Urzekła mnie ta zabawna para przyjaciół - Mrówkojad i Orzesznica z obu książeczek, zarówno jeśli chodzi o ich charaktery i rozmówki jak i ilustracje. „Sens życia” to, jak sam tytuł mówi, bardzo filozoficzna książeczka. Natomiast „Dziwne zwierzęta” są bardziej dydaktyczne. Owa para przyjaciół ogłasza konkurs na najdziwniejsze zwierzę. Mrówkojad oczywiście jest przekonany o zwycięstwie. Wizytówki zwierząt które nadesłały swoje zgłoszenia kapitalne. Pomysłowe, językowo przeciekawe i nowoczesne, zabawne. Ostateczny rezultat - wszyscy wygrywają, bo wszyscy są dziwni na swój sposób, łącznie z pozornie najzwyklejszą krową.
Oh definitely the Study series.
Poison Study was so so so so good! I couldn't sleep, I just stayed awake listening to the first book. I literally hung on every word waiting to find out what happened next.
And then everything after it just got worse and worse. The rest of the books in the series aren't great and I actually hated them for a while. BUT THEN I read the Glass series and realized how lucky we got with the rest of the Study series.
Seriously the Glass series is AWFUL. Read Poison Study because it is fantastic, but then never read another Snyder book again.
Ha! Wróciłam. I już chcę jechać tam, na Zielony Przylądek! Nad Tamizą przywitał mnie deszcz i 13 stopni Celsjusza :( Nihil novi...
Przed wyjazdem miałam silne postanowienie, że przez cały urlop zrezygnuję z literatury mądrej i mądrzejszej i w pełni poświecę się czytaniu bzdur. Wbrew pozorom było warto!
Rozpoczęłam moją przygodę od książki Marii Nurowskiej "Sergiusz, Czesław, Jadwiga". I jak zwykle u Nurowskiej schematycznie i nudno, mimo, że historię dałoby się uratować choćby ze względu na fascynujący życiorys Sergiusza Piaseckiego. Nudno i do cna niewiarygodnie!
Druga, niestety równie mierna książka to "Czerwona Azalia" Anchee Min. Czytałam już kilka powieści tej autorki i mimo lekko egzotycznej, z naszego punktu widzenia tematyki, wszystkie one są sztampowe i na tzw. jedno kopyto.
No i w końcu trafiłam na coś, co czytało mi się miło i przyjemnie - lekka i łatwa w odbiorze powieść obyczajowa "Żona myśliwego" Katherine Scholes. Tanzania, koniec lat sześćdziesiątych, lekki kryzys małżeński i czająca się na sawannie zdrada. Było mi bardzo sympatycznie czytać tę książkę - niewymagająca, przywodząca na myśl klimat "Pożegnania z Afryką". Mogę polecić wszystkim paniom, które potrzebują relaksu w ciepły letni dzień.
Miałam ze sobą również zachwalany kryminał polskiego dziennikarza Piotra Głuchowskiego pt "Umarli tańczą". Wątek uznałam za dobrze rokujący, jednak styl tej powieści jest koszmarny i miałam wrażenie, że główny bohater - redaktor naczelny jest wierna kopią komisarza Patera z kryminałów Mariusza Czubaja. Nie ma on nic nowego do zaoferowania a w miarę rozwoju sytuacji opowieść robi się coraz bardziej niewiarygodna (z Czeczenami na Białoruś, oczywiście bez wizy czy też absolutne kuriozum - bohater przychodzi do seryjnego mordercy i pyta go przy herbatce dlaczego zabił 37 osób). Nie polecam!
Następnie przyszła kolej na infantylny bestseler pod pięknie pachnącym tytułem "Sekretny język kwiatów". Główna bohaterka jest skrajnie niestabilna emocjonalnie i wywołała u mnie daleko idącą irytację. Uważam, że był to doskonały materiał na dobrą powieść, jednak autorka nie podołała i mamy zonk.
Na koniec następczyni Danielle Steel - nowa mistrzyni głupawego pióra, Santa Montefiore! Sięgnęłam po książkę "Ostatnia podróż Valentiny" i owszem czytało mi się ją bardzo szybko i sprawnie. Jest to typowe czytadło dla kobiet, historia dziewczyny pięknej, młodej, bogatej, która lubi mężczyzn i wie jak ich używać ( celowo stosuję tutaj określenie "Używać"). Dziewczyna poszukuje wiadomości o swojej nieżyjącej matce, a wszystko co związane z matką jest wielce tajemnicze. Oczywiście mamy happy end i jest pięknie. Niestety nie jest pięknie z literackiego punktu widzenia, jednak jeśli oczekujemy prostej miłosnej historii do przełknięcia przy mojito to ta książka wydaje się być w sam raz.
Podsumowując, mimo wszystko warto było poświęcić kilka chwil i poczytać coś innego, mniej zobowiązującego. Na jakiś czas mam dosyć i z wielką radością wrócę do Wydawnictwa Czarnego i reportaży. Czeka na mnie nowy numer National Geographic :)
Jak to mawiają tam daleko: Cabo Verde. No stress. :)