logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: skrytobójca
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-03-09 07:18
Wyprawa skrytobójcy
Wyprawa skrytobójcy - Robin Hobb,Agnieszka Ciepłowska

!!! UWAGA! MOŻLIWE SPOJLERY Z POPRZEDNIEGO TOMU! KTO NIE CZYTAŁ, PROSZONY JEST O POMINIĘCIE PIERWSZEGO AKAPITU! !!!

 

Wszyscy już wiedzą, że Bastard posługuje się Rozumieniem i uważają go z tego powodu za kogoś, kogo należy unikać. Ba! Wręcz nawet zabijać. Tylko że mają go też za zmarłego. Po części tak było, młody mężczyzna, a właściwie to tylko jego ciało zmarło w lochach księcia Władczego. Duch, dzięki umiejętności tak znienawidzonej przez innych ludzi, przeniósł się w ciało swego zwierzęcego towarzysza. Wybudzony przez Brusa i Ciernia, nie tylko się kuruje i przypomina sobie jak to być człowiekiem. W jego głowie zaczyna się także powoli krystalizować plan jak zemścić się na osobie, która pozbawiła go wszystkiego i na dokładkę obarczyła także swoimi zbrodniami.

 

Wszystko może poszłoby i w dobrym kierunku, chociaż Bastard był na najlepszej drodze do utracenia nowo odzyskanego życia (tym razem na dobre), gdyby nie mentalny rozkaz króla Szczerego, który za pomocą Moc kazał swemu bratankowi, aby go odnalazł jak najszybciej. Tak wezwany, Bastard wraz ze Ślepunem, wyruszają w długą i ciężką drogę. Co ich spotka po drodze? Czy dotrą do celu? Jaki finał będzie miała ta historia?

 

Wyprawa skrytobójcy to już trzeci i zarazem ostatni tom trylogii Skrytobójca autorstwa Robin Hobb, gdzie czytelnikom dane było poznać historię życia młodego bękarta książęcego, przyuczonego do roli królewskiego skrytobójcy. Nie jest to jednak jednoznaczne z całkowitym rozstaniem się z ta postacią. Jest jeszcze bowiem trylogia Złotoskórego, gdzie poznajemy dalsze życie obecnego protagonisty, ale piętnaście lat później. O tym jednak innym razem.

 

Wracając do Wyprawy skrytobójcy… Pomimo iż jest to moje trzecie spotkanie z twórczością Hobb, a co za tym idzie, powinnam jako tako orientować się w tym, czy wszelkie obawy mają jakiekolwiek uzasadnienie, to i tak nie potrafiłam się ich wyzbyć. W głównej mierze chodziło o objętość tej części trylogii. Jest to bowiem najobszerniejszy tom i muszę przyznać, że trochę mnie to przerażało, ponieważ obawiałam się, czy autorka czasem nie rozwlekła zbyt mocno całej fabuły. Ta! I ciekawe co jeszcze! Nie wzięłam pod uwagę tego, jak bardzo Hobb potrafi mnie wciągnąć do swojego świata, a jak wiadomo, wtedy wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Ważna jest fabuła zamknięta na kartach powieści, które nota bene: dosłownie przelatywały mi przez ręce. Historią Bastarda, ponownie, wręcz zachłysnęłam się od samego początku, a co się z tym wiąże – nawet najmniejsze próby odłożenia jej na bok z powodów niecierpiących zwłoki, było wręcz niemożliwe.

 

Robin Hobb, już nie pierwszy raz, spokojnie i systematycznie wprowadza nas przez kolejne sytuacje które, chociaż na to nie wyglądają, będą miały spory wpływ na dalszy rozwój wydarzeń. Fakt, wszystko to zostało „ubrane” w mało dynamiczne tempo akcji, ale niech ten fakt nikogo nie zwiedzie. W tej historii nie ma miejsca na żadną nudę. Zwłaszcza że autorka potrafi dość mocno zaskoczyć i to w najmniej odpowiednich do tego momentach. Bez ustanku wprowadza kolejne tajemnice, w miejsce tych, które znalazły swoje rozwiązanie dosłownie chwile wcześniej. Co się tyczy tego ostatniego, bardzo często było tak, że sama (na podstawie wcześniejszych informacji) wyobrażałam sobie zupełnie inne zakończenia wątków niż te, jakie serwowała autorka. Być może właśnie dlatego, nie raz, nie dwa byłam zmuszona do mentalnego zbierania szczęki z podłogi. Chociaż muszę zaznaczyć, że pisarce nie udało się również wyeliminować całkowicie przewidywalności. Nie ma to jednak większego wpływu na całościowy odbiór historii, bo co ma zaledwie kilkanaście akapitów do ponad 990 stron całości.

 

Wyprawa skrytobójcy to nie tylko doskonałe zakończenie historii stanowi także jej dopełnienie, które ukazuje wszystko w zupełnie innym świetle. Dopiero patrząc przez pryzmat całej trylogii, widać jak wiele pracy Hobb włożyła zarówno w tworzenia tej opowieści oraz całej otoczki, jaka się na nią składa (świat i jego legendy). Gorąco zachęcam do tego, aby zapoznać się ze wszystkim częściami Skrytobójcy. Zwłaszcza wielbicieli fantastyki: dla nich to pozycja wręcz obowiązkowa.

Source: gardensofimagination.blogspot.com/2015/03/wyprawa-skrytobojcy-robin-hobb.html
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2014-10-23 00:33
Początki bywają trudne
Uczeń skrytobójcy - Robin Hobb

Młody Bastard jest synem księcia Rycerskiego, tego nikt nie może mu odmówić, ponieważ pomimo tego, iż jest z nieprawego łoża, to jego podobieństwo do ojca jest uderzające. Do zamku został podrzucony przez własnego dziadka, mając zaledwie sześć lat. Od razu trafił pod opiekę szorstkiego stajennego, który mimo wszystko stara się wypełnić powierzone mu zadanie najlepiej jak umie. To właśnie on odkrywa w chłopaku dar zarówno wspaniały jak i największe przekleństwo. Stara mu się wyperswadować Bastardowi korzystanie z niego…, z jakim skutkiem? Sami się przekonacie.

 

Cała rodzina królewska nie interesuje się chłopcem. Wręcz nim pogardza. Wyjątkiem jest może jego wuj – książę Szczery, jednak on jest zbyt zajęty obowiązkami związanymi z tytułem następcy tronu. Jest także podstępny król Roztropny, on jednak interesuje się chłopakiem z zupełnie innych przesłanek. Wysyła, bowiem swego niechcianego wnuka na naukę do skrytobójcy… Któż wie, co przyjdzie z połączenia mrocznej wiedzy z Mocą i darem, jakim dysponuje Bastard.

 

Robin Hobb to tak naprawdę pseudonim, zresztą tak samo jak Megan Lindholm, którymi posługuje się Margaret Astrid Lindholm Ogden. Swoją przygodę z pisaniem rozpoczęłam w wieku osiemnastu lat. To właśnie w tamtym czasie wydała pierwszą powieść pod pseudonimem Megan Lindholm. Jako Robin Hobb dała się poznać w roku 1995, kiedy to na rynku wydawniczym w Stanach Zjednoczonych ukazała się jej powieść Uczeń skrytobójcy, otwierająca trylogię Skrytobójca. Dzięki niej zyskała ogromny rozgłos zarówno w kraju jak i zagranicą, a powieści wydane pod oboma przydomkami zostały przetłumaczone na przeszło dwadzieścia języków.

 

Powiem szczerze, że ciężko mi zacząć cokolwiek pisać na temat tej powieści, ponieważ… uhh! sama mam nadal mgliste pojęcie, co też jest w niej takiego, że oderwanie się od jej lektury jest wręcz niemożliwe. A nawet, kiedy już się to uda się odłożyć ją, chociaż na chwilę, to i tak można być pewnym, iż myśli o tym, jaki będzie dalszy rozwój wydarzeń, będą nas atakowały na każdym kroku niczym najgorszy rój naprzykrzających się owadów. Zresztą nie tylko treść kusi, robi to także okładka. Jest naprawdę świetna: prosta, a zarazem tajemnicza, czyli najlepsze połączenie, jakie można byłoby sobie wymarzyć. Zaskakuje również, oczywiście jak najbardziej na plus, wykończenie graficzne, jakie znajdziemy na początku każdego rozdziału. Pozostawiona na widoku, przyciąga wzrok niczym najmocniejszy magnes i nie da się koło niej przejść, aby chociaż na chwilę nie zajrzeć do środka.

 

Akcja raczej nie zachęca, a przynajmniej tak się wydaje na pierwszy rzut oka, do szybkiego zapoznawania się w opowieścią stworzoną przez Robin Hobb, nie ma tutaj, bowiem zbyt wielkiej dynamiki. Dużo lepszym określeniem jej tempa jest: spokój, ale na szczęście niezaliczający się do tych, co wywołują wszechogarniającą nudę. Tutaj, powiedziałabym, że raczej pobudza ciekawość. Wszystko, dlatego iż autorka nie zapomniała o wpleceniu niespodziewanych zwrotów, których naprawdę nie da się przewidzieć.

 

Dużym plusem powieści są na pewno bohaterowie i to w dużej mierze z ich powodu pochłaniałam kolejne akapity, strony i rozdziały w naprawdę szybkim tempie. Wracając jednak do tematu postaci, Robin Hobb serwuje nam naprawdę istną ich plejadę (do wyboru, do koloru). Jednak najważniejsze jest w nich to, że są zupełnie różne. Fakt, niektóre cechuje przewidywalność ocierająca się o granice „bólu”; potrafią być nijakie i to w takim stopniu, iż nie zwraca się zbytniej uwagi na ich zniknięcie z kart historii Bastarda; ale są również takie, przy których można odnieść wrażenie, że doskonale wie się jak postąpią, a one ni z tego ni z owego, robią coś, o co posądzalibyśmy ich najmniej. Jednak tym, co mnie w nich najbardziej zaskakuje, to fakt, iż nikomu pisarka nie nadała typowego bądź też wymyślonego przez siebie imienia, co przecież wydaje się rzeczą najnormalniejszą na świecie. Widać jednak nie dla tej autorki. Hobb poszła, bowiem w zupełnie inną stronę, zostawiając takie konwencjonalne myślenie, daleko w tyle. Jej bohaterowie zostali ochrzczeni mianem bardziej pasującym do cechy charaktery niż do imienia. Tym sposobem mamy przyjemność czytać o księciu Rycerskim, Szczerym bądź Władczym. Ba! Spotykamy również – Cierpliwą, Roztropnego czy też Aroganta. Również godność samego protagonisty – Bastard – określa jedynie jego pozycję na dworze: chłopak jest bękartem = bastardem księcia Rycerskiego.

 

Przyznam, że początkowo ciężko było mi się przyzwyczaić do takiego stanu rzeczy, ale wszystko mija wraz z upływem kolejnych stron. Historia po prostu tak mocno absorbuje, iż przestałam zwracać na to wszystko uwagę. Powiem więcej, na pewnym etapie lektury Ucznia skrytobójcy doszłam do wniosku, że nie wyobrażam sobie tych bohaterów noszących zwykłe imiona, bo wtedy historia mogłaby wyglądać zupełnie inaczej. A już na pewno, miałaby inny wydźwięk.

 

Mam wrażenie, że z tego wszystkiego wyszedł mi straszny galimatias, ale jakoś nie umiem tego lepiej przeredagować. No cóż…. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zachęcić Was do tego, abyście sami przekonali się, co też kryje w sobie Uczeń skrytobójcy. Polecam.

More posts
Your Dashboard view:
Need help?