logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: Rumunia
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2014-06-11 15:29
Maldoror is dead, czyli koszmar dojrzewania po rumuńsku
Travesti - Mircea Cărtărescu

Travesti Mircei Cărtărescu to jedna z najlepszych powieści wydanych przez Wydawnictwo Czarne w serii INNA EUROPA INNA LITERATURA – napisana gęstym, poetyckim stylem, poruszająca temat dziecięcych traum, a do tego odnosząca się do wielu żelaznych pozycji z kanonu europejskiej literatury. Już te argumenty wystarczą, by sięgnąć po doskonałą prozę rumuńskiego pisarza. Choć lektura do łatwych nie należy.

 

Według Cărtărescu doświadczenie inicjacyjne, jakim jest wyjazd dzieci na letni obóz, wiąże się z poczuciem żenady, wstydem i odrazą. „Obsesyjnie wygadywali różne sprośności i głupstwa, nawet nie dlatego, że byli seksualnymi maniakami, po prostu z nudy i niedojrzałości. To wychodziło im najlepiej. <<Twoja matka oddaje się za bułki>> – rzucał jeden drugiemu. <<A twoja za spinacze do prania>> – odpowiadał drugi i ciągnęli tak dopóty, dopóki któryś się nie zdenerwował i nie wszczął bójki. Czerwienieli nagle, trzęsąc się z wściekłości.” Obserwacje dotyczące zachowań dorastających chłopców szybko jednak przemieniają się w metafory godne twórców literatury frenetycznej, np. chętnie przywoływanego w kontekście „Travesti” Lautremonta. W ten sposób relacja z obozu letniego zamienia się w senny koszmar, nasycony obrazami wywołującymi nierzadko lęk i poczucie ohydy. Czasami są to barokowe obrazy wanitatywne, czasami halucynacje pełne pełzających robaków. I koszmarna wizja olbrzymiego pająka.

 

Konteksty literackie? Jest ich mnóstwo – najbardziej czytelne to: Pieśni Maldorora, Przemiana Kafki (którą czyta na obozie główny bohater), Piekło Dantego, Rilke. A do tego liczne reminiscencje z malarstwa, zwłaszcza barokowego. Pewnie w niezamierzony przez autora sposób przywołać też można Jak w zwierciadle Bergmana (choć w filmie szwedzkiego samotnika pająk symbolizował jednocześnie szaleństwo i Boga, a w rumuńskiej książce coś zgoła przeciwnego).

 

Jest też w tej mikropowieści mnóstwo odwołań do popkultury, choć zawsze w niekorzystnych kontekstach. I tak się właściwie zastanawiam, co Cărtărescu przeszkadza w Beatlesach i Led Zeppelin? Czy Rilke jako przeciwwaga do chłamu przez nich reprezentowanego (tak wynika z narracji) nie brzmi trochę fałszywie? Najwidoczniej rumuński poeta nie zna się na kulturze popularnej. A szkoda. Bo jako ścieżkę dźwiękową do „Travesti” proponowałbym Coila (koniecznie Scatology), Current 93 (Dogs Blood Rising, Maldoror is dead) i Swansów (wczesnych). Tymczasem bohaterowi nie udało się przeskoczyć tak niewinnej piosenki, jak The song remains the same.

 

P.S. Kolonijne zabawy, a przede wszystkim poranną gimnastykę, wspominam mniej więcej tak samo, jak Cărtărescu. Niech organizatorów kolonii letnich w Zakopanem (mniej więcej lato '96) piekło pochłonie!

 

P.P.S. Po książkę sięgnąłem zachęcony przez Literatkę kawy (http://literatkakawy.booklikes.com/post/885888/travesti). Dzięki!

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2014-05-18 22:54
Travesti

 

Mircea Cărtărescu

tłum. Joanna Kornaś-Warwas

Czarne, 2007

 

Wiktor, 17-letni mieszkaniec Rumunii, był dość naiwnym chłopcem. Chciał zostać pisarzem, jednak jego wyobrażenia o tym fachu miały więcej wspólnego z mitami o romantycznych wieszczach, niż ze smutną rzeczywistością lat 70. XX wieku. Twierdził, że dobry artysta powinien żyć w odosobnieniu, najlepiej w mało komfortowych warunkach, cierpieć i cały swój ból przelewać na karty kolejnych dzieł.

