logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: mariusz-urbanek
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-07-10 16:40
Broniewski. Facet, który stawał na rękach
Broniewski. Miłość, wódka, polityka - Mariusz Urbanek
Dziś przyszła wreszcie kolej na Broniewskiego. Jak już kilkakrotnie wcześniej pisałem, lektura szła mi dość opornie. Jednak tylko do pewnego momentu. Później było już tylko lepiej. I znów okazało się, że Urbanek stanął na wysokości zadania przedstawiając pogmatwane losy kolejnego wielkiego poety, który nie poradził sobie do końca z życiem. 
 
Tak jak wspomniałem, początek mnie lekko znużył, choć chyba nie powinien, bo pierwsze lata życia Władysława Broniewskiego do nudnych nie należały. Gdyż nie można nazwać nudnym pobytu w obozie dla internowanych zaledwie w wieku 20 lat (za nie złożenie przysięgi na wierność Austrii) oraz zasług, za które w wieku lat 23 dostaje się Srebrny Krzyży Orderu Virtuti Militari oraz czterokrotnie Krzyż Walecznych. Jednak ten żołnierski fragment jego jego biografii, choć bardzo ważny dla dalszych jego losów - w końcu w jakiś sposób go ukształtował na resztę życia - to jednak wydał mi się najmniej interesujący. Ciekawie zaczęło się robić dopiero po II wojnie. 
 
Później w jego życiu ciągle przeplatały się, oprócz poezji, trzy tytułowe aspekty: miłość, wódka, polityka. I to chyba nawet w następującej kolejności: wódka, polityka, miłość. Trzykrotnie żonaty, najbardziej kochał córkę, czego nie mogła mu wybaczyć trzecia żona. Po jej - córki - tragicznej i do końca niewyjaśnionej śmierci, załamał się kompletnie (trafił nawet na 4 tygodnie do domu wariatów, później napisał tom wierszy Anka wydany w dwa lata po jej śmierci) i nie było już praktycznie niczego ważnego w jego życiu poza wódą, która i tak była w nim ciągle. Uznany za największego żyjącego poetę, porównywany z Mickiewiczem, był chwalony, ale i wykorzystywany przez władzę. Jednak ten zachwyt osłabł, gdy w 1954 roku odmówił Bierutowi napisana nowego hymnu Polski, a parasol bezpieczeństwa zupełnie się zamknął, kiedy władza przerażona jego pogłębiającym się alkoholizmem zaczęła drżeć przed tym co może zrobić i powiedzieć będąc stale na bani (a potrafił nieźle pojechać).
 
Jednak w historii polskiej literatury zapisał się nie jako ojciec, mąż, żołnierz czy nawet alkoholik, ale poeta, więc wypadałoby wreszcie przejść do meritum. Jego wiersze porywały tłumy, a nikt nie potrafił lepiej ich recytować niż on sam. Był znany z tego, że idealnie dopasowywał się do każdej widowni i jak nikt inny potrafił ją poruszyć i zainteresować (późniejszy rak krtani nie pozwolił mu już na tak częste wystąpienia). Wiersze rewolucyjne, patriotyczne takie jak Do towarzyszy broni, czy Bagnet na broń (ten drugi długo wstrzymywany przez cenzurę) elektryzowały publiczność jak żadne inne. Jednak w czasach nowej Polski pod władaniem partii komunistycznej pisał trochę mniej. A wielu do dziś wypomina mu Słowo o Stalinie, poemat, który mimo tematyki wciąż uważał za dobry.
 
W roku 1950 na 25-lecie twórczości zostaje odznaczony Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, pięć lat później najwyższym w PRL Order Budowniczych Polski Ludowej. Umiera 10 lutego 1962 roku.
 
Broniewski to postać szalenie kontrowersyjna. Legionista, piłsudczyk, zażarty socjalista, który nie odnalazł się do końca w komunistycznej Polsce. Wielki poeta, który przez alkohol i problemy osobiste po wojnie nie napisał już tak wiele jak mógł. Jeden z trzech polskich poetów związanych z komunizmem, który wraz z Brzechwą i Tuwimem przetrwali proces dekomunizacji
 
Ok, myślę, że to wystarczy, żeby zachęcić Was do sięgnięcia po tę książkę. Jak zawsze mogę dodać, że biografia ta jest naprawdę obszerna, pełna faktów, wypowiedzi przyjaciół, samego zainteresowanego, fragmentów jego twórczości oraz, jak każda poprzednia, którą opisywałem zakończona jest krótkim kalendarium przedstawiającym najważniejsze wydarzenia z życia opisywanej osoby oraz rozmową z kimś bliskim lub z kimś kto go dobrze znał - w tym przypadku jest to przybrana córka Maria Broniewska-Pijanowska, córka jego drugiej żony. Zdecydowanie polecam (i zwracam honor Pani Profesor, która poleciała mi tę książę;-]).
 
