 10:39
Reporter - definicja
Niemiecka jesień - Stig Dagerman,Elfriede Jelinek,Irena Kowadło-Przedmojska

Patrzymy na Niemcy jesienią 1946. Niemcy oglądane oczami zagranicznego reportera. Człowieka, który oprócz oczywistych faktów i zdarzeń widzi jeszcze drgnienie warg, cień lęku na twarzy, złotą spinkę do krawata i brudny paznokieć. Autora, który czuje zapach potu i dostrzega spojrzenie głodnego człowieka. Widzi też szeroko, perspektywicznie, w kontekście. Jednocześnie powstrzymuje się od ocen, interpretacji, sugestii.

 

Po tej książce nabrałem apetytu na antologię reportażu Szczygła. Bo dobry reportaż nie ma złego czasu ani złego miejsca. Dobry reportaż będzie świetny niezależnie od tego gdzie, o czym, przez kogo i jak dawno napisany.

 

Like Reblog Comment
review 2013-12-02 00:00
Jesień średniowiecza
Jesień średniowiecza - Johan Huizinga Napisana z wielką erudycją książka ukazuje panoramę schyłku epoki. Zachwycające analizy, wnioski i ogrom przykładów. Polecam
Like Reblog Comment
review 2013-10-15 00:00
Jesień patriarchy
Jesień patriarchy - Gabriel García Márquez Zdecydowanie jest to moja ulubiona książka Marqueza. Fascynująca pod względem budowy - składa się ze zdań wielokrotnie złożonych, sprawiających wrażenie potoku myśli - nie tylko tytułowego patriarchy, bo głos udzielany jest tu nawet z pozoru nieistotnym postaciom, wplata się pojedyncze zdania, w których narracja prowadzona jest z innego punktu widzenia. Wydarzenia nie są opowiedziane w porządku chronologicznym, co sprawia wrażenie "bezczasu". Kunsztowne metafory, powtórzenia - jedyne czego żałowałam, czytając tę książkę, to to, że mój hiszpański nie jest na tyle dobry, by czytać "Jesień patriarchy" w oryginale.
Like Reblog Comment
text 2013-09-06 09:23
Hometown glory

   Sześciogodzinna podróż. W torebce obowiązkowo dwie książki: "Wilk stepowy" Hessego oraz "Umiłowana" Morrison. Powtarzałam sobie cały ranek: weź jedną. Niestety zbyt długo czekałam na Hessego żeby zostawić go w mieszkaniu z osiemdziesięcioma kartkami do końca. Skończyłam go w niecałą godzinę. Akurat żeby przedrzeć się autokarem przez korki i wyjechać za miasto. Potem zaczęłam się przewracać na siedzeniu, kokosić, słuchać (a jakżeby inaczej) - "wilka chodnikowego" szukając nawiązań literackich z większą niż zwykle zaciętością. Poza tym moja sytuacja 'życiowa' po sesji nie wygląda najlepiej, więc nikt tak jak Bisz mi nie pomoże. Przyznaję otwarcie, że zbyt wielkie nadzieje pokładałam we wspomnianej wyżej książce. Liczyłam, że odkryje mnie dla siebie w całości. Że dostanę obuchem w łeb (jak zawsze dostaję od Mrożka), ale nie. Czegoś tam się dowiedziałam, coś mi tam zaświtało, jednak rewolucji duchowej nie przeszłam. Jak Harry jestem wilkiem stepowym, to wiedziałam już dawno (i dlatego tak łaknęłam tej pozycji) ale czy wiem coś więcej? Wielość naszych dusz była niemałym odkryciem i pstryczkiem w nos, odbijanie siebie w oczach innych - podobnie, najlepsze cytaty już znałam, Traktat o wilku stepowym to jednak było coś. Wywody na temat samobójstwa i zawiązywania przyjaźni. To chyba najbardziej zapamiętałam. I z samego końca jeszcze - utracone miłości. No i rozmowa w kawiarni. Też. Tylko teatrzyku, rozstrzygnięcia, nie zrozumiałam do końca. Niemałą przyjemność sprawiło mi odnajdywanie wątków psychodelicznych (tak, wciąż męczę Encyklopedię polskiej psychodelii Sipowicza) ale wykład o odbudowywaniu osobowości na przykład wydał mi się całkiem miałki.