 

Dorosły Wiktor już wie, że to nieprawda, życie samo zweryfikowało jego dawne poglądy. I choć udało mu się zostać pisarzem, to jednak jego obecna postawa zaprzecza wszystkiemu , w co wierzył. Dopiero teraz, po wielu latach, jest gotowy stanąć oko w oko ze swoimi młodzieńczymi przekonaniami. Wrócić na moment do pewnego szkolnego obozu i zrozumieć to, co się wówczas wydarzyło.

 

Travesti nie jest bowiem powieścią o rozwoju młodego artysty, lecz o odkrywaniu swojej osobowości. Cărtărescu opowiada o nieco zagubionym chłopcu, który gardzi wszystkimi doczesnymi rozrywkami swoich rówieśników (zwłaszcza ich inicjacjami seksualnymi), zamykając się niczym schizofrenik w swoim własnym świecie, szczelnie otoczonym ścianami pokrytymi poezją Rilkego. Zamiast towarzystwa przyjaciół wybiera książkę lub samotny spacer w głuszy, kreując się na prawdziwego outsidera. A może Wiktor naprawdę stoi na krawędzi szaleństwa? Wieczorami trapią go okropne wizje, zupełnie sprzeczne z jego czystym światopoglądem oraz powracają dziwne wspomnienia z przeszłości, których nie jest w stanie sobie wytłumaczyć. Bohater skrywa w sobie tajemnicę, potrzebuje jednak czasu, by ją w pełni zrozumieć.

 

Mircea Cărtărescu stworzył opowieść, nie tylko ciekawą i pełną niedopowiedzeń (choć tytuł wiele tłumaczy). Niezwykle odważną, ale również pięknie napisaną. Ten rumuński pisarz jest mistrzem słowa, wie jak posługiwać się językiem, by stworzyć gęste opisy, balansujące na granicy przejmującego horroru i seksualnego uniesienia. Tworzy świat doszczętnie przesiąknięty oniryzmem, w którym nie ma miejsca na wytarte frazesy. Tutaj też należą się słowa uznania dla tłumaczki, Joanny Kornaś-Warwas, która w pełni udźwignęła ciężar przetłumaczenia tego tak trudnego tekstu.

 

Travesti nie przypadnie jednak do gustu wszystkim czytelnikom. Jest to książka tak naładowana odmiennością i oniryzmem, że jej lektura nie zalicza się do tych najłatwiejszych, surrealistyczne wizje natomiast sprawiają, że nie jest też przyjemna. Nie pomaga również zdecydowana przewaga treści poetyckich nad opisywaną akcją. Dlatego ta pozycja Cărtărescu sprawdza się świetnie w przypadku tych najbardziej wymagających czytelników, którzy w literaturze szukają oryginalności.  Inni po kilku pierwszych stronach zostaną skutecznie zniechęceni brakiem wyraźnie nakreślonej akcji. Mimo to warto się zmierzyć z tą książką, której lektura przypominała mi spacer w wyjątkowo mroźny i śnieżny zimowy poranek – mało przyjemne a nawet lekko irytujące w pierwszym odczuciu doświadczenie z czasem zamienia się w prawdziwą ucztę dla zmysłów, o uczuciu ulgi i zadowolenia na samym końcu takiej wyprawy nie wspominając.

Like Reblog Comment
show activity (+)
text 2014-05-11 20:26
Szlakiem literatury zagranicznej: przystanek #10 - Rumunia

Zamek w Branie

 

Czas wyruszyć w kolejną literacką podróż. Po wizycie w Chinach  nadeszła pora na złożenie wizyty w jednym z większych krajów Europy południowo-wschodniej – Rumunii.

 

 

Jak w przypadku państw o dość skomplikowanych dziejach (parz Polska), również literatura Rumunii w dużej mierze nawiązuje do losów kształtowania się państwa. W przeciwieństwie do innych krajów europejskich, w tym przypadku nie można jednak mówić o spójnym i klarownym rozwoju narodowej sztuki pisania. Wynika to z tego, że Rumunia jest państwem stosunkowo młodym. Co prawda Rumuni mogą poszczycić się wspólnym przodkiem (plemię Daków), jednak w wyniku najazdów innych grup w czasach wczesnego średniowiecza, drogi praprzodków rozeszły się i ostatecznie nie udało im się stworzyć jednolitego państwa. Obszar ten przez wiele lat znajdował się w obrębie innych państw i jedynym czynnikiem, który łączył mieszkających tam potomków Daków był wspólny język. Pierwsze teksty literackie zapisane w języku rumuńskim pojawiły się na tym terenie stosunkowo późno, bo dopiero ok. XVI wieku. Były one bezpośrednio związane z tematyką religijną (obszar ten znajdował się w kręgu kultury bizantyjskiej), rozwijała się również historiografia, natomiast inne gatunki nie były jeszcze rozpowszechnione.

