Horyzont umysłu to thriller medyczny, a za thrillerami to ja nie przepadam. W każdym razie, jeżeli chodzi o filmy, a i po książki z tego gatunku sięgam ekstremalnie rzadko, o ile w ogóle. Skąd więc u mnie taka książka?
„Naciągnął” mnie na nią sam autor podczas Wrocławskich Promocji Dobrych Książek 2016. Przypadkiem zatrzymałam się przy stoisku wyd. Vectra, przypadkiem rzuciłam okiem na okładkę i przypadkiem okazało się, że stoi przy mnie autor, który chętnie opisze swoje książki i z jeszcze większą ochotą podpisze je dla swoich przyszłych, jak sądził, fanów. Natchniona chwilą i zachęcona opisem, chętnie kupiłam jego najnowszą, czwartą książkę, by w domu, ochłonąwszy po szale targów, zastanawiać się, co za licho mnie podkusiło. Przecież każdy jeden thriller jest niemal identyczny. W każdym razie do tego momentu takie było moje zdanie. Jak bajki o Scooby Doo.
Skoro jednak powiedziałam A, to należało powiedzieć B i książkę przeczytać. Jakie więc było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że przeczytałam ją niemal na jednym wdechu! Zdarzenia w Horyzoncie pędzą z taką prędkością, że zanim wzięłam łyk herbaty, książka mi się skończyła. Polski autor, o zacnym pseudonimie Thomas Arnold, okazał się pisarzem o niebywale lekkim piórze. Czyta się przyjemnie, opisów w sam raz, dialogów też. Książkę podzielił na wiele króciutkich rozdziałów, które z kolei poukładał w dni. Spodobał mi się ten zabieg, pozwolił wczuć się w przeżycia bohatera; detektywa Rossa, którego nie da się nie lubić. Genialny specjalista, który popełnia genialne błędy i genialnie rozwiązuje problemy, które momentami są nie lada skomplikowane, jak to w śledztwie. Historia zapędza go w tajemniczy świat psychiatrów i stosowanych przez nich kuracji, w świat wielkich firm farmaceutycznych i sposobów ich działania. Wszystko to sprawia, że świat, w którym znajduje się bohater, jest tajemniczy i mroczny, a szczęśliwe zakończenie wydaje się być totalnie nieosiągalne. Jednakże... czy aby na pewno? Warto się przekonać.
Horyzont umysłu polecam czytelnikom lubiącym lekki język, dobry na rozluźnienie, ale również zagmatwane historie i mroczne zagadki. A samemu autorowi dziękuję za zachętę i z wielką radością daję najwyższą ocenę 5/5.
– Nie wyszedłeś z domu, a już rozwaliłeś łeb. Ciekawe, co by było, jakbyś naprawdę wziął udział a tej akcji.
– Sam się zastanawiam.
– A tak na serio. Potrzebujesz czegoś? Podwózki na pogotowie, karetki, grabarza?
– Dzięki, poradzę sobie. Czego ode mnie oczekiwali? Że stanę przed wariatem w koparce, wyciągnę odznakę, a ktoś się zatrzyma, wyjdzie z szoferki i poprosi o łaskę?
– Chyba o laskę.
– Łaskę, debilu – roześmiał się Bennet.
– Jak wolisz. To dowiem się, co narobiłeś?
– Chciałem wyczyścić kratkę wentylacyjną.
– W nocy?
– Jakbyś miał dzieci, to byś zrozumiał.
– Obym nigdy nie musiał.
– Sama radość.
– Zachęciłeś mnie. Dobra. Więc postanowiłeś rozbić kratkę głową. Skąd poharatana ręka?
– Zgubiłem śrubokręt. Wziąłem nóż. Wydawał się tępy.
– Jak ty.
– Stanąłem na kiblu i chciałem odkręcić śrubę. Ostrze pękło. Rozwaliłem rękę i spadłem. Walnąłem łbem o kant umywalki.
– Wszystko w porządku?
– Przecież rozmawiamy.
– Z umywalką...