logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: Gaja-Grzegorzewska
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-03-03 17:45
Kryminał noir wkracza w świat horrorów gore, czyli „Grób” Gai Grzegorzewskiej
Grób - Gaja Grzegorzewska

 

Autorka Grobu rządzi w polskim kryminale. Nieważne, że są pisarze, którzy sprzedają się lepiej albo są bardziej doceniani w recenzjach drukowanych w kolorowych magazynach. To Grzegorzewska tworzy pełnokrwiste, naprawdę przerażające historie, porównywalne z koszmarami tworzącymi kanwę np. serialu True Detective. Takie z najbardziej ohydnymi zbrodniami i zboczeniami, wśród których kazirodztwo okazuje się wątkiem niemal romantycznym. A w dodatku mistrzowsko posługuje się językiem dresów, dzięki czemu jej ostatnie dwie książki, których akcja rozgrywa się głównie na krakowskich blokowiskach, są naprawdę wciągające. Grzegorzewska każe czytelnikowi tkwić w ogromnym napięciu i śmiać się do rozpuku niemal jednocześnie.

 

Grób jest przedostatnim kryminałem Grzegorzewskiej, który wydany został w 2012 roku. I jest to w jej dorobku książka przełomowa. Czwarty z kolei tom o Julii Dobrowolskiej (skądinąd dość irytującej postaci i w zasadzie w porównaniu np. z Kamieńską, bohaterką książek Marininy, niezbyt interesującej) okazał się uwerturą do genialnego Betonowego pałacu z ubiegłego roku. Pierwsze trzy tomy cyklu to „tylko” świetne kryminały typu chandlerowskiego, choć z kobietą w roli głównej, okraszone mocno makabrycznymi zbrodniami (ale takie znamy choćby z cyklu o Wallanderze, zatem jest świetnie, ale jeszcze nie nowatorsko).

 

Grób zaczyna się podobnie jak poprzednie kryminały Grzegorzewskiej, ale gdzieś w połowie książki autorka wkracza w naprawdę mroczny rejon. Osiedle to opanowane przez lokalną mafię blokowisko, gdzie drobne gangsterskie wyroki, narkotyki i prostytucja to chleb codzienny. A zdarza się, że bywa naprawdę nieprzyjemnie. W Betonowym pałacu będzie już przede wszystkim nieprzyjemnie.

 

Miałem z Grobem zasadniczy problem – najpierw przeczytałem Betonowy pałac, czyli książkę, w której Grzegorzewska poszła o krok dalej, miejscem akcji czyniąc niemal wyłącznie Osiedle. I w której dresiarski język jest jeszcze lepiej dopracowany (a to największy atut kryminałów Grzegorzewskiej). Po lekturze ostatniego kryminału Grzegorzewskiej czytanie Grobu to śledzenie tego, jak rodził się wątek Osiedla i jak rozwijała się historia Profesora, który w Betonowym pałacu jest postacią bardzo interesującą, a w Grobie jeszcze trochę niedokończoną. Profesora poznałem jako bohatera pod wieloma względami podłego, ale też wielowymiarowego, kierującego się swoiście pojmowanym kodeksem moralnym. W Grobie jest jeszcze przede wszystkim naspidowanym dresiarzem.

 

Poza tym zapowiadana w blurbie mroczna tajemnica z przeszłości Julii Dobrowolskiej jest czytelnikom Betonowego pałacu dobrze znana. Dlatego mamy do wyboru dwie możliwości – albo śledzić historię Dobrowolskiej po kolei, jak serial, albo potraktować Grób jako wprawkę do Betonowego pałacu. Przypomina to trochę słuchanie płyt z piosenkami powyciąganymi przez artystę z archiwum. Albo odpalenie Hell Awaits Slayera zaraz po Reign in Blood.