 

   Za Toni wzięłam się po pierwszym postoju. Czyli po jakichś dwóch godzinach podróży. Nie naczytałam się jednak za bardzo, gdyż słońce powoli zaczynało chylić się ku zachodowi. W połączeniu z niesamowitym błękitem nieba i żółto-brązowymi liśćmi mijanych drzew tworzyło najmilsze dla oka i duszy widoki. Jesień jest moją ulubioną porą roku. Słońce, wiatr o specyficznym zapachu, otaczające zewsząd człowieka piękne, ciepłe barwy natury i deszcz. Od czasu do czasu. Nie ma piękniejszego momentu dla ludzi smutnych i zagubionych. Dla wilków stepowych. Takie widoki przywołują we mnie zapachy z dzieciństwa, wycieczki sprzed lat, widok Bieszczad w wieczornej mgle... Kiedy obudziłam się z zachwytu nad widokami za oknem, wewnątrz wybranego przeze mnie środku transportu było już stanowczo za ciemno aby czytać. Miałam więc w głowie jedynie początek "Umiłowanej". Ten specyficzny czar, który niosą w sobie wszystkie książki tej kobiety. I ciepło. Tajemnicę. Już mnie zdążyła oczarować, po ledwo trzydziestu stronach [Baldwin przyzwyczaił mnie do nużących, rozwlekłych początków, po czym dopiero przy 80 stronie zaczynał szaleć].

 

  Do domu dojechałam zmęczona, poszarzała, przelękniona konsekwencjami mojego zachowania. W lustrze znowu spoglądała na mnie nieco dojrzalsza twarz niż ostatnim razem. I ten specyficzny wyraz oczu, który potrafię odnaleźć tylko tutaj. Wciąż nie mogę rozgryźć co się za nim kryje. Po późnej kolacji, po długich rozmowach, po przymiarkach nowych jesiennych butów (nigdy nie szalałam za butami, ale te są wyjątkowo udanym zakupem), przypomniałam sobie o zamówionej przed tygodniem książce Dannera. Przerzucałam papiery, przeczesywałam szuflady i szafki żeby wreszcie ją odnaleźć i wziąć do ręki przed snem. Miękka okładka. Zbyt miękka. Ale ładna [to moja pierwsza książka tego wydawnictwa]. Papier godny pożałowania. Jednak nie najgorszy. Konsekwencje dostawy widoczne na tylnej okładce książki. No nic. Właściwie to nawet nie sposób tego zauważyć - da się jednak wyczuć palcami. A to jeszcze gorzej. Z kolei faktura przedniej okładki wprawia mnie w stan lekkiego bibliofilskiego podniecenia. Jest idealna. I to intrygujące połączenie kolorów. Rano odkrywam uroki wewnętrznej strony okładki - piękna! Nie mogę się doczekać kiedy do niej zasiądę na dobre.  

 

  Rano z załamanymi z rozpaczy rękoma wzięłam się za porządki na mojej półce. Zaskakujące, że ilekroć wracam do domu tylko ona wygląda jak po przejściu huraganu. Szybko jednak się z tym uporałam - i z niemałą satysfakcją. Zawsze układam je od najwyższej do najniższej. Lubię też kiedy stoją równo, najlepiej nie rozdzielać od siebie książek tego samego autora. Nowe w jednym, stare w innym miejscu. Może spróbowałabym wreszcie z kolorami?

Like Reblog Comment
review 2013-07-19 00:00
Jesień liścia Jasia. Opowieść o życiu dla małych i dużych
Jesień liścia Jasia. Opowieść o życiu dla małych i dużych - Ewa Wojtych,Leo Buscaglia Autor napisał o tej książce: „Tę opowieść dedykuję wszystkim dzieciom, które przeżyły nieodwracalną stratę oraz dorosłym, którzy nie potrafili im tego wytłumaczyć”. To książka nie tylko o śmierci i przemijaniu, przede wszystkim o tym, że nawet Jaś, mały listek na wielkim drzewie, jest potrzebny. Jaś zmienia się, gdy zmieniają się pory roku. Czasem się boi, gdy nie wie, co go czeka, co się stanie, gdy nadejdzie zima. Zarówno dzieci i dorośli odnajdą w tej książce ciepło, mądrość i pokrzepienie.
More posts
Your Dashboard view:
Need help?