logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: blok
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
text 2016-09-10 18:29
Kolorowy świat...
Inwazja bazgrolow Blok rysunkowy - Rosanes Kerby

Kolorowanie stało się modne. Bycie dorosłym i kolorowanie obrazków nie jest niczym wstydliwym. A co ważniejsze, powstało wiele książek, które można kupić, by cieszyć się z tego hobby.

Doodle Invasion to zbiór kolorowanek, w których jest mnóstwo stworków. Kolorować je możemy jak tylko zapragniemy, a to nie koniec plusów.

Kartki w kolorowance są idealne - grubsze, które nie zniszczą się łatwo. Można je bez problemu wyrwać, by na przykład gdzieś ukończony obrazek zawiesić.

Każdy obrazek to jedna kartka. Zatem nie mamy ryzyka, że choć nam się przebije na drugą stronę. Bez problemu można więc malować flamastrami, długopisami, ale również i kredkami.

Tekturka na końcu to możliwość kolorowania w każdym możliwym miejscu.

Obrazki za to są tak urocze (w szczególności stworki), że aż się zastanawiam, czy wolę malutkie bazgroły od słodkich Mimionków? :)

Kolorowanka ta to świetny sposób na nudę. Na pewno szybko się nie znudzi oraz każdy znajdzie dla siebie idealny obrazek do pokolorowania. Przy Doodle Invasion możemy się przekonać, że zawsze warto mieć w sobie coś z dziecka i warto dbać, by nasze wewnętrzne dziecko nie zniknęło. Kolorowanka powinna również rozbudzić naszą wyobraźnię... i co ważniejsze: kolorowanie rzeczywiście działa antystresowo (nie wierzyłam).

Kolorowankę oczywiście ogromnie polecam. :)

 

Plusy:
--> ilość obrazków
--> jakość papieru
--> każdy obrazek jest na oddzielnej stronie
--> stworki
 
Minusy:
--> ???  
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2014-07-17 19:43
Bielajewo: zabytek przyszłości

 

Kuba Snopek

Fundacja Bęc Zmiana, 2014

 

Czy blokowisko może zostać zabytkiem? Ba, czy blokowisko może zostać wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO?

 

Zaznaczam, że chodzi o zwykłe blokowisko, jedno z wielu kopiowanych w nieskończoność planów. Moskiewskie Bielajewo to te same budynki, takie same bryły, jakie można spotkać w wielu miejscach na naszym globie. Z zewnątrz skromne, minimalistyczne elewacje, wewnątrz małe mieszkanka o podobnym metrażu i rozkładzie. Dlaczego więc objąć je szczególną troską i ocalić od nieuchronnego rozkładu? To, co uczyniło to miejsce wyjątkowym to niekoniecznie struktura budynku, a raczej wydarzenia i zachowania, do których się one przyczyniły.

 

O wyjątkowości tego miejsca stara nas się przekonać Kuba Snopek, urbanista i badacz architektury, który obecnie współpracuje z moskiewskim Instytutem "Strielka". Nie jest w swoich staraniach osamotniony, w 2011 roku światowej sławy architekt Rem Koolhaas powołał do życia projekt Belyayevo Forever. Wydano publikacje poświęcone osiedlu, zorganizowano specjalne wydarzenia kulturalne. A to wszystko po to, by dokonać niemożliwego i wywalczyć wpisanie tego obszaru na listę UNESCO. W tym roku również polski czytelnik otrzymał okazję, by zapoznać się z losami Bielajewa. Nakładem Fundacji Bęc Zmiana ukazała się właśnie publikacja Snopka "Bielajewo: zabytek przyszłości".

 

Czas odpowiedzieć sobie na dwa pytania:

a) dlaczego Bielajewo jest takie wyjątkowe?

b) dlaczego polski czytelnik miałby być zainteresowany jakimś rosyjskim blokowiskiem?