 

Tak czy siak, oba kryminały Grzegorzewskiej to mistrzostwo gatunku. A scena z Grobu, w której Julia pije podrasowaną LSD herbatkę, a następnie jest straszona piekielnymi wizjami przez naprawdę paskudnych typów, jest naprawdę mocna. Warto przekroczyć granicę Osiedla i wejść w koszmary Grzegorzewskiej – byle tylko na papierze, a nie po zmroku na rzeczywistym blokowisku. Krakowskim czy jakimś innym.

 

 

www.facebook.com/literaturasaute

 

Like Reblog Comment
show activity (+)
text 2015-02-10 20:09
Popcorn
Żniwiarz - Gaja Grzegorzewska

Nareszcie trafiłam na kryminał, przy którym ani się nie nudziłam ani nie odgadłam nazwiska złoczyńcy po pierwszym rozdziale! Cud po prostu. O Gai Grzegorzewskiej sporo czytałam, jej nazwisko padało wielokrotnie przy okazji kryminalnych rekomendacji choć nie jest ona tak nachalnie promowana jak na przykład skandalista Miłoszewski czy Katarzyna Bonda. Po Żniwiarza sięgałam z wahaniem, że po raz kolejny czeka mnie babranie się w nudnej fabule. A tutaj pozytywne zaskoczenie! No i ta...hmmm...interesująca okładka.

Pierwsza niespodzianka: prywatny detektyw Julia Dobrowolska. Bardzo młoda - co mnie na początku niepokoiło, bo w końcu im młodsza tym mniej przekonywująca w swojej roli. Kobieta silna, z charakterem i korzystająca ze zwojów mózgowych. Urzęduje w Krakowie. Po drugie: miejsce akcji. Romantyczny koniec świata, gdzieś wśród łanów zboża, w sielskiej atmosferze rozplotkowanego miasteczka. Po trzecie: kosa. Bardzo osobliwe narzędzie zbrodni, popełnionej pomiędzy dojrzewającymi kolbami kukurydzy.

 

Wyszła Grzegorzewskiej ta książka. Wiele wątków ale umiejętnie poprowadzonych, ciekawe postacie, kontrowersyjne tematy. Żniwiarza przeczytałam bardzo szybko ale nie był to czas zmarnowany. Gdy przyjdzie mi ochota na coś nie wymagającego wysiłku umysłowego, coś lekkiego na wieczór to z ochotą sięgnę po kolejne części cyklu o Julii Dobrowolskiej. To ciekawa osoba, skrywająca tajemnice, które chyba warto odkryć.

 

Like Reblog Comment
review 2014-12-19 21:06
Żniwiarz z Bułkowic, czyli dlaczego czytam polskie kryminały
Żniwiarz - Gaja Grzegorzewska

 

Tajemniczy morderca odcina młodej dziewczynie głowę kosą, na polu kukurydzy, w samo południe, na obrzeżach miasteczka Bułkowice. Ludzie gadają, że to robota Południcy, słowiańskiej wiedźmy karzącej ludzi za to, że w południe pracują zamiast po bożemu jeść obiad. Każdy coś wie, każdy coś przeczuwa, ale ludziska nabierają wody w usta, bo się boją. Policja jak zwykle jakaś niemrawa, a do tego wszystkiego kręci się wśród podejrzanych ekipa z telewizji. Bierze was to? Bo mnie bierze.

 

Debiutancki kryminał Grzegorzewskiej, która ostatnio podniosła poziom tego gatunku w Polsce o kilka leveli, skonstruowany jest według klasycznej zasady – jest trup, jest morderca, który zabija dalej, toczy się śledztwo, będzie niewesoło. Zaaranżowana zbrodnia w polu kukurydzy przypomina trochę makabryczne wydarzenia, jakie wyjaśniać musiał Kurt Wallander, a Julii Dobrowolskiej w dedukcji pomaga znajomość książek Agaty Christie. Są zatem ukłony w stronę klasyki gatunku, jeszcze nie ma językowej wirtuozerii, jaką Grzegorzewska operuje w Betonowym pałacu, nie pojawia się jeszcze ani Profesor, ani Edziu. Ale Dobrowolską już da się lubić. Jest po chandlerowsku sarkastyczna, rozsadza patriarchalne struktury dochodzeniówki, skutecznie irytując wszystkich wokół, a do tego ma swoje sekrety – w Żniwiarzu jeszcze nie zdradza, skąd ma bliznę na twarzy.

