logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: Literatura-amerykaska
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2014-12-21 21:58
Wściekłość i wrzask według Toni Morrison - „Najbardziej niebieskie oko”
Najbardziej niebieskie oko - Toni Morrison

 

Największe traumy wiążą się z tym, o czym się nie mówi głośno. Para przyłapana na gorącym uczynku w krzakach i wydrwiona przez pijaczków w Pierwszym kroku w chmurach – pamiętacie smutek po przeczytaniu tego opowiadania Hłaski? Podobny poziom natężenia emocji znajdziecie w każdym z kilku rozdziałów Najbardziej niebieskiego oka Toni Morrison (o innych książkach czarnoskórej Noblistki piszę m.in. tutaj). Jest też podobna scena, ale znacznie bardziej drastyczna – podglądacze są biali, a para czarna, podglądacze mają ze sobą broń, a para musi dokończyć, co zaczęła, wśród drwin i wyzwisk. Ale później trzeba to wyprzeć, bo są rzeczy, o których się po prostu głośno nie mówi.

 

Tak samo, jak nie mówi się o nieustających aktach przemocy domowej, pedofilskich skłonnościach czy biciu dzieci z byle powodu. Toni Morrison opowiada o tych traumach jako o przyczynie nieszczęść swoich bohaterów, wywodzących się z czarnoskórej amerykańskiej biedoty zamieszkującej prowincjonalne miasteczka. Ale jest daleka od moralizowania i wytaczania oskarżeń – raczej pochyla się nad nieszczęściem i szuka jego źródeł.

 

Poruszająca jest symbolika dziecięcego marzenia, które zasygnalizowane zostało w tytule książki. Skrzywdzona przez ojca (zgwałcona) i prześladowana przez otoczenie (dorosłych i koleżanki ze szkoły) Pecola marzy o tym, by mieć niebieskie oczy. Marzenie jest absurdalne, bo jest czarnoskórą dziewczynką. Niebieskie oczy są dla niej ucieleśnieniem piękna, symbolicznie ukazanego poprzez kubeczek z Shirley Temple, z którego Pecola pije mleko. I to absurdalne marzenie, w połączeniu ze spotykającymi ją nieszczęściami, doprowadza Pecolę do szaleństwa.

 

W jakiś sposób przypomina to scenę z Białych zębów Zadie Smith, w której bohaterka prostuje sobie kręcone włosy. Rówieśniczki Toni Morrison w czasach, w których autorka debiutowała, określały swoją tożsamość poprzez wchodzące dopiero do mody afro. I był to bunt pokoleniowy. Bohaterki Zadie Smith – mieszkające zresztą zazwyczaj w kosmopolitycznym Londynie, a nie w zabitych dechami dziurach na amerykańskiej prowincji – już mogły wybierać, natomiast postaci Toni Morrison, żyjące na prowincji na całe dziesiątki lat przed Martinem Lutherem Kingiem i płytami Milesa Davisa, skazane są wyłącznie na bolesne marzenia.

 

Toni Morrison opowiada o tym w sposób wyjątkowo poruszający. Jest w jej pisarstwie coś z surowości Faulknera, ale jest też niespotykana zazwyczaj w literaturze amerykańskiej wrażliwość, która nie pozwala jednoznacznie potępiać nawet najbardziej podłych spośród bohaterów. W szaleńczym liście zaadresowanym do Boga, a pisanym przez oszusta i pedofila, autentyczny bunt i bezsilność, którą wyraził Mickiewicz w Wielkiej Improwizacji mieszają się z obrzydliwym samousprawiedliwieniem patologicznego zboczeńca. Toni Morrison ukazuje ohydę jego postępowania, ale dostrzega też tkwiące w nim cierpienie.

 

Uderzający jest też obraz duchowości bohaterów Morrison. Mieszają się w nim różne pierwiastki – amerykański purytanizm, chrześcijańskie miłosierdzie (najczęściej opacznie rozumiane) i pociąg do magicznych rytuałów. Dziewczynki chcą, żeby dziecko Pecoli przeżyło, więc w tej intencji wysiewają ziarna, które miały sprzedać, by zarobić na rower. Nagietki nie wschodzą. Cudotwórca-szarlatan współczuje Pecoli, więc powstrzymuje się od dotykania dziewczynki i pisze list do Boga, w którym żąda dla niej niebieskich oczu, ale w ofierze składa psa, którego każe Pecoli własnoręcznie otruć. I tak życie bohaterów przypomina szekspirowską opowieść idioty, pełną wściekłości i wrzasku, jak w książce Faulknera.

