logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: Uczeń
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2014-12-29 21:57
Ripley po raz czwarty
Uczeń Ripleya - Patricia Highsmith

Dzięki wydawnictwu Noir sur Blanc ukazała się w Polsce czwarta część serii kryminałów psychologicznych o Tomie Ripleyu, a planowana jest także piąta, ostatnia książka. Najlepiej znana jest oczywiście część pierwsza, „Utalentowany pan Ripley”. Nie tylko dlatego, że – przynajmniej w mojej opinii – jest najlepsza, ale też dzięki doskonałej ekranizacji w reżyserii Antony’ego Minghelli. „Uczeń” miejscami nawiązuje właśnie do „Utalentowanego”.

 

Wokół domu Ripleya kręci się młody Amerykanin. Podaje się za prawie dziewiętnastoletniego Billy’ego, który przyjechał do Francji na wakacje, by popracować jako ogrodnik. Jednakże ogłada z jaką się zachowuje oraz informacje z gazet szybko pozwalają ustalić Ripleyowi prawdziwą tożsamość chłopaka – to szesnastoletni Frank Pierson, syn zmarłego niedawno milionera. Chłopak skrywa paskudny sekret, który zmusił go do ucieczki z domu. Nie potrafi jednak uciec przed samym sobą i gnębiącym go poczuciem winy, dlatego zwraca się do Toma, człowieka o szemranej opinii i brudnym sumieniu.

 

„Uczeń” w dużym stopniu nawiązuje do „Utalentowanego”. Pomiędzy Ripleyem a Frankiem nawiązuje się nietypowa więź, podobna do stosunków między mentorem a uczniem, ojcem a synem, może lekko przypominająca romantyczną miłość. Przede wszystkim jednak Ripley, wysłuchując tajemnicy Franka i obserwując jego zachowanie, analizuje własne emocje. Okazuje się, że jedynie zabójstwo Dickiego budzi w Tomie niewielkie wyrzuty sumienia. Przede wszystkim jednak jest praktyczny i ponad moralne zasady przekłada własne bezpieczeństwo. Dlatego przekonuje Franka, by zachował swoją tajemnicę dla siebie. Przywiązuje się do chłopaka na tyle, że popełnia dla niego kolejną zbrodnię. Tymczasem Frank, wyraźnie zagubiony i niezdecydowany, pozwala by Ripley się nim zaopiekował, nie negując nigdy jego poglądów ani działań.

 

Najbardziej klimatyczna jest część powieści rozgrywająca się w Berlinie. Miasto podzielone murem przedstawione zostało poprzez noce kluby dla gejów i transwestytów, światek przestępczy oraz turystyczne atrakcje. Jest tu też troszeczkę polityki, trochę pytań o komunizm i wycieczka do Berlina Wschodniego. „Utalentowany” miał swoją Wenecję – „Uczeń” ma Berlin.

 

W książce cały czas budowane jest lekkie napięcie między postaciami, które się do siebie przyciągają, choć są tak różne. Frank jest typowym nastolatkiem, buntującym się wobec rodziców i wierzącym, że jego miłość – Teresa – to ta jedyna i największa, dla której warto zrobić wszystko. Tymczasem Ripley pozostaje chłodny i wyrachowany, lubi mieć nad wszystkich kontrolę. Uparcie przekonuje Franka, że nie należy podejmować pochopnych decyzji, zachowywać się rozsądnie i spokojnie, kiedy chłopakiem targają sprzeczne uczucia.

 

Druga i trzecia część troszeczkę mnie rozczarowały. Czwarta część cyklu powraca z ciekawie przedstawionymi relacjami między Tomem a Frankiem i z pięknym Berlinem.