 

Może szkoda, że akcja toczy się w Bułkowicach (podobno taka miejscowość istnieje, ale mnie się wydaje, że to po prostu taka Barania Głowa) zamiast w Krakowie, nie ma jeszcze tej przerażającej konstrukcji Osiedla, znanej z ostatniej książki Grzegorzewskiej. Widać też, że autorka dopiero się rozkręcała, ćwiczyła styl i formę. Ale i tak czyta się Żniwiarza z perwersyjną przyjemnością. Całość wieńczy wyjątkowo kiczowata, a przez to wspaniała okładka, przywołująca wspomnienie najgorszych produkcji literackich z przełomu ejtis/najntis. Miód malina.

 

Gdzie leżą Bułkowice? Mam wrażenie, że można je znaleźć wszędzie, jak Polska długa i szeroka. Wpiszcie sobie w Google Maps nazwę jakiegokolwiek małego miasteczka, mogą być Barwice, Chojnice, Karlino albo Pisz, nie zaszkodzi też coś z trochę większych, ale wciąż zapadłych miast, jakiejś Legnicy albo robotniczej części Łodzi. Przełączcie się na Street View i szukajcie baru „Ratuszowa”, brzydkiego hotelu albo cukierni „Smakołyk”. Znajdziecie na pewno. Ciekawe, jakie historie kryje miejscowy komisariat policji.

 

I dlatego lubię polskie kryminały. Potrafię je sobie nanieść na własne wyobrażenia topograficzne i obserwacje społeczne, umiem sobie skonkretyzować tych wszystkich Mirków, Januszów i Robercików. Przyznam otwarcie, że znacznie bardziej mnie to interesuje niż czytanie o rozterkach szwedzkiego malarza, który przez całe życie malował dwa typy obrazów z głuszcami. Lubię w serii o Wallanderze i w innych skandynawskich kryminałach to, że są pełne obserwacji społecznych, ale wolę te, które traktują o moim własnym podwórku.

 

A to przecież dopiero początek serii z Julią Dobrowolską. Później będzie jeszcze lepiej.

 

 

www.facebook.com/literaturasaute

 

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2014-10-06 17:32
Kraków, jakiego nie znacie – Gaja Grzegorzewska, „Betonowy pałac”
Betonowy pałac - Gaja Grzegorzewska

 

Uwielbiacie Kraków za jego czar i powab, za młodopolską cyganerię i „Piwnicę Pod Baranami”? Lubicie kawę za 14 zł w secesyjnych knajpkach albo przy Starym Rynku? A może bierzecie ze sobą okruszki, żeby pokarmić po drodze gołębie? I powtarzacie sobie pod nosem Szewska Rynek Planty, bo poezja Młodej Polski jest ekstra, ale jeszcze lepszy Świetlicki? Do Psa, do Dymu Was niesie? Jeśli tak, to Betonowy pałac Wam te sentymentalne pielgrzymki popsuje.

 

Co prawda Grzegorzewska trzyma ze Świetlickim sztamę, a nawet razem kryminał napisali (i jeszcze z Irkiem Grinem, jeżeli mamy być precyzyjni), ale przyznać trzeba, że tak odstręczającego obrazu Krakowa dotąd nie uświadczyliśmy, nawet w kultowej kryminalnej serii autora Nieprzysiadalności. Kraków w Betonowym pałacu to miasto-potwór, pełne patologicznych gwałcicieli, sadystycznych morderców i dresiarzy pracujących jako żołnierze psychopatycznych, samozwańczych królów przestępczego półświatka. Nawet głównego bohatera łączy z Julią Dobrowolską więź (fuj!) kazirodcza. I mam głęboką nadzieję, że to wszystko jest hiperbolą. Że Osiedle z powieści Grzegorzewskiej nie istnieje. A jeżeli istnieje, lepiej mi o tym nie mówicie, wolę sądzić, że autorka je wymyśliła.

