Autorka Grobu rządzi w polskim kryminale. Nieważne, że są pisarze, którzy sprzedają się lepiej albo są bardziej doceniani w recenzjach drukowanych w kolorowych magazynach. To Grzegorzewska tworzy pełnokrwiste, naprawdę przerażające historie, porównywalne z koszmarami tworzącymi kanwę np. serialu True Detective. Takie z najbardziej ohydnymi zbrodniami i zboczeniami, wśród których kazirodztwo okazuje się wątkiem niemal romantycznym. A w dodatku mistrzowsko posługuje się językiem dresów, dzięki czemu jej ostatnie dwie książki, których akcja rozgrywa się głównie na krakowskich blokowiskach, są naprawdę wciągające. Grzegorzewska każe czytelnikowi tkwić w ogromnym napięciu i śmiać się do rozpuku niemal jednocześnie.
Grób jest przedostatnim kryminałem Grzegorzewskiej, który wydany został w 2012 roku. I jest to w jej dorobku książka przełomowa. Czwarty z kolei tom o Julii Dobrowolskiej (skądinąd dość irytującej postaci i w zasadzie w porównaniu np. z Kamieńską, bohaterką książek Marininy, niezbyt interesującej) okazał się uwerturą do genialnego Betonowego pałacu z ubiegłego roku. Pierwsze trzy tomy cyklu to „tylko” świetne kryminały typu chandlerowskiego, choć z kobietą w roli głównej, okraszone mocno makabrycznymi zbrodniami (ale takie znamy choćby z cyklu o Wallanderze, zatem jest świetnie, ale jeszcze nie nowatorsko).
Grób zaczyna się podobnie jak poprzednie kryminały Grzegorzewskiej, ale gdzieś w połowie książki autorka wkracza w naprawdę mroczny rejon. Osiedle to opanowane przez lokalną mafię blokowisko, gdzie drobne gangsterskie wyroki, narkotyki i prostytucja to chleb codzienny. A zdarza się, że bywa naprawdę nieprzyjemnie. W Betonowym pałacu będzie już przede wszystkim nieprzyjemnie.
Miałem z Grobem zasadniczy problem – najpierw przeczytałem Betonowy pałac, czyli książkę, w której Grzegorzewska poszła o krok dalej, miejscem akcji czyniąc niemal wyłącznie Osiedle. I w której dresiarski język jest jeszcze lepiej dopracowany (a to największy atut kryminałów Grzegorzewskiej). Po lekturze ostatniego kryminału Grzegorzewskiej czytanie Grobu to śledzenie tego, jak rodził się wątek Osiedla i jak rozwijała się historia Profesora, który w Betonowym pałacu jest postacią bardzo interesującą, a w Grobie jeszcze trochę niedokończoną. Profesora poznałem jako bohatera pod wieloma względami podłego, ale też wielowymiarowego, kierującego się swoiście pojmowanym kodeksem moralnym. W Grobie jest jeszcze przede wszystkim naspidowanym dresiarzem.
Poza tym zapowiadana w blurbie mroczna tajemnica z przeszłości Julii Dobrowolskiej jest czytelnikom Betonowego pałacu dobrze znana. Dlatego mamy do wyboru dwie możliwości – albo śledzić historię Dobrowolskiej po kolei, jak serial, albo potraktować Grób jako wprawkę do Betonowego pałacu. Przypomina to trochę słuchanie płyt z piosenkami powyciąganymi przez artystę z archiwum. Albo odpalenie Hell Awaits Slayera zaraz po Reign in Blood.
Tak czy siak, oba kryminały Grzegorzewskiej to mistrzostwo gatunku. A scena z Grobu, w której Julia pije podrasowaną LSD herbatkę, a następnie jest straszona piekielnymi wizjami przez naprawdę paskudnych typów, jest naprawdę mocna. Warto przekroczyć granicę Osiedla i wejść w koszmary Grzegorzewskiej – byle tylko na papierze, a nie po zmroku na rzeczywistym blokowisku. Krakowskim czy jakimś innym.
www.facebook.com/literaturasaute