 

Rzymscy żołnierze broniący twierdzy przed atakiem Daków (Relief z Kolumny Trajana)

 

Przełom nastąpił na zbiegu XVIII i XIX wieku, kiedy to przedstawiciele tzw. szkoły siedmiogrodzkiej próbowali udowodnić związek Rumunów ze starożytnymi Rzymianami, którzy niegdyś włączyli tereny dzisiejszej Rumunii w obręb swojego imperium. Ich starania znalazły odbicie w literaturze i doprowadziły m.in. do zastąpienia cyrylicy alfabetem łacińskim oraz do wzmocnienia świadomości narodowej.  W dziełach ówczesnych literatów zaczęły pojawiać się elementy wywodzące się z miejscowego folkloru, zauważalne m.in. w twórczości poety Vasile’go Alecsandriego. Narodowe przebudzenie doprowadziło ostatecznie do zjednoczenia państwa w 1881 roku, kiedy to w wyniku połączenia dwóch Hospodarstw - Wołoszczyzny i Mołdawii – powstało Królestwo Rumunii, nad którym władzę objęła niemiecka dynastia Hohenzollernów.

 

Wraz z powstaniem państwa nastąpiło również ożywienie w świecie literatury. U progu XX wieku rozwinęła się zaniedbana do tej pory forma powieści. Jednym z bardziej rozpoznawalnych pisarzy tego czasu był Liviu Rebreanu, który w swoich tekstach nawiązywał do ważnych wydarzeń z dziejów swojej ojczyzny, m.in. insurekcji chłopskiej w Mołdawii czy udziału Rumunii w I Wojnie Światowej. Innym ważnym twórcą był Mihail Sadoveanu, autor wielu powieści historycznych i przygodowych, m.in. Zaginionego (1930).

 

Jednak literatura rumuńska nie skupiała się jedynie na rozpamiętywaniu historii, niektórzy twórcy poszukiwali nowych dróg, którymi mogłaby podążyć nowoczesna sztuka. Za sprawą Tristana Tzara rozwinął się dadaizm, ruch odrzucający wszelką tradycję i promujący swobodę artystyczną twórcy, oraz jego bezpośredni następca – surrealizm. Do przedstawicieli rumuńskiej awangardy należeli również m.in. Geo BogzaI, larie Voronca czy Ion Minulescu.

 

Pałac Parlamentu (dawniej Dom Ludu) - symbol minionego ustroju

 

Złota era w literaturze rumuńskiej zakończyła się wraz z wybuchem II Wojny Światowej. Po krótkim flircie z faszyzmem, Rumunia przeszła na stronę aliantów a tym samym dostała się pod wpływy ZSRR. W Republice Ludowej (w 1965 roku przemianowanej na Socjalistyczną Republikę Rumunii) dominował komunizm a wraz z nim wszystkie restrykcje nałożone na twórców.  Nastały czasy wszechobecnej cenzury, literatura miała podążać jedynie ścieżką realizmu socjalistycznego, siejąc na wszystkie strony komunistyczną propagandę (kierunek ten obrał m.in. wspomniany już Sadoveanu). Oczywiście znaleźli się również twórcy, którzy nie szczędzili słów krytyki wygłaszanych pod adresem nowego ustroju. Wśród nich znalazł się Marin Preda, który na kartach powieści Cel mai iubit dintre pământeni (1980) zawarł gorzką krytykę ówczesnych rządów. Rozwijała się również poezja oraz dramat (pochodzący z Rumunii Eugène Ionesco wsławił się jako współtwórca teatru absurdu).

 

Wraz z końcem 1989 roku Rumunia uwolniła się spod władzy despotycznego prezydenta Nicolae Ceauşescu i otworzyła nowy rozdział w historii swojego państwa. Nie znaczy to oczywiście, że czasy dyktatury odeszły w zapomnienie, minione lata niczym bumerang powracają w twórczości pisarzy, którzy wreszcie mogli otwarcie wyrazić swój osąd na temat ówczesnej rzeczywistości. Do grona znanych pisarzy współczesnej Rumunii należą m.in. Gabriela Adameşteanu (w Polsce ukazała się jej powieść Stracony poranek), Nicolae Breban, Traian T. Coșovei czy Norman Manea (Kryjówka była w zeszłym roku nominowana do Literackiej Nagrody Europy Środkowej ANGELUS). Z Rumunią związana jest również niemiecka noblistka Herta Müller, która w tym kraju się urodziła i spędziła znaczną część swojego życia, co znajduje odwzorowanie w jej powieściach.

