logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: Wit-Szostak
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
review 2019-11-17 14:34
Dumanowski
Dumanowski - Wit Szostak

Gawęda o legendarnym zbawcy narodu Józafacie Dumanowskim, proklamatorze Republiki Krakowskiej, posiadaczu fantastycznie zwielokrotnionego życiorysu. Napisana pięknym językiem, ironiczna, inteligentna baśń dla dorosłych o idealnej republice, w której włodarze troskliwie dbają o dobrostan swoich obywateli. Projekcja marzeń Autora? – chyba jednak nie, bo książka napisana dobrych parę lat temu. Opowieść także o przemijaniu, które zostaje poddane wnikliwej obserwacji, dzięki szczegółowemu nagromadzeniu wątków w poszczególnych okresach życia. Autor poświęca dużo wzruszająco cierpliwej uwagi starości bohatera.
Bezprzykładna wyobraźnia Autora zachwyca, wplecione subtelne wątki erotyczne umajają biografię Józafata, zasmucił mnie jedynie zarzucony wątek pianistki Olgi Stahl

Like Reblog Comment
review 2019-11-17 14:31
Fuga
Fuga - Wit Szostak

„Jestem starcem, przeżyłem prawie sto lat, i po tym wszystkim nie potrafię odpowiedzieć sobie na pytanie, kim jestem. Jestem tymi wszystkimi Bartłomiejami, którymi byłem, i tymi wszystkimi, którymi nie byłem, ale bardzo chciałem. Jak można opowiedzieć życie”?


Nie da się opowiedzieć tej książki, trudno wyłuskać bohatera (pomimo tego, że na początku każdej fugi, czyli części przedstawia się z imienia i nazwiska – Bartłomiej Chochoł), w wielości nieliniowych wątków trudno się początkowo połapać. Właściwie jedynym statycznym punktem odniesienia jest krakowska kamienica. W niej protagoniści mieszkają, do niej wracają, ją kupują bądź likwidują. To centrum wszechświata.

W powieści występuje mnogość osób, wszystkie one przenikają się nawzajem, wirują, dublują. Bywa, że w trakcie jednej fugi narrator rozdwaja się i patrzy na siebie niejako z zewnątrz jednocześnie relacjonując aktualne wydarzenia. Bartek Chochoł, narrator, jest ostatnim królem Polski, porzuconym mężem, kochankiem, alkoholikiem, dorastającym chłopcem, człowiekiem sukcesu (nie do końca). Babcia „z upodobaniem rzucała się w objęcia śmierci, często chadzając na krakowskie cmentarze”, „bo dla mojej babci Kraków był miastem grobów”. Dziadek, pasjonat fotografii, posiadacz „łysiny świecącej i całkowitej jedynie pozornie”. Zosia „miała sukienki w kwiaty, smutne oczy i ciągle czytała książki”; Zosia jest też żoną Bartka, która „umierała na pustkę we śnie nie śniąc i nic nie wiedząc”. To tylko parę przykładów.

Ogromnie podobała mi się fuga, w której poszczególne pomieszczenia mieszkania stanowią odrębne światy. I tak: „w sypialni leżał dziadek, który cicho i ze spokojem umierał na starość”; „w salonie ojciec próbował stworzyć świat na nowo, bo stary uznał za umarły”; „w kuchni babcia ratowała zagrożony porządek wszystkimi obrzędami jakie znała”; „w gabinecie matka uwalniała demony przeszłości, a one wychodziły z szuflad (…), jak przed laty prowadziła długie rozmowy ze Słowackim i Mickiewiczem, śledząc główne linie napięć pomiędzy nimi”. To tylko sytuacja wyjściowa, rozwój wyborny.

Moją ulubioną jest fuga IV, bardzo wzruszająca, w której Autor fantastycznie oddał gonitwę myśli, nerwowość i rozedrganie bohatera, jego wyrzuty sumienia. Niestety, cytatu nie będzie, musiałabym przepisać przynajmniej dwie strony.

Zafascynowała mnie ta opowieść za sprawą hipnotycznych powtórzeń, powrotów zdań, słów; skojarzyła mi się z poezją. Ta proza ma swój charakterystyczny rytm, czyta się świetnie. Ciekawe, jak by się jej słuchało? Fuga to przecież utwór muzyczny, w którym temat jest powtarzany i przekształcany, być może Autor próbował oddać muzykę za pomocą (poetyckiej) prozy?

Samotność, ból, niespełnienie, oczekiwanie, tęsknota – odnajdziemy je w „Fudze”, ale napotkamy też absurdalny humor. A także ciepło: „Na fotografiach pana Zygmunta jest cały świat, na skraju tego świata znajduje się stara suka Aza. Aza należała do wszystkich, czyli do nikogo. Znalazłem w albumie mojego dziadka zdjęcie, na którym jest podwórko naszej kamienicy, stary jesion i pusta ławka. Zdjęcie jest bardzo smutne, bo na innych fotografiach zawsze ktoś na ławce siedzi. Ale jak się uważnie przyjrzeć, to widać pod ławką ciemny kłębek. Ten kłębek to właśnie stara suka Aza. Kiedy to odkryłem, zdjęcie przestało być smutne i się uśmiechnąłem”.

To o czym napisałam to tylko wierzchołek góry lodowej. Ta opowieść jest bardzo podatna na różnorakie interpretacje, każdy zobaczy w niej coś swojego. W tym jej siła.

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2016-01-19 18:15
Review: The Art of Star Wars:The Force Awakens
The Art of Star Wars: The Force Awakens - Phil Szostak,Rick Carter

Always two there are, an Art of and a Making of. Well, there used to be. I own every Art of and Making of for the past six Star Wars movies, and was eager to get my hands on this one. What I got was a beautiful coffee table book with big, glossy color paintings but not much in the way of context. With the script having struggled for so long, trying to make out just what the heck direction they were taking with each concept is difficult. And it's generally bereft of both character design and, my favorite, costume design. So it's lots of lovely eye candy, but if they weren't going to give me any hint of context or development, it would have been nice to have a Making of book alongside this one.

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-11-07 08:33
O "Wróżeniu z wnętrzności" Wita Szostaka
Wróżenie z wnętrzności - Szostak Wit

Zupełnie niedawno przeczytałem dwie poprzednie książki pana Szostaka wydane w serii Kontrapunkty, i jednym z licznych ich plusów było to, jak bardzo pozycje były od siebie różne. Jakby pisane przez innych twórców. Świetnie w tej koncepcji układa się powieść najnowsza - “Wróżenie z wnętrzności”, kolejny raz kompletnie inna, znowu coś zupełnie nowego.

 

To bardzo ciekawa książka, która składa się z wielu elementów już i tak nietypowych, i razem tworzą one coś mocno wybijającego się z tłumu. Nie chcę napisać, że to eksperyment, albo zabawa, bo takie określenia wydają się zbyt pretensjonalne w opisie prozy Wita Szostaka. To sprawnie stworzona koncepcja, skutecznie zrealizowany efekt pewnego pomysłu.

 

Narratorem książki jest Błażej, mężczyzna, który żyje zupełnie zamknięty sam w sobie, dosłownie. Jest niezwykle wciągającym poznawanie myśli bohatera, który mówi tylko do siebie, zarazem do nas, ale znacznie bardziej do siebie. Zdecydował się co nieco powiedzieć, i tak poznajemy jego brata bliźniaka wraz z żoną, którzy z Błażejem zamieszkują opuszczony, odkupiony od PKP dworzec kolejowy, gdzieś na południu kraju, w okolicy gór. Narrator jest jak osoba chora - oczywiście traktując jego stan wedle norm przyjętych przez społeczeństwo. Nie mówi, nie odzywa się, nie reaguje na wiele dziejących się wokół niego spraw - choć mówił, reagował, kochał, poznawał, żył. Zatem pewnie jest chory.

 

Siłą książki prócz samego opisu bardzo ludzkich bohaterów - niby nieprzeciętnych, zarówno Mateusz jak i Marta to zdecydowanie ludzie, których można nazwać “ekscentrykami”, albo po prostu: “artystami”, a jednak podobnych do nas - siłą jest także pragnienie poznania genezy tego nietypowego sposobu zachowania się Błażeja. Takie bardzo proste pragnienie, prostackie, i nagle czytelnik czuje się jak ta baba z pierwszego piętra, co na parapecie układa poduszeczkę i gapi się całymi dniami na sąsiadów i ich życie. I zaczynamy inaczej patrzeć na Błażeja, tak samo inaczej zaczynamy widzieć Mateusza, Martę i ich życie na dworcu z fontanną, wśród od lat nieużywanych torów kolejowych, ze starą ładą porzuconą gdzieś obok. Im dalej, tym mniej myślimy jak “normalny” człowiek, a coraz bardziej stajemy się kimś innym, niejako rozumiejąc ich wyglądające na niezrozumiałe życie.

 

Jeśli jednak traktować Błażeja jako osobę faktycznie chorą, chorą rzecz jasna psychicznie - wówczas “Wróżenie z wnętrzności” staje się niebrzydkim, a nawet bardzo ładnym opisem człowieka cierpiącego, interesującą interpretacją tego, co być może pacjent przeżywa; sposób widzenia świata i samodzielne tłumaczenie swojej odmienności jest chwilami wręcz atrakcyjne.

 

To nie jest książka tak piękna jak “Oberki do końca świata”, nie jest też tak uniwersalna i nawet lekka i przyjemna jak “Sto dni bez słońca”. To kolejny raz coś nowego, lektura zdecydowanie trudniejsza, momentami męcząca (te powtórzenia Błażeja, zdania wielokrotnie złożone z licznymi przecinkami i orzeczeniami, zdające się manierycznymi opisy życia z punktu widzenia “szlachetnego” cierpienia), lektura, którą dobrze jest odłożyć, a nie kontynuować na siłę, dać sobie chwilę przerwy. Bo jest to książka jednocześnie tak pisana, że zwyczajnie nie da się jej nie skończyć, i powrót do przerwanej lektury nastąpi szybko, ciekawość Błażeja, jego rodziny i ostatnich słów powieści jest ogromna.

 

Powergraph 2015

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-10-11 19:45
Komedia chwilami smutna, czyli o "Stu dniach bez słońca" Wita Szostaka
Sto dni bez słońca - Wit Szostak

Chyba każdy z nas poznał co najmniej jedną osobę, która jest tak bardzo przekonana o własnej wartości, że zaczyna brakować synonimów na opisanie jej zarozumialstwa, nadętości i megalomanii. Mówimy tu o postaciach znanych głównie z kreowania problemów, zamiast ich rozwiązywania; ludziach urodzonych po to, by dzielić włos na czworo, osobowościach wybitnych, bowiem dzięki takim spada procent bezrobocia - tak potrafią zorganizować pracę i przystąpić do działania, że nawet najprostszą fuchę, przeznaczoną dla jednej osoby na godzinę czasu są w stanie wykonywać roboczy tydzień wraz z czteroosobowym zespołem pracowników.

 

Z takim bohaterem mamy do czynienia w “Stu dniach bez słońca” Wita Szostaka. Niejaki Lesław Srebroń jest pierwszoosobowym narratorem tego pamiętnika, i słowami, w których od razu widać naturalną lekkość pióra i umysł rączy, tak typowy dla środowisk akademickich, przedstawia czytelnikom swoją trwającą cztery miesiące przygodę na wyspach Finneganach. Stawił się tam w wyniku klasycznych dla swego zawodu procesów służących pogłębianiu niebywale ważnych prac naukowych. W jego przypadku chodzi o przygotowanie monografii twórczości Filipa Włócznika, pisarza wybitnego. Miejsce, do którego trafił Lesław to na pierwszy rzut oka skromne miasteczko uniwersyteckie, w którym Srebroń natychmiast zajmuje należne mu miejsce, oszałamiając pozostałych akademików nie tylko płomiennymi mowami, ale także swoją osobowością, charyzmą, i naturalnymi skłonnościami przywódczymi idealnie idącymi w parze z lotnością jego umysłu.

 

Komuś zdawać się może, że poznawanie wydarzeń pisanych przez kogoś mającego o sobie tak duże mniemanie będzie mordęgą. Nic bardziej mylnego, Wit Szostak od pierwszych słów pokazuje, że co, jak co, ale nudno nie będzie. Lesław Srebroń jest postacią tak (nie)ciekawą, i tak (słabo)znającą życie, że uwierzcie mi - każda jego interpretacja wydarzeń jest warta poznania. To książka pełna humoru, choć trochę czarnego, a z pewnością groteskowego, jednak bez przesady. Do Monty Pythona jeszcze dużo brakuje. Oglądając zmagania bohatera z rzeczywistością nie można nie wybuchać śmiechem; człowiek ten bowiem jakby pochodził z innego świata, kompletnie nie rozumie co się dookoła niego dzieje, zamknięty w przekonaniu o swojej nawet nie wartości, ale głównej roli, obowiązkach, jakie na nim spoczywają.

 

Byłoby to śmieszne do samego końca, gdyby nie jedno: tacy ludzie istnieją i są wśród nas. Znamy ich. Kto wie, czy sami innym podobnymi się nie wydajemy? I zbliżając się do końca lektury obok śmiechu pojawia się żal, smutek, że dla takich nie ma nadziei, czego ojciec pasem nie wybije, to niestety pozostanie do śmierci…

 

Rzecz jasna jest tu o wiele więcej, niż tylko sam megaloman Lesław i jego wybitna praca naukowa. Autor (ale tym chodzi mi o prawdziwego, Wita Szostaka:) co chwilę porusza temat, który w prosty sposób można sobie podpiąć pod różne zjawiska, zarówno takie w skali mikro, między nami - kolegami, jak i makro: stosunek literatów do różnych gatunków, podziały na te lepsze i te gorsze, wreszcie sam Filip Włócznik także staje się na tyle wyraźnym pisarzem, by móc go umieścić w rzeczywistości, dowolnie, zgodnie z własnymi przekonaniami literackimi. No i trudno także nie kibicować autorowi w wyolbrzymianiu przywar niektórych “znawców”, tak mocno wykształconych, że już w zasadzie nie myślących, a jedynie operujących zwrotami, frazesami, cytatami, mającymi kolejny raz podkreślać znaczenie wypowiadającego, a w rzeczywistości będącymi zdaniami pełnymi pustych słów, brzmiącymi jak odgłos przelewania z pustego w próżne (+25 do grafomaństwa dla mnie). Ma do filozofii, teologii i innych niebywale ważnych “zawodów” zdrowy stosunek ten doktor… filozofii, autor. Uśmiałem się jak rzadko, ale i co nieco refleksji się przytrafiło, poważnie, na serio. Książka ląduje w ulubionych, a ja z radością dodaję Wita Szostaka do swojej listy pisarzy, których książki najlepiej jest czytać “w ciemno”, bez sięgania po blurby i opinie, by samemu móc odkrywać wszystko od początku do końca, tak bowiem dobra jest to proza.

 

Powergraph 2014

More posts
Your Dashboard view:
Need help?