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2014-10-23 00:33
Początki bywają trudne
Uczeń skrytobójcy - Robin Hobb

Młody Bastard jest synem księcia Rycerskiego, tego nikt nie może mu odmówić, ponieważ pomimo tego, iż jest z nieprawego łoża, to jego podobieństwo do ojca jest uderzające. Do zamku został podrzucony przez własnego dziadka, mając zaledwie sześć lat. Od razu trafił pod opiekę szorstkiego stajennego, który mimo wszystko stara się wypełnić powierzone mu zadanie najlepiej jak umie. To właśnie on odkrywa w chłopaku dar zarówno wspaniały jak i największe przekleństwo. Stara mu się wyperswadować Bastardowi korzystanie z niego…, z jakim skutkiem? Sami się przekonacie.

 

Cała rodzina królewska nie interesuje się chłopcem. Wręcz nim pogardza. Wyjątkiem jest może jego wuj – książę Szczery, jednak on jest zbyt zajęty obowiązkami związanymi z tytułem następcy tronu. Jest także podstępny król Roztropny, on jednak interesuje się chłopakiem z zupełnie innych przesłanek. Wysyła, bowiem swego niechcianego wnuka na naukę do skrytobójcy… Któż wie, co przyjdzie z połączenia mrocznej wiedzy z Mocą i darem, jakim dysponuje Bastard.

 

Robin Hobb to tak naprawdę pseudonim, zresztą tak samo jak Megan Lindholm, którymi posługuje się Margaret Astrid Lindholm Ogden. Swoją przygodę z pisaniem rozpoczęłam w wieku osiemnastu lat. To właśnie w tamtym czasie wydała pierwszą powieść pod pseudonimem Megan Lindholm. Jako Robin Hobb dała się poznać w roku 1995, kiedy to na rynku wydawniczym w Stanach Zjednoczonych ukazała się jej powieść Uczeń skrytobójcy, otwierająca trylogię Skrytobójca. Dzięki niej zyskała ogromny rozgłos zarówno w kraju jak i zagranicą, a powieści wydane pod oboma przydomkami zostały przetłumaczone na przeszło dwadzieścia języków.

 

Powiem szczerze, że ciężko mi zacząć cokolwiek pisać na temat tej powieści, ponieważ… uhh! sama mam nadal mgliste pojęcie, co też jest w niej takiego, że oderwanie się od jej lektury jest wręcz niemożliwe. A nawet, kiedy już się to uda się odłożyć ją, chociaż na chwilę, to i tak można być pewnym, iż myśli o tym, jaki będzie dalszy rozwój wydarzeń, będą nas atakowały na każdym kroku niczym najgorszy rój naprzykrzających się owadów. Zresztą nie tylko treść kusi, robi to także okładka. Jest naprawdę świetna: prosta, a zarazem tajemnicza, czyli najlepsze połączenie, jakie można byłoby sobie wymarzyć. Zaskakuje również, oczywiście jak najbardziej na plus, wykończenie graficzne, jakie znajdziemy na początku każdego rozdziału. Pozostawiona na widoku, przyciąga wzrok niczym najmocniejszy magnes i nie da się koło niej przejść, aby chociaż na chwilę nie zajrzeć do środka.

 

Akcja raczej nie zachęca, a przynajmniej tak się wydaje na pierwszy rzut oka, do szybkiego zapoznawania się w opowieścią stworzoną przez Robin Hobb, nie ma tutaj, bowiem zbyt wielkiej dynamiki. Dużo lepszym określeniem jej tempa jest: spokój, ale na szczęście niezaliczający się do tych, co wywołują wszechogarniającą nudę. Tutaj, powiedziałabym, że raczej pobudza ciekawość. Wszystko, dlatego iż autorka nie zapomniała o wpleceniu niespodziewanych zwrotów, których naprawdę nie da się przewidzieć.