 

A do tego wcale nie trzeba mieszkać w Krakowie, by odczuć grozę zawartą w powieści. Bo przecież brzydkie, szare, piętnastopiętrowe wieżowce reprezentujące tzw. styl późnego Gierka stoją w każdym większym polskim mieście. Wyobraźmy sobie, że jakiś autorytatywny władca lokalnych przestępców zamienia takie lokum w twierdzę. Że przed wejściem na klatkę stoi dwóch osiłków w charakterze obstawy. Że całe piętro budynku zajmuje admin osiedla, czyli lokalny ojciec chrzestny, ale – w przeciwieństwie do Vita Corleone - wyzuty ze wszelkich zasad. Czy to takie trudne do wyobrażenia na os. Lecha w Poznaniu, na gdańskiej Żabiance albo na Czerniakowie? I właśnie za blok-symbol, ekstrakt całego smutku polskich wielkich osiedli, wymiksowany z najlepszymi wzorcami wprost z kina gangsterskiego, Grzegorzewskiej należy się jakaś nagroda za genialny kryminał.

 

Dodajmy do tego wyśmienity język – bardzo wulgarny, ale dzięki temu wiarygodny – i już mamy pewność, że zabawa będzie wyśmienita. Przy Betonowym pałacu można się naprawdę wybornie uśmiać. A najlepsze jest to, że Grzegorzewskiej zazwyczaj bardzo daleko do jakichkolwiek granic przyzwoitości. Jej bohaterowie klną najgorzej jak się da, a seksistowskie żarty są wybaczalne prawdopodobnie tylko dlatego, że cała książka jest mocno pastiszowa. Zresztą, autorka sama przyznawała, że żadnemu pisarzowi-mężczyźnie takie dowcipy w książce nie uszłyby na sucho. U Grzegorzewskiej przestępca z Osiedla tłumaczy koleżankom, że nie chce, aby obok niego na ławeczce usiadły, słowami gdzie z tą dupą? - a czytelnik zamiast się oburzać, umiera ze śmiechu.

 

Jeżeli natomiast ktoś wymaga od kryminałów socjologicznych obserwacji i społecznych diagnoz, to również nie będzie zawiedziony. Grzegorzewska ma na temat mieszkańców dużych miast więcej do powiedzenia, niż niejeden autor powieści obyczajowych. A przy Julii Dobrowolskiej i Profesorze, głównych bohaterach Betonowego Pałacu, obserwacje społeczne komisarza Wallandera i Harrego Hole wydają się całkowicie papierowe. Czasami Grzegorzewskiej wystarczy pół przewrotnego zdania na wyrażenie tego, co Mankellowi zabierało pięć akapitów. Przeniosłem się do części pedofilskiej i usiadłem na ławeczce – i tyle narracji o Plantach. Wyobrażacie sobie, ile na temat skundlenia ludzkiej natury nawygadywał przy tej okazji Wallander?

 

Na szczęście Betonowy pałac to zupełnie inna szkoła kryminału. Któremu czasami bliżej jest do filmów Rodrigueza niż do skandynawskich tasiemców. I jest Edziu – gejowski poeta i reżyser teatralny, wystawiający m.in. Trzech nagich panów w łódce. Nie można było wykorzystać pierwowzoru tej postaci (sami sobie zgadnijcie, kto zacz) w zabawniejszy sposób. Zdrówko, Edward!

 

 

www.facebook.com/literaturasaute

 

More posts
Your Dashboard view:
Need help?