 

Zacznijmy od wyjątkowości. Bloki same w sobie wyjątkowe nie są. Duże szare budowle (polska mania koloru jeszcze tam nie dotarła) wykonane z tanich, choć niezbyt trwałych prefabrykatów, układają się w duże obszary mieszkaniowe zwane mikrorajnoami (ros. rajon - region). Wzniesione w ramach Chruszczewskiego eksperymentu, planu stworzenia osiedla idealnego, spójnego z ideami powojennego modernizmu (w którym jak wiemy pobrzmiewają echa nieobce komunistycznej ideologii). Patrząc na plany, które Snopek zamieścił w swojej książce, trudno nie przyznać, że architekci i planiści rzeczywiście do osiągnięcia ideału zmierzali. Starannie odmierzone odległości pomiędzy poszczególnymi budynkami (projekt oprócz bloków obejmował również budynki użyteczności publicznej, takie jak szkoły czy kina), zadbanie o obecność zieleni, czy troska o optymalne szlaki komunikacyjne - wszystko to podpowiada, że mamy do czynienia ze dokładnie przemyślaną konstrukcją, przynajmniej jak na realia ZSRR.

 

Takich miejsc można znaleźć w Moskwie na pęczki, jednak to właśnie wokół Bielajewa, praktycznie od samego początku jego istnienia, skupiła się uwaga wielu ludzi. Niczym magnes przyciągało ono artystów, których twórczość nie spotkała się z aprobatą ówczesnych władz. Abstrakcjonizm nie był bowiem mile widzianym kierunkiem w sztuce w ZSRR. W 1974 roku na terenie nowopowstałego osiedla została zorganizowana tzw. "Wystawa spychaczowa", która została odebrana jako akt nieposłuszeństwa wobec władzy. Wkrótce rozkwitła tu również rosyjska gałąź sztuki konceptualnej, w której zdecydowany prym wiódł Dmitrij Prigow. Zdaniem Snopka twórczość Prigowa jest nierozerwalnie związana z osiedlem. Przewija się ono zarówno w jego tradycyjnych wierszach, grafikach, oraz konceptualnych Wierszogramach, których struktura ma nawiązywać do planów moskiewskich osiedli.

 

Zdaniem Snopka to zderzenie trudnej w odbiorze sztuki z pospolitą zabudową stanowi nieoceniony walor tego miejsca, a to z kolei sprawia, że obszar ten powinien zostać objęty ochroną. Ze zdaniem autora można się zgodzić, można je również zupełnie negować, jedno jest pewne: bez względu na naszą opinię, problem przedstawiony przez Snopka jest dość istotny. I w tym miejscu możemy przejść do punktu b), czyli do zgłębienia powodu dla którego powinniśmy zainteresować się kwestią Bielajewa.

 

Rozejrzyjmy się po naszym polskim krajobrazie. Oprócz typowej szachownicy pól i połaci ubywających wciąż lasów, innym dominującym składnikiem naszej przestrzeni są zgrupowania blokowisk. Czy potrafimy sobie wyobrazić nasze wielkopłytowce jako zabytki? Raczej nie. Lista UNESCO? Nigdy. To w takim razie co po nas zostanie? Co za kilkanaście lat będzie można uznać za zabytek? Budynek kiczowatej galerii handlowej? Szklaną konstrukcję budynku korporacji? Czy jakikolwiek współczesny budynek jest godny przywieszenia charakterystycznej niebiesko-białej tabliczki? Może Kuba Snopek ma rację i powinniśmy zmienić sposób myślenia o zabytkach i zamiast skupiać się na walorach zewnętrznych pomyśleć o tym, jakie znaczenie mają dla otoczenia?