 

Dużym plusem powieści są na pewno bohaterowie i to w dużej mierze z ich powodu pochłaniałam kolejne akapity, strony i rozdziały w naprawdę szybkim tempie. Wracając jednak do tematu postaci, Robin Hobb serwuje nam naprawdę istną ich plejadę (do wyboru, do koloru). Jednak najważniejsze jest w nich to, że są zupełnie różne. Fakt, niektóre cechuje przewidywalność ocierająca się o granice „bólu”; potrafią być nijakie i to w takim stopniu, iż nie zwraca się zbytniej uwagi na ich zniknięcie z kart historii Bastarda; ale są również takie, przy których można odnieść wrażenie, że doskonale wie się jak postąpią, a one ni z tego ni z owego, robią coś, o co posądzalibyśmy ich najmniej. Jednak tym, co mnie w nich najbardziej zaskakuje, to fakt, iż nikomu pisarka nie nadała typowego bądź też wymyślonego przez siebie imienia, co przecież wydaje się rzeczą najnormalniejszą na świecie. Widać jednak nie dla tej autorki. Hobb poszła, bowiem w zupełnie inną stronę, zostawiając takie konwencjonalne myślenie, daleko w tyle. Jej bohaterowie zostali ochrzczeni mianem bardziej pasującym do cechy charaktery niż do imienia. Tym sposobem mamy przyjemność czytać o księciu Rycerskim, Szczerym bądź Władczym. Ba! Spotykamy również – Cierpliwą, Roztropnego czy też Aroganta. Również godność samego protagonisty – Bastard – określa jedynie jego pozycję na dworze: chłopak jest bękartem = bastardem księcia Rycerskiego.

 

Przyznam, że początkowo ciężko było mi się przyzwyczaić do takiego stanu rzeczy, ale wszystko mija wraz z upływem kolejnych stron. Historia po prostu tak mocno absorbuje, iż przestałam zwracać na to wszystko uwagę. Powiem więcej, na pewnym etapie lektury Ucznia skrytobójcy doszłam do wniosku, że nie wyobrażam sobie tych bohaterów noszących zwykłe imiona, bo wtedy historia mogłaby wyglądać zupełnie inaczej. A już na pewno, miałaby inny wydźwięk.

 

Mam wrażenie, że z tego wszystkiego wyszedł mi straszny galimatias, ale jakoś nie umiem tego lepiej przeredagować. No cóż…. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zachęcić Was do tego, abyście sami przekonali się, co też kryje w sobie Uczeń skrytobójcy. Polecam.

Like Reblog Comment
review 2013-11-11 15:45
Niesamowita przygoda
Crom i uczeń czarnoksiężnika - Stelmarczyk Krzysztof

Czytam odkąd pamiętam a raczej na początku to mama mi czytała. Pamiętam, że chodziłyśmy razem do biblioteki naprzeciwko budynku, w którym mieszkam cały czas i wybierałyśmy książki. Potem, gdy nauczyłam się literek sama zaczęłam czytać jednak jakoś to nie było to, co uwielbiałam robić. Dopiero jakoś pod koniec podstawówki moja miłość do książek się pogłębiła i została po dzień dzisiejszy. Pamiętam, że zaczęło się od takiej świetnej serii o podróżach w czasie pod tytułem „Ulisses Moore” a potem były już inne książki, ale tak naprawdę to seria „Dary Anioła” pokazała mi jakie książki lubię najbardziej. Tak czy siak literatura jest ze mną prawie od zawsze, do tej pory pamiętam niektóre wiersze, które czytała mi mama a ile to już lat minęło!

 

Główna bohaterka tej książki jest całkowitym moim zaprzeczeniem, gdy byłam w jej wieku ani mi się śniło biegać po lesie czy cokolwiek co naraziłoby moje zdrowie na szwank oraz również w przeciwieństwie do moim starszych braci to chyba ja jestem tą najspokojniejszą. Crom taka nie jest. Jest pełną energii dwunastolatką z niewyparzoną jadaczką i milionem pomysłem na raz. Zawsze robi to, co chce.

 

Pewnego dnia bohaterka przeżywa jedną z początkowych przygód, które ma przeżyć w najbliższym czasie. Podczas wizyty w lesie, wcale nie taki tajemniczy czarnoksiężnik i jego uczeń chcą napaść na nią i odebrać jej cenny dar. Per, bo tak na imię było uczącemu się wcale nie chce tego zrobić. Nie czuje się wcale czarownikiem dzięki czemu przynosi wstyd całej swojej rodzinie. Bohaterowie zabili Darka von Deth i zapadli w śpiączkę.

 

Jakiś czas później Crom budzi się i jest trochę oszołomiona. W tym samym czasie Per nadal jest w śpiące. Dom bohaterki odwiedza Monty – druid i tylko on ma możliwości by powiedzieć w jakim stanie jest niedoświadczony magik. Dzięki świetnemu pomysłowi autora czytelnik może się dowiedzieć o tym, co zachodzi w umyśle chłopca. To sprytne i ciekawe posunięcie. Pełne niespodzianek.

 

W końcu oboje bohaterów wydobrzało i nastał moment wyprawy dalej. Druid i Per wyruszają w nocy o czym wie tylko Luca – babcia tytułowej bohaterki. Potem odkrywamy, że Crom wyruszyła za namową babci za dwojgiem wędrowców. I tutaj zaczyna się cała akcja.

 

Gdy w trójkę zbliżali się do krańca lasu, Crom postanowiła, że zobaczy jak wygląda droga dalej odbiegła od nich, ale niestety już potem ich nie odnalazła. Trafiła do całkiem innego, magicznego świata podobnie jak Monty i Per.

 

Uwielbiam książki dla dzieci i nie mogę się tego pozbyć. Mają one na ogół w sobie takie coś, co ciągnie mnie do nich. Może to jakiś rodzaj magii? Gdy byłam mniejsza nie przepadałam za takimi przygodówkami jaką miałam okazję przeczytać teraz. Niektóre książki, które kierowane są do młodszej części wydają mi się głupie, a żarty w nich zawarte mało śmieszne. Czasami się dziwię jak ktoś może śmiać się po przeczytaniu jakiejś historii, ale to w końcu kwestia gustu.

 

Słowa jakimi się posługuje pan Stelmarczyk są w zasadzie łatwe i każdy je zrozumie. Lekkość z jaką pisze jest po prostu porażająca. Pomysł na fabułę połączony z takim talentem musiał wypalić.

 

Rozłożył mnie również humor w tej książce. Autor idealnie wpasował się w mój gust. Nie są to jakieś chamskie i niby śmieszne wydarzenia i zapychacze, ale wszystko takie… delikatne. Ah! Zapomniałabym! Imiona niektórych bohaterów – podczas lektury zastanawiałam się skąd autor czerpie takie pomysły.

 

Na plus również podziała odniesienie się do innych baśni i bajek, na przykład Crom spotkała Czerwonego Kapturka oraz wilka, którzy okazali się całkiem kimś innym. Każdy z bohaterów jest inny i to czyni tą opowieść niesamowitą.

 

Dla mnie to jest wyjątkowa, miła i ciekawa historia. Nigdy się z taką nie spotkałam czego nie żałuję i cieszę się, że to nadrobiłam. Uważam, że „Crom i uczeń czarnoksiężnika” to genialna i obszerna historia, którą powinni zainteresować się wszyscy lubiący powroty do dzieciństwa i chcący spróbować czegoś innego.

 

Ja polecam, bo według mnie ta opowieść zasługuje na czyjąś uwagę. Ciekawi bohaterowie, niesamowite wydarzenia – czego chcieć więcej? :)

Source: everydayxbook.blogspot.com
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2013-06-09 21:48
tak jak opisywał pan Freud
Uczeń - Hjorth Michael, Rosenfeld Hans
Ciemne sekrety - Hjorth Michael, Rosenfeld Hans

Książki opisuję razem, bo mam identyczne wrażenia:

- doskonale napisane

- wciągające

- to świetne historie (choć w "Uczniu" ciekawsza niż w "Ciemnych sekretach)

- bohaterowie gruntownie przemyślani

 

Bardzo czekam na trzecią część z Sebastianem Bergmanem w roli głównej.

 

I coś co wyróżnia te pozycje, to analizy psychologiczne bohaterów, naprawdę można spojrzeć szerzej.

 

Bo tu morderca nie jest tylko mordercą, a policjant tylko dobrym stróżem prawa.

 

POLECAM!!

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2013-05-09 07:18
Witold Jabłoński - "Gwiazda Wenus, Gwiazda Lucyfer"
Trupi korowód (Gwiazda Wenus, gwiazda Lucyfer #4) - Witold Jabłoński
Metamorfozy - Witold Jabonski
Uczeń czarnoksiężnika Tom 1 Cykl Gwiazda Wenus Gwiazda Lucyf - Witold Jabłoński
Ogród miłości - Witold Jabłoński

Pamiętam, że gdy ten cykl Witolda Jabłońskiego zaczął się ukazywać, doszło do jakiejś żenującej akcji. Pisarz stracił pracę, że niby dlatego, że “Uczeń Czarnoksiężnika” i kolejne tomy promują satanizm, antyklerykalizm, wątki homoseksualne także pewnie wielu nie pasowały. Rzecz nie do wyobrażenia w XXI wieku, chciałoby się powiedzieć. A jednak, coś takiego miało miejsce.

 

Kontakty Witelona z demonami to fantastyka, zresztą wcale nie są to kontakty jednoznaczne, sporo miejsca pozostaje dla czytelnika i jego wyobrażeń. Homoseksualizm był, jest i będzie, zatem nie wiem skąd ta panika. A antyklerykalizm? No przecież panowie w czarnych wdziankach sami się o to proszą...

 

Cztery tomy historii Witelona dla mnie były przede wszystkim związane z dwoma odczuciami. Po pierwsze: widać, że ten cykl nie powstał w ciągu chwili, że autor wykonał bardzo dużą pracę, nim do pisania zasiadł. Rzecz dzieje się w XIII wieku i nie jest to powieść fantasy, ale bardziej powieść historyczna, która czasem o fantasy zahacza. Bardzo lubię tego typu przedstawienie akcji, gdzie magia i demony są ukazane w specyficzny sposób, zostawiający czytelnikowi do wyboru czy potraktuje wiele wydarzeń serio i dosłownie, czy dopatrzy się w nich jedynie manipulacji dokonanej na słabszych umysłach. Mamy tu do czynienia z ogromną ilością wydarzeń historycznych i postaci, które także należą do historii, a nie są jedynie stworzone w wyobraźni pisarza. A ponieważ całość rozgrywa się w gorących latach rozbicia dzielnicowego, jest mnóstwo polityki, chaosu, gmatwaniny - idealne miejsce dla kogoś świadomego swej inteligencji, kogoś takiego, jak Witelo.

 

Drugie odczucie, jakie towarzyszyło mi podczas lektury niestety było już innego rodzaju. Czytałem całość zrywami, robiąc duże przerwy na inne książki, lektura trwała bardzo długo. Jak się zorientowałem przy książce “Korona śniegu i krwi” Elżbiety Cherezińskiej, wcale mnie te czasy nie interesują tak bardzo, jak niektórych. Słaby ze mnie wielbiciel Piastów. A jednak ostatecznie do końca dotarłem, co tylko świadczy o klasie autora, który na tle wydarzeń mi obojętnych potrafił stworzyć powieść, którą co prawda zdradziłem parę razy z innymi książkami, lecz ostatecznie zawsze do “Gwiazdy...” wracałem.

 

Wyobrażam sobie, że dla miłośników historii cykl “Gwiazda Wenus, Gwiazda Lucyfer” musi być wspaniałą opowieścią, pewnie zajmuje honorowe miejsce w ich bibliotekach. A ja ograniczę się do polecenia wszystkim czteroksięgu (niedawno wyszedł pod postacią ebooków, można polować na promocję) i głośnego wyrażenia dla pisarza szacunku. Ten cykl jest prawdziwym dziełem; to nie jedna z licznych na naszym rynku popularnych historyjek. To Historia przez duże H. Dla niektórych kontrowersyjna, ale cóż, takie czasy.

 

Uczeń Czarnoksiężnika

Metamorfozy

Ogród miłości

Trupi korowód

superNOWA 2003, 2004, 2006, 2007

More posts
Your Dashboard view:
Need help?