Za genialne wydanie „Nowych przygód Mikołajka” należą się wydawnictwu Znak wielkie oklaski! Na księgarskiej ladzie, półce przyciąga natychmiast wzrok. Znakomicie prezentuje się na półce domowej biblioteczki. Książka zapoczątkowała w piękny sposób cały ten szał Mikołajkowy, te gadżety, przeróżne wydawnictwa, gdzie króluje kreska Sempégo i odmieniane przez wszystkie przypadki imię Mikołajek… Na okładce główny bohater, lekko podkolorowany dla efektu, w zielonej marynarce i czerwonym krawacie, na białym tle, które wypełniają chyba wszystkie postacie towarzyszące Mikołajkowi w opowiadaniach, narysowane szarą, mniej lub bardziej wyraźną kreską, sugerującą, że są właśnie tylko tłem dla tego, na którym skupiają się reflektory literackiej sceny.
W historiach znajdujemy dialogi kilkuletnich, pewnie niespełna dziesięcioletnich uczniów, które odzwierciedlają dziecięce pojmowanie świata i przypominają chłopięce lata. Widzimy tatę Mikołajka – drobnomieszczańskiego pracownika biurowego, nerwowego, kłótliwego, trochę nierozumiejącego dzieci, jakby z niezamierzonym do nich dystansem. Miejscami bardzo śmiesznego, miejscami dającego wiele do myślenia dorosłym czytelnikom, którzy mogą w tej, zamierzonej przecież, ironii zobaczyć siebie. Mamy tu tych samych co poprzednio sąsiadów, opiekunów szkolnych, dyrektora szkoły, postacie kobiece – przede wszystkim mamę Mikołaja, nauczycielki. Z kart książki dobywają się dziecięce krzyki, dąsy, kłótnie.
Fabuła i humor konstruowane są na zasadzie przeciwieństw. Pokazane są z wielkim wdziękiem relacje, ba! wojna społeczna i rodzinna! Między sąsiadami, pracownikiem a szefem, teściową a zięciem. Stąd wyciągane są i oprawiane humorem, żartami złośliwe dialogi, komentarze, bardziej rozumiane i doceniane przez dorosłych czytelników niż dzieci. Mamy pana Blédurta (z żoną, chociaż to nie ona jest „główną atrakcją” wzajemnych stosunków obu rodzin), państwa Courteplaque – nowych sąsiadów z córką Jadwinią, o której Mikołajek mówi, że nie jest tak fajna jak chłopaki, ale się z nią ożeni, jest szef taty Mikołajka – pan Moucheboume, jest pan Cazalès, korepetytor, pani Navarin, zastępująca „naszą panią”. Sytuacje z udziałem tych postaci są przezabawne. Dlaczego? Bo widzimy w nich samych siebie, naszych sąsiadów, naszą rodzinę, nasz stosunek do szefostwa. Wszędzie mnóstwo złośliwości i kpin. Od wspólnej zabawy, przez obrażanie się, po pomoc i wścibstwo. Bo autorzy przypisali każdej z postaci, która pojawia się w zbiorach opowiadań wielokrotnie, która tworzy owo Mikołajkowe środowisko naturalne, właściwe jej cechy. A te cechy właśnie dają czytelnikowi możliwość i komfort zadomowienia się w stworzonym środowisku, uśmiechu już na samą wzmiankę o postaci, która zapowiada jej uczestnictwo w jakimś zdarzeniu, towarzyszenie Mikołajkowi. Samo życie!