Moja ocena - 8/10
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-06-28 11:16
Tuwim. Książę poetów
Tuwim. Wylękniony bluźnierca - Mariusz Urbanek
Dziś zapowiadana od dłuższego czasu recenzja Urbankowej biografii Tuwima. Książka jak i autor wciąż trzymają dobry, wysoki poziom, więc nasze ponowne spotkanie okazało się całkiem przyjemne i bardzo udane. Zapraszam do przeczytania krótkiej notki na temat księcia poetów!
 
Książę poetów - bo takim tytułem był określany Julian Tuwim dla wielu wciąż pozostaje postacią kontrowersyjną. Wielokrotnie dyskredytowany za późniejsze entuzjastyczne wypowiedzi i utwory na temat komunizmu i równany z błotem za serwilizm wobec systemu ucisku, dla innych nigdy nie przestał być wielkim artystą. Nie da się wszak zaprzeczyć, że Tuwimem władza się wysługiwała, gdyż jak wiemy, w żadnym systemie nie ma nic za darmo i wszystkie pochwały i powitania po powrocie z emigracji, a także pomoc w sprawach, z którymi zwracali się do niego przyjaciele (i nie tylko) musiała być okupiona pewnym zadośćuczynieniem wobec władzy. Z powodu początkowej fascynacji ustrojem, który z taką gorliwością został w Polsce wdrożony przez "przyjaciół" z kraju Rad, od Tuwima odwróciło się wielu jego przedwojennych przyjaciół, choć nigdy nie tracili szacunku do jego osiągnięć artystycznych. Obecnie, po wielu latach od opowiadanych wydarzeń, niektórym oceniającym przydałaby się jednak powtórka z polskiego (i z historii). Jednym z nich jest na pewno nasz niedoszły prezydent - Paweł Kukiz, który postawił Tuwima pod pręgierzem nagrywając kilka utworów punkowych do tekstów socrealistycznych wierszy, m.in. do W Poroninie, za który, jak twierdził w filmie Ave Kukiz, nienawidzi poety i nie rozumie jak można się zeszmacić aż do tego stopnia. I wszystko było by mniej więcej w porządku, gdyż każdy ma prawo do wyrażania swojego zdania, gdyby nie jeden mały problem. Ten utwór, który budzi w piosenkarzu i polityku taką odrazę nie wyszedł spod pióra Tuwima. Pochodzi z poematu Janusza Minkiewicza Lenin w Poroninie z 1951 roku. Tak więc, panie Pawle, czytanie nie boli, czasem warto wiedzieć zanim otworzy się usta.
 

 

Wracając jednak do samego poety i jego twórczości, to moi żądni ciekawostek czytelnicy na pewno nie pogardzą informacją, że w późniejszym etapie swojego życia Tuwim cierpiał na bardzo rozwiniętą agorafobię i czasami całymi tygodniami nie wychodził z domu, a jeśli już mu się to zdarzało, przemieszczał się po mieście taksówką jedynie w towarzystwie żony. Że jego córka była adoptowana z uwagi na strach przed konsekwencjami porodu, którego jego ukochana mogłaby nie przeżyć. Że był jednym z najgenialniejszych twórców tekstów kabaretowych i piosenek dla największych tamtejszych czasów. Przez wiele lat współpracował z kabaretem Qui pro Quo oraz był jednym z najważniejszych Skamandrytów. A także wielu innych czasopism i grup artystycznych aż do wybuchu wojny. Jednak o tym i o wielu innych arcy ciekawych faktach z jego życia dowiecie się więcej czytając biografię poety oczywiście autorstwa Mariusza Urbanka pt.: Tuwim. Wylękniony bluźnierca, którą serdecznie polecam.
 