 

Ale Bielajewo to nie tylko książka o ochronie zabytków. Autor opisuje ciekawy proces powstawania nowej tkanki miejskiej umiejscawiając całość w kontekście politycznym, który ma wiele punktów wspólnych z ówczesną sytuacją w Polsce Ludowej. Oprócz tego znajdziemy tutaj informacje dotyczące rosyjskiego konceptualizmu oraz intrygującej postaci Prigowa (którego mieszkanie obecnie zostało zamienione w muzeum). Aż dziw, że Snopkowi udało się zawrzeć tak wiele informacji w tak niewielkiej książeczce.

 

Publikację Kuby Snopka czyta się błyskawicznie, jednak kwestie które zostały w niej zawarte, zostają z czytelnikiem na dłużej. Choć w pierwszej chwili pomysł wpisania tak pospolitego (i w dodatku wyjątkowo nietrwałego) zespołu budynków na listę UNESCO wydaje się graniczyć ze zdrowym rozsądkiem, po przeczytaniu całości może okazać się, że w tym szaleństwie jest metoda.        

Like Reblog Comment
show activity (+)
text 2014-07-15 18:35
O bloku słów kilka

 

Miały poprawić warunki życia w przestrzeni miejskiej, stały się jej największym utrapieniem. Ich niepozorny wygląd miał zostać zrekompensowany starannie przemyślaną funkcjonalnością. Pomyślane dla dużych ośrodków, dziś spotykane są nawet w najmniejszych mieścinach. Choć ich budowa miała opierać się na dokładnym planie, patrząc na ich współczesne skupiska na pierwszy rzut oka trudno zauważyć w ich umiejscowieniu jakąkolwiek logikę. Bloki mieszkalne zamiast postępu i wygody, dziś wywołują w nas raczej odwrotne skojarzenia.

 

Patrząc na dzisiejsze blokowiska (do niedawna jeszcze szare, dziś mieniące się wszystkimi kolorami tęczy – fenomen, do którego jeszcze wrócimy) trudno uwierzyć, że miały one ułatwiać życie ich mieszkańcom. Jeszcze z większym problemem przyjmujemy wiadomość, że te wielkie zespoły mieszkaniowe nie są produktem totalitarnego Związku Radzieckiego, lecz wywodzą się z Francji (choć i tam w latach międzywojennych rodziły się pomysły pierwszych bloków). Skąd się one wzięły? Żeby poznać odpowiedź na to pytanie musimy cofnąć się o jeden wiek. A nawet odrobinę dalej.

 

XIX-wieczny Wiedeń

 

Zacznijmy od przełomu XIX i XX wieku, czasu wielkiej rewolucji przemysłowej. Miasta bez żalu porzuciły swoje rzemieślniczo-kupieckie oblicze i pozwoliły na to, by pomiędzy rynkami, kamieniczkami i kościołami wyrosły buchające czarnym dymem fabryki. Taki potwór, szczyt nowoczesności, to w końcu nieskończenie wiele korzyści: szybsza i bardziej efektywna praca oraz wiele nowych miejsc zatrudnienia. Nic dziwnego, że miasta niczym magnes zaczęły przyciągać mieszkańców pobliskich wsi, co w rezultacie spowodowało masowy transfer ludności z obszarów wiejskich do większych ośrodków, ostatecznie prowadząc do ich przeludnienia. Kamienice pękały w szwach, na nic zdawały się budowane osiedla robotnicze. W obliczu braku schronienia, przybysze często osiedlali się w miejscach, które do zamieszkania wcale się nie nadawały. O tym, jak źle wyglądała ta sytuacja, niech poświadczy sporządzony w 1917 r. spis wiedeńskich mieszkań*. Okazało się, że 92% mieszkań nie posiada własnej toalety, 95% nie zostało podłączonych do instalacji wodociągowej, średni metraż mieszkania to 30m2, 58% mieszkańców nie ma własnego łóżka, wiele z nich żyje w ślepych kuchniach, brak okien doskwierał również i w pokojach.

 

Nic więc dziwnego, że głównym zadaniem ówczesnych architektów, było znalezienie wyjścia z tej uwłaczającej godności człowieka sