Travesti Mircei Cărtărescu to jedna z najlepszych powieści wydanych przez Wydawnictwo Czarne w serii INNA EUROPA INNA LITERATURA – napisana gęstym, poetyckim stylem, poruszająca temat dziecięcych traum, a do tego odnosząca się do wielu żelaznych pozycji z kanonu europejskiej literatury. Już te argumenty wystarczą, by sięgnąć po doskonałą prozę rumuńskiego pisarza. Choć lektura do łatwych nie należy.
Według Cărtărescu doświadczenie inicjacyjne, jakim jest wyjazd dzieci na letni obóz, wiąże się z poczuciem żenady, wstydem i odrazą. „Obsesyjnie wygadywali różne sprośności i głupstwa, nawet nie dlatego, że byli seksualnymi maniakami, po prostu z nudy i niedojrzałości. To wychodziło im najlepiej. <<Twoja matka oddaje się za bułki>> – rzucał jeden drugiemu. <<A twoja za spinacze do prania>> – odpowiadał drugi i ciągnęli tak dopóty, dopóki któryś się nie zdenerwował i nie wszczął bójki. Czerwienieli nagle, trzęsąc się z wściekłości.” Obserwacje dotyczące zachowań dorastających chłopców szybko jednak przemieniają się w metafory godne twórców literatury frenetycznej, np. chętnie przywoływanego w kontekście „Travesti” Lautremonta. W ten sposób relacja z obozu letniego zamienia się w senny koszmar, nasycony obrazami wywołującymi nierzadko lęk i poczucie ohydy. Czasami są to barokowe obrazy wanitatywne, czasami halucynacje pełne pełzających robaków. I koszmarna wizja olbrzymiego pająka.
Konteksty literackie? Jest ich mnóstwo – najbardziej czytelne to: Pieśni Maldorora, Przemiana Kafki (którą czyta na obozie główny bohater), Piekło Dantego, Rilke. A do tego liczne reminiscencje z malarstwa, zwłaszcza barokowego. Pewnie w niezamierzony przez autora sposób przywołać też można Jak w zwierciadle Bergmana (choć w filmie szwedzkiego samotnika pająk symbolizował jednocześnie szaleństwo i Boga, a w rumuńskiej książce coś zgoła przeciwnego).
Jest też w tej mikropowieści mnóstwo odwołań do popkultury, choć zawsze w niekorzystnych kontekstach. I tak się właściwie zastanawiam, co Cărtărescu przeszkadza w Beatlesach i Led Zeppelin? Czy Rilke jako przeciwwaga do chłamu przez nich reprezentowanego (tak wynika z narracji) nie brzmi trochę fałszywie? Najwidoczniej rumuński poeta nie zna się na kulturze popularnej. A szkoda. Bo jako ścieżkę dźwiękową do „Travesti” proponowałbym Coila (koniecznie Scatology), Current 93 (Dogs Blood Rising, Maldoror is dead) i Swansów (wczesnych). Tymczasem bohaterowi nie udało się przeskoczyć tak niewinnej piosenki, jak The song remains the same.
P.S. Kolonijne zabawy, a przede wszystkim poranną gimnastykę, wspominam mniej więcej tak samo, jak Cărtărescu. Niech organizatorów kolonii letnich w Zakopanem (mniej więcej lato '96) piekło pochłonie!
P.P.S. Po książkę sięgnąłem zachęcony przez Literatkę kawy (http://literatkakawy.booklikes.com/post/885888/travesti). Dzięki!