 

Mircea Cărtărescu

 

Ja jednak zdecydowałam się sięgnąć po twórczość poety, prozaika i eseisty Mircea Cărtărescu, a konkretnie po wydaną w 2007 roku przez wydawnictwo Czarne powieść Travesti (1994). Książkę niepozornych rozmiarów, choć wyładowaną po brzegi wyjątkowo ambitnym (i dość specyficznym) tekstem. Recenzja wkrótce.

Like Reblog Comment
text 2013-11-03 12:25
Między nami
Bukareszt. Kurz i krew - Małgorzata Rejmer

Nie wiem czy natrafiłam w mediach na jakąkolwiek krytyczną uwagę dotyczącą tej książki, co było nieco niepokojące ponieważ to sytuacja niezdrowa. Porównanie może niezbyt trafne ale to samo zdarzyło się w przypadku Wyznaję Cabre i Ostatniego rozdania Myśliwskiego. Lepiej gdy wypowiadają się obie strony - wtedy wiadomo, że będzie można podyskutować. Jednak nie bacząc na czerwone światełko mrugające w mojej głowie, ochoczo zabrałam się do lektury. Malutka to książeczka ale niestety bardzo nierówna. Niektóre rozdziały nie pozwalają na chwilę oddechu, inne z kolei nużą i męczą. W rezultacie troszkę wody upłynęło zanim z lekką ulgą odłożyłam książkę na półkę.

Dwie refleksje nasunęły mi się po lekturze. Po pierwsze ciekawie było poczytać coś z polskiej perspektywy o kraju, który nigdy nie leżał w kręgu moich zainteresowań, a podobnie jak Polska doświadczył niejednego. Bo Rumunia to nie tylko Nicolae Ceaușescu i jego szalone pomysły z zakresu polityki prorodzinnej i architektury. To także interesujący ludzie, bogata historia i piękne krajobrazy. Małgorzata Rejmer stara się zaprezentować czytelnikowi każdy z tych aspektów. Przez całą lekturę towarzyszą nam m.in. watahy bezpańskich psów, które są przygnębiającą pozostałością po czasach gdy pan i władca Ceaușescu wymyślił i częściowo zmaterializował Dom Ludu. Ta wielowarstwowość i spojrzenie z kilku perspektyw wciąga i fascynuje.

 

 

 

Druga uwaga: Bukareszt. Krew i kurz za mało uwagi poświęca samemu miastu. No chyba, że przyjmiemy założenie, że Bukareszt to Dom Ludu. Bo tego przykładu architektonicznego ego jest w książce aż nadto. Rozumiem, że autorka buduje na tej podstawie rumuńską martyrologię, której czasami jest aż za dużo. I to mi przeszkadzało - za dużo martyrologii a za mało chłodnego oglądu. Literatura dotycząca epoki komunizmu przyzwyczaiła nas do brutalnych opisów traktowania szarych obywateli i więźniów reżimu. Małgorzata Rejmer nie unika tego tematu. Mówi o Rumunach: fataliści.  Rozmawia z nimi o dobrych i złych czasach.

Ta książka to ciekawe spojrzenie na historię narodu uwikłanego w historię. I warto po nią sięgnąć. Jednak nie zaspokoiła mojej ciekawości. Kiedyś udało się to Robertowi D. Kaplanowi w Bałkańskich upiorach. Jeśli chcecie poznać mniej martyrologiczne podejście bardzo zachęcam.

 

Like Reblog Comment
text 2013-05-19 11:52
Puk, puk. - Kto tam? Securitate!

Wspomnienia dziewczynki, która dojrzewała w latach 80. i została bezlitośnie zgnojona przez rumuńskie państwo. Jej ojciec pisywał pamflety na władzę. Każdego wieczora zakopywał w ziemi maszynę do pisania, by nie wpadła w łapy bezpieki. Ale swołocz ją znalazła...

 

Carmen Bugan przedstawia piekło oczami dziecka, które nie nauczyło się jeszcze rozpoznawać zła. Beztroskie dzieciństwo, i na raz - jeb! - niewinny świat zostaje skonfrontowany z szaleństwem Ceauşescu. Warto tę książkę przeczytać, bo ładnie ukazuje postawy otoczenia, które nie umie poradzić sobie z obecnością ludzi niezłomnych. Nie ma jeszcze polskiego przekładu.

 

Carmen Bugan, Burying The Typewriter, Picador 2012

 

 

More posts
Your Dashboard view:
Need help?