Moja ocena: 7.5/10
 
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-06-19 15:44
Brzechwa i (prawie) Hollywood
Brzechwa nie dla dzieci - Mariusz Urbanek
Żeby nie było, że czytam tylko monotematycznie dziś dla odmiany recenzja kolejnej biografii autorstwa Urbanka. Tym razem mowa będzie o Brzechwie. Takim Brzechwie jakiego raczej nie znaliście. Zapraszam na recenzję!
 
Mariusz Urbanek jest ostatnio moim faworytem jeśli chodzi o literaturę biograficzną. Jego lekki styl, znajomość poruszanych tematów, mnogość anegdot i cytatów z opisywanych osób sprawia, że książki te są bardzo przyjemną, ale i wartościową lekturą. I nawet jeśli Waldorff mnie nie zachwycił, a przez Broniewskiego się jeszcze nie przedarłem, to Genialni, Kisielewscy i Brzechwa rekompensują wszystko.
 
Twórczość Jana Brzechwy (a tak właściwie to Jana Wiktora Lesmana) znałem bardzo słabo. Wiedziałem, że pisał dla dzieci. Kto nie słyszał o Kaczce Dziwaczce czy też Akademii Pana Kleksa (oraz dwóch jej kontynuacjach), jednak z racji tego, że w szkole średniej z książkami się raczej nie lubiłem, obce mi były wszystkie inne jego dokonania. Ale jak to mówi stare chińskie przysłowie: Człowiek uczy się całe życie. Więc jeszcze nic straconego, gdyż w tej książce mamy korepetycje z języka polskiego i z historii (a także z pro-komunizmu i antysemityzmu i antykomunizmu) w pigułce. Dowiemy się z niej tego, że Brzechwa był kuzynem Leśmiana, że zawsze chciał dorównać artystycznie Tuwimowi, że był wysoki (czego wielu mu zazdrościło) i lubił kobiety. A także tego, że był jednym z najznamienitszych polskich (i Europejskich) znawców prawa autorskiego (był wszak jednym z twórców i pomysłodawców powstania ZAiKS-u). O jego komunistycznych fascynacjach, których wielu nie może mu wybaczyć do dziś dnia. Oraz o tym, że gdyby nie te właśnie fascynacje, to być może pan Kleks wyprzedziłby o blisko 40 lat Harry'ego Pottera, ponieważ amerykanie zaproponowali Brzechwie wykupienie praw do ekranizacji jego powieści (na co nie zgodził się ze względu na niemożliwe do zaakceptowania warunki kontraktu, jednak można domniemywać, że nie chciał sprzedać swojej twórczości kapitalistycznym wyzyskiwaczom), a jak dokładnie prześledzimy obie książki widać, że Rowling mocno wzorowała się na twórczości polskiego poety.
 
W podsumowaniu napisze tylko jedno zdanie: czytajcie książki biograficzne, bo życie pisze najlepsze scenariusze!
 
Moja ocena: 7/10
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-05-28 19:15
Kisielewscy - nietuzinkowa rodzinka
Kisielewscy - Mariusz Urbanek
Zacznę może od tego, że Urbanek po raz kolejny świetnie portretuje czas, miejsce i ludzi, w których i między którymi przyszło żyć bohaterom jego książek. I oprócz rzetelnie napisanych, pełnych ciekawych historii, cytatów, anegdot życiorysów dostajemy również, że użyję tutaj takiego stwierdzenia, korepetycje z historii. 
 
Jednak najważniejsze pozostają postacie pierwszoplanowe, w tym przypadku Kisielewscy. Autor rozpoczyna dość dawno, ponieważ od sportretowania Augusta (pokrótce również jego ojca Daniela) - ojca Jana Augusta (starszy brat) oraz Zygmunta (młodszy brat), który miał spory wpływ na to jak potoczyły się dalsze losy jego dzieci (akurat tych dwóch z trzeciej żony, ponieważ wszystkich miał łącznie dziewiętnaścioro, z czego jedenaścioro przeżyło).
 

Jeśli chodzi o charakterystykę postaci zaprezentowanych w książce, oddam na chwilę głos Urbankowi, bo wydaje mi się, że jego słowa będą tutaj najlepszą rekomendacją charakteryzowanych osób:

"Jan August, Zygmunt, Stefan, Wacek... (...).
O pierwszym pisano "najbłyskotliwszy meteor polskiego teatru". Zanim oszalał, napisał właściwie tylko dwie sztuki, po których okrzyknięto go geniuszem; trzecia powstała po skróceniu pierwszej, czwarta nie trafiła nawet na deski teatrów. Cała reszta - nawet to, że był współzałożycielem i pierwszym dyrektorem legendarnego Zielonego Balonika - była tylko mniej ważnym dodatkiem. Ale i tak wszedł do historii polskiego dramatu. Nikt lepiej niż on nie opisał tej szczególnej formacji artystyczno-intelektualnej, jaką była krakowska cyganeria końca XIX wieku.
Drugi, młodszy brat pierwszego, przez całe życie musiał walczyć z opinią mniej utalentowanego. Mimo kilku powieści i paru tomów opowiadań nie udało mu się. W dodatku za najlepszą uznano książkę, w której opisał dzieciństwo swoje i brata. Dopiero po latach doceniono, jak precyzyjnie odbija się w jego powieściach obraz Polski trwającej w beznadziejnym oczekiwaniu na wolność, w której nadejście coraz mniej osób wierzy.
Trzeci ukończył konserwatorium i całe życie komponował muzykę symfoniczną. Oprócz tego pisał. Leopold Tyrmand uznał, że jego pieśni i suity mogą istnieć lub nie, jest mu to obojętne... i zdaje się całemu światu też. Jeśli natomiast Stefan coś napisze, to ma się wrażenie, że w świecie czegoś zabrakłoby, gdyby to właśnie napisane nie zostało. Kiedyś bez jego felietonów trudno byłoby wytrzymać absurdy PRL, dziś bez jego publicystyki jeszcze trudniej byłoby zrozumieć twór, jakim była ludowa Polska.
Czwarty uważany był za wielki talent pianistyczny. Został artystą variétés i wraz ze swoim partnerem zrobił tak naprawdę jedyną w okresie PRL prawdziwą karierę na zachodzie Europy. Wybrał muzykę rozrywkową, bo nie bardzo lubił "marnować" czas w sali prób. Choć najbardziej pasjonowała go polityka. Powtarzał, że przed nim był już jeden pianista, który został premierem wolnej Rzeczypospolitej. On będzie następnym po Ignacym Janie Paderewskim. Ale nie doczekał rewolucji 1989 roku."
 
Z tego fragmentu nie dowiemy się, że Jan August był wielkim megalomanem, który już w bardzo młodym wieku zasmakował sławy (miał lat niespełna 20 kiedy jego talent eksplodował), która zepsuła go na resztę życia. Krytykował wszystko co nie wyszło spod jego ręki i do końca życia był zagorzałym przeciwnikiem twórczości Georga Bernarda Shawa. Nie dowiemy się również tego, że Stefan Kisielewski zwany Kisielem był wielkim przyjacielem Czesława Miłosza, z którym na gali noblowskiej toczył pamiętny pojedynek na miny, oraz lubił powiedzieć każdemu prawdę prosto w oczy. Ani też tego, że Wacek (KLIK) za wielką wygraną w ruletkę zamiast kupić swojej dziewczynie nowe Porsche przywiózł jej apaszkę, bo akurat salon był zamknięty a kasyno wciąż otwarte. Książka natomiast jest pełna tego typu historii. Z nich wszystkich najmniej ciekawą, choć nie całkiem nieciekawą, wydaje się ta dotycząca Zygmunta, jednak i ona została opisana bardzo solidnie i nie po macoszemu.
 
Miłosz vs. Kisiel; Sztokholm, 1980
 
Podsumowując, dochodzę do wniosku, że zdecydowanie bardziej podobają mi się tzw. biografie zbiorowe autorstwa Urbanka (tak było z genialnymi lwowskimi matematykami i tak jest z Kisielewskimi), choć może to wynikać po prostu z faktu, że te postaci, jak i ich postawa życiowa i osiągnięcia przykuły moją uwagę oraz bardziej mi się spodobały. Mam tutaj na myśli osobę Jerzego Waldorffa, i chyba również Władysława Broniewskiego, choć to się może jeszcze zmienić bo jestem dopiero na około 20% książki. Nie zmienia się tylko jedno, dobry, lekki styl autora i przystępne oraz wystarczająco obszerne doprecyzowywanie zjawisk i kontekstów związanych z omawianymi postaciami. Książka ta utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie "skończę" z Urbankiem dopóki nie przeczytam wszystkich, moim zdaniem, najciekawszych biografii jego autorstwa, a jest ich jeszcze kilka, chociażby wspomniany tu Broniewski, ale także m.in. Tuwim, Brzechwa i Tyrmand. 
 
Moja ocena 7.5/10
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-05-25 13:00
Urbanek o Waldorffie... tym rezem bez fajerwerków
Waldorff. Ostatni baron Peerelu - Mariusz Urbanek
Jerzy Waldorff był osobą, której nikomu chyba nie trzeba przedstawiać. Wielki propagator muzyki klasycznej, felietonista, krytyk muzyczny, społecznik odpowiedzialny za takie projekty, jak stworzenie muzeum Karola Szymanowskiego (którego muzykę jak i samego jej twórcę, wielbił bezgranicznie), a także coroczna kwesta na rzecz odbudowy cmentarza powązkowskiego. To oczywiście tylko niewielki wycinek z bogatego i długiego - bądź co bądź - życia (zmarł w wieku 89 lat) "Ostatniego barona Peerelu". 
 
Urbanek przedstawia nam opisywaną postać w różnych barwach, nie stara się go w żaden sposób wybielić czy gloryfikować. Wspomina o tym, że Waldorff lubił brylować w towarzystwie, często uważając się za osobę znamienitszą niż był w rzeczywistości (szczególnie w początkach swojej kariery), która potrafiła się obrazić jeśli ktoś nie okazał jej należytego (w jego mniemaniu) szacunku lub zachwytu nad aktualnie stworzonym dziełem (Waldorff był autorem ponad 20 książek, najbardziej znane to: Sekrety Polihymnii - rzecz o instrumentach muzycznych, Sztuka pod dyktaturą - książka która prześladowała go do końca życia, w której piał zachwyty nad włoskim faszyzmem, Ciach go smykiem - zbiór felietonów publikowanych na łamach tygodnika "Świt" w latach 1957-1969, Fidrek - powieść na poły biograficzna, Słowo o Kisielu - wspomnienia o długoletnim przyjacielu Stefanie Kisielewskim, w której, jak to u Waldorffa było więcej jego samego niż osoby, o której pisał), czego ofiarą była na przykład Zofia Kucówna, która nieopacznie powiedział kiedyś Waldorffowi: "Jerzy, dziękuje za książeczkę...", na którą to "książeczkę" Waldorff zareagował w taki sposób, że Kucówna pomyślała, iż to na pewno koniec przyjaźni. W książce wspomina także o homoseksualizmie autora Fidreka przy okazji przybliżając również postać jego wieloletniego partnera, z którym był aż do śmierci - tancerza Mieczysława Jankowskiego, do czego jednak za życia nigdy publicznie się nie przyznał, choć była to raczej tajemnica poliszynela, twierdząc, że Miecio jest jego ciotecznym bratem.
 
W trakcie lektury dowiemy się wiele na temat tego jaki był wkład Waldorffa w działalność konspiracyjną oraz organizatorską i propagatorską (chodzi tu głównie o koncerty, które odbywały się w warszawskich kawiarniach w czasie okupacji) podczas drugiej wojny światowej, a także dlaczego nie chciano mu odprawić mszy pogrzebowej w żadnym z warszawskich kościołów. Jaki był jego wkład w powstanie pierwszej książki z wojennymi wspomnieniami Władysława Szpilmana (pierwotnie noszącą tytuł Śmierć miasta, którą dziś możemy czytać jako Pianistę) i dlaczego później jego nazwisko zostało całkowicie z książki wykreślone. Kim był Puzon oraz wielu, wielu innych historii i anegdot z życia "Ostatniego barona Peerelu".
 
Jednak z przykrością muszę przyznać, że choć styl Urbanka jest równie lekki i przyjemny dla czytelnika, to jednak osoba wielkiego społecznika jakim był Jerzy Waldorff nie zachwyciła i nie zainteresowała mnie na tyle mocno, abym mógł napisać, że książka ta pochłonęła mnie bez reszty. Owszem, jest dobra, ale to wszystko. Prawdopodobnie o wiele lepiej przyjmą ją ludzie żywo zainteresowani postacią Waldorffa.
 
Moja ocena 6/10
More posts
Your Dashboard view:
Need help?