Macie ochotę na literaturę lekką, gdzie autor co chwilę puszcza do was oko? Wraz z Lokim możecie wybrać się w wycieczkę pomiędzy licznymi motywami literackimi i nie tylko. I będzie to podróż pełna pościgów, zwrotów akcji oraz uśmiechu. W dziesiątą rocznicę wydania pierwszej książki z serii Ćwiek raczy nas wielce interesującą historią, na którą sami możemy mieć wpływ. Szczegóły poniżej.
Kłamca nabroił. Nabroił i teraz musi sobie z tym poradzić zanim Aniołowie się o tym dowiedzą. A przeciwnik nie należy do łatwych, ponieważ po części jest nim samym. Już śpieszę z wyjaśnieniem. Otóż Loki maczał palce w powstaniu pewnego serialu telewizyjnego. Jego popularność jednak przekroczyła wszelkie wyobrażenia. Doszło do tego, że ludzie przestawać rozróżniać postacie fikcyjne od tych rzeczywistych. Nie jest to pierwszy raz. Jeżeli sobie przypomnicie lata świetności "Świata według Kiepskich" to doskonale zrozumiecie o co mi chodzi. Problem polegał jednak na tym, że główny bohater odgrywał postać boga będącego na zleceniach Aniołów( brzmi znajomo?). I skoro ludzie postrzegali go jako boga nawet na ulicy, to z czasem ta ich zbiorowa wiara, ten kult sprawił, że faktycznie zaczął zyskiwać pewne moce. Przede wszystkim zdolność narracji, a więc kreacji otaczającego go świata. W taki oto sposób Loki musi się zmierzyć z własnym dzieckiem, bogiem popkultury.
Ćwiek zafundował nam powieść, która z kilku powodów jest wyjątkowa. Po pierwsze możemy w pewnym ograniczonym zakresie wpływać na przebieg wydarzeń. Jak? Graliście kiedyś w gry paragrafowe, lub tekstowe RPG? Jeśli nie to szybko wyjaśniam. Zabawa polegała na dokonywaniu wyborów podczas czytania swojej historii. Zależnie od podjętej decyzji musieliście przeskoczyć do odpowiedniego akapitu czy też strony. Autor zaserwował nam dokładnie takie rozwiązanie. Kilka razy podczas lektury jesteśmy poproszeni o podjęcie decyzji o dalszych losach naszych bohaterów i zależnie od tego przechodzimy na podaną stronę. Dzięki temu zyskujemy pewnego rodzaju "boskie" moce kreacji fabuły.
Po drugie płynność przeskakiwania z jednej konwencji do drugiej jest dopracowana chyba do perfekcji. Czytając "Papieża sztuk" zahaczamy o "Bezseność w Seattle", 'Znikający Punkt", "Ściganego" oraz Bóg wie ile jeszcze scen z kultowych dzieł popkultury. Co więcej możemy również znaleźć się w centrum komiksu lub też bajki dla dzieci. Ta mnogość jest imponująca, lecz co najważniejsze nie jest męcząca. Owszem kilka razy czułem, że nie łapię odwołań, lecz nie przeszkodziło tow ogólnym odbiorze.
Na słowa uznania zasłużył też sposób wewnętrznej narracji. Rozmowy nowego boga wraz ze swoim narratorem było po prostu niesamowite. Głównie dlatego, że w przeważającej większości nie odpowiadał on jak drugi rozmówca, lecz jako osoba trzecia. Podejrzewam, że autor musiał włożyć w to na prawdę dużo pracy.
Dodam jeszcze, że nie jest w żadnym razie kontynuacja znanego nam cyklu. Fabularnie akcja dzieje się gdzieś między Kłamcą 2.5 a trzecią częścią.
"Papież sztuk" to Ćwiek w najlepszym wydaniu. Kwintesencja tegoż autora w kilkuset stronach. Jeżeli lubicie jego styl, to jest to absolutny must have. Jeżeli nie lubicie, to prawdopodobnie nawet po niego nie sięgniecie. Dodatkowym bonusem jest tu jeszcze końcówka, w której autor opowiada wiele historii i anegdot z cyklu skąd w ogóle wziął się pomysł na taką postać i jak wyglądały przeprawy z poszczególnymi tomami. Ja bawiłem się przednie i uważam, że jest to idealna pozycja na uczczenie 10-lecia Lokiego