 

PS. Autorka pocięła swoją historię na kawałeczki i je pomieszała, każąc czytelnikowi samodzielnie rekonstruować całą historię. Po latach napisała przedmowę do książki, w której tłumaczyła, że nie była to dobra decyzja, bo powieść wprawdzie nie pozostawia czytelników obojętnymi, ale rzadko wzrusza. Mam wrażenie, że powieść wzrusza wystarczająco, a Morrison skrytykowała tendencję, która dziś jest wszechobecna, w moim odczuciu nawet nadużywana. To ciekawe, że pisarka, która jako jedna z pierwszych poszatkowała prostą historię (nie mówimy o awangardowych działaniach pisarzy rewolucjonizujących literaturę ani o formalnych eksperymentach Faulknera, ale o prostych historiach niepotrzebnie krojonych na kawałki), po czasie uznała ten zabieg za błąd, chociaż jej historia – powiedzmy sobie szczerze – wcale na tym nie ucierpiała. Polecałbym tę autorefleksję mniej wybitnym pisarzom, a zwłaszcza twórcom scenariuszy filmowych, bo w kinie ta maniera stała się ostatnio szczególnie nieznośna.

 

 

www.facebook.com/literaturasaute

 

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2014-11-11 11:39
Król bopu, hipsterzy i włóczędzy, czyli odkurzanie Kerouaca

 

Jack Kerouac to pisarz-legenda, a oznacza to ni mniej ni więcej tyle, że nie wypada nie znać choćby tytułu jego najsłynniejszej powieści, ale i tak nikt jej nie doczytuje do końca. Nie wspominając już o tych książkach, które nie doczekały się statusu kultowego, bo za ich lekturę po prostu nikt się z własnej, nieprzymuszonej woli nie bierze. Chyba, że musi jakąś pracę roczną napisać albo tekst do czasopisma zredagować. Z drugiej strony – sięgnięcie do jednej z licznych w literaturze współczesnej legendarnych, ale całkowicie zapomnianych książek za każdym razem gwarantuje ciekawe odkrycia, więc czasami warto zdmuchnąć z nich kurz.

 

Czołowy przedstawiciel beat generation jest idealnym przykładem na potwierdzenie tej reguły. No bądźmy poważni – W drodze to może i książka kanoniczna, legendarna, szeroko komentowana, tu i ówdzie cytowana, ale (niestety) śmiertelnie nudna. Można z niej czerpać przyjemność na wiele sposobów – dla dorastającej młodzieży może to być zetknięcie z tekstem wprowadzającym w świat buntu, jak w przypadku Buszującego w zbożu, wyrobieni czytelnicy nie mogą nie docenić frazy, dla której do książki warto wracać. Nie zmienia to faktu, że więcej niż 40 stron za jednym podejściem to dawka grożąca katatonią. Filmu z Kirsten Steward natomiast nie mogę polecić nikomu – Kerouac odarty z wielopoziomowej, nie zawsze logicznej składni ma tyle wdzięku, co streszczenie Dostojewskiego.

 

Podziemni to mikropowieść, która ukazała się w 1958 roku, zaraz po W drodze i Włóczęgach Dharmy, w najlepszym okresie twórczości Kerouaca. Skryta w cieniu legendarnej powieści W drodze, pozbawiona otoczki skandalu, zawiera wszystko, co w kultowej poprzedniczce najlepsze – chaotyczne, gorączkowo wypluwane przez narratora zdania przypominające trochę składnię poematów Rimbauda, składające się na historię miłości i zdrady, przyjaźni i obojętności, wyraz wstrętu do życia i zachłyśnięcia się nim jednocześnie. Próbka stylu z uwertury do powieści-poematu: Kiedy byłem młody i o wiele lepiej orientowałem się w świecie, potrafiłem mówić o wszystkim z nerwową inteligencją, jasno i bez literackich wstępów; inaczej: to jest historia nieśmiałego faceta, a zarazem megalomana, no nie, oczywiście żadne wygłupy tu nie wystarczą – po prostu zacznę od początku i zaczekam, aż prawda sama wypłynie, tak właśnie zrobię. Bez stylu Kerouaca i Ginsberga nie byłoby ani Kompleksu Portnoy'a, ani Gry w klasy, ani songów Boba Dylana.

 

Co nie zmienia faktu, że odkurzaniu Kerouaca towarzyszą emocje bliższe radości historyka literatury, znajdującego ciekawy kontekst do fragmentu Tyrmanda, niż autentyczna przyjemność tekstu. Bo historie przez niego opowiadane są zupełnie nieciekawe (zwłaszcza w mikropowieści Pic, dodanej do wznowienia Podziemnych – niby włóczęga po Ameryce ze Wschodu na Zachód, ale jakoś zupełnie nic się po drodze nie dzieje). Psychologiczne pogłębienie postaci występuje zaledwie sporadycznie, a banałów wplecionych w wielopiętrowe konstrukcje składniowe znajdujemy mnóstwo (nie pokazał się jeszcze nawet kawałeczek mojego bólu – ani cierpienia – Aniołowie, wytrzymajcie ze mną), co jakoś przeszkadza w czerpaniu z czytania przyjemności.

 

Z drugiej strony znajdziemy tu zdania urzekające, poruszające, liryczne niemal – jak fragment, w którym bohater szczegółowo analizuje każdy, nawet najbardziej paranoiczny kontekst listu Mardou, zapowiadający najlepsze partie Gry w klasy Cortazara. Analogie do słynnej powieści pojawiają się raz po raz, choćby w ustępach poświęconych jazzowi. Oliveira i Maga słuchali go głównie z płyt, bohaterowie Kerouaca częściej słuchają bopu na żywo, w zapadłych dziurach i legendarnych jazzowych klubach, a Charlie Parker podczas koncertu gapi się na Mardou. Dla tych fragmentów warto przedzierać się przez bełkot powieści Kerouaca.

 

Dodany do wznowienia Podziemnych tekst Pic to rzecz dużo słabsza, w zasadzie jest to zaledwie wprawka stylistyczna, trochę próba naśladowania Faulknera, a po trosze kolejne podejście literatury amerykańskiej do oddania narracji czarnoskóremu bohaterowi. Tym razem narratorem jest dziesięcioletni chłopiec, który z charakterystyczną dla niewykształconego dzieciaka z prowincji naiwnością opowiada o Nowym Jorku i reszcie Stanów Zjednoczonych. Kerouac eksperymentuje, a czytelnik umiera z nudów. Lepiej sięgnąć po Faulknera.

 

Bardzo dobrze, że W.A.B. i Wydawnictwo Literackie wznawiają klasykę literatury dwudziestowiecznej – Kerouaca, Pynchona, Calvino i innych. Mamy zachętę do sięgnięcia do zakurzonych, niesłusznie zapomnianych perełek współczesnej literatury. Niedobrze, że klasyczne książki wychodzą w nowych okładkach, ale bez słowa wstępu bądź tekstu krytycznego na końcu książki. Czy nie lepiej czytałoby się Podziemnych po historycznoliterackim wprowadzeniu? To samo zastrzeżenie dotyczy wznowionego jakiś czas temu arcydzielnego 49 idzie pod młotek Pynchona. Chociaż marne przypisy by się przydały.

 

Cale szczęście, że fragmenty koncertów legend bopu możemy sobie sami wyszperać na YouTube, bo na dołączanie do książek (nietanich zresztą) extrasów w najbliższym czasie nie ma co liczyć.

 

 

 

www.facebook.com/literaturasaute

Like Reblog Comment
review 2014-11-07 08:45
Niewidzialny most
Niewidzialny most - Julie Orringer

Początek powieści całkiem przeciętny. Ot, zwykła historia chłopaka, który wyemigrował do Paryża na stypendium, żeby studiować architekturę. Mimo biedy i początkowych trudności, jego niezwykłe zdolności i talent zostają wkrótce dostrzeżone i docenione. Poznaje piękną kobietę, wybucha uczucie, najeżone kłopotami i problemami. Zwykła historia? Tak. Dodać jednak trzeba, że akcja rozpoczyna się w Budapeszcie w 1937 roku, dwa lata przed wojną, potem przenosi się do Paryża a młodym mężczyzną jest węgierski Żyd.

 

Mimo niezbyt oryginalnego początku, wraz z rozpoczęciem wojny fabuła zaczyna coraz bardziej przyciągać, z każdym rozdziałem jest coraz ciekawsza i lepsza i naprawdę trudno się oderwać od książki. Myślę, że ten prawie sielankowy obraz Paryża i miłości Andrasa i Klary, mimo widma wojny unoszącego się nad Europą i pojawiających się z rzadka przerażających obrazków prześladowań Żydów, stanowi doskonały kontrast dla późniejszych wydarzeń. Czytałam dużo książek wojennych, emocje i odczucia przy ich czytaniu na ogół są podobne, jednak to była pierwsza traktująca o skomplikowanej sytuacji Węgier w czasie wojny, pierwsza o węgierskich Żydach. I za to tę książkę najbardziej cenię - mnóstwo informacji o wydarzeniach tych czasów, będących tłem dla przeżyć bohaterów.

Like Reblog Comment
review 2014-11-06 17:20
Czarne skrzydła
Czarne skrzydła - Sue Monk Kidd

Sue Monk Kidd nie zasypuje czytelnika opisami podłości i bezwzględności białych mieszkańców Charleston wobec swojej własności – czarnoskórych niewolników. Nie żeruje na naszych emocjach, nie epatuje tanim sentymentalizmem. Tych kilka, może kilkanaście scen wystarczy, żeby wstrząsnąć, a przede wszystkim zastanowić się nad tym, co tyle lat stanowiło w tym kraju normę i było uznane a nawet nakazane przez prawo, aprobowane przez Kościół.

 

Sara Grimké, córka zamożnego plantatora i sędziego, na swoje jedenastoletnie urodziny dostaje prezent. Tym prezentem jest trochę od niej młodsza, czarnoskóra niewolnica , Szelma. Niezwykle inteligentna, wrażliwa i nad wiek dojrzała dziewczynka nie chce przyjąć „prezentu”. Mimo sprzeciwu, Szelma staje się jej własnością i to wydarzenie stanowi początek niezwykłej, trudnej, ale wzbogacającej obie strony relacji. To jest również dla Sary początek drogi, której zwieńczeniem  jest zostanie świadomą bojowniczką o zniesienie niewolnictwa i upomnienie się o prawa dla kobiet. 

 

Punktem przełomowym staje się na pewno epizod z wanną, kiedy Szelma, pod nieobecność swojej pani, korzysta z kąpieli. Incydent ten uświadamia Sarze coś, czego wcześniej  nie zauważała. ”Bardzo dobrze wychodziło mi pogardzanie niewolnictwem jako takim, w postaci anonimowej masy, nie budziło we mnie jednak tego obrzydzenia, gdy przyjmowało oblicze bliskiej mi dziewczyny, która stała tuż przede mną. Oswoiłam się ze złem w jego konkretnej postaci.” 

 

Będąc już aktywną działaczką, stykając się wieloma bojownikami  abolicjonizmu, Sara zaczyna rozumieć, że dla większości z nich, wyzwolenie Murzynów nie jest tożsame ze zmianą mentalności. Dla nich czarnoskóry zawsze będzie kimś gorszego gatunku. „Uprzedzenia względem kolorowych leżą u podstaw wszystkiego. Jeśli tego nie zmienimy, ciężki los Murzynów będzie trwał jeszcze długo po ich wyzwoleniu.”

 

Sara i jej dużo młodsza siostra Nina, to postaci autentyczne, które w pierwszej połowie XIX wieku, walczyły o wyzwolenie niewolników.  Wymagało to od nich nie lada odwagi, za takie poczynania w obronie niewolników groziło aresztowanie, często też było naruszone ich bezpieczeństwo i życie, nie mówiąc już o zwykłym towarzyskim odrzuceniu. Zaangażowanie w sprawy abolicjonizmu, niejako automatycznie inicjuje walkę o prawa kobiet. Przemawiając lub pisząc w obronie niewolników,  domagają się również praw dla siebie, by móc wyrazić swoje zdanie, by spełniać swoje marzenia. 

 

Postaci Sary i jej siostry budzą podziw. Nie mniejszy budzi postawa Szelmy i jej matki, które z podniesioną głową, z ogromnym poczuciem niezgody na los, walczą o swoją godność, tożsamość i wolność duszy. Jestem pod dużym wrażeniem tej powieści, bo trudno pozostać wobec niej obojętnym.

 

„Jeden mam umysł, który zna mój pan. I drugi mam umysł, tam jestem ja sam.”

More posts
Your Dashboard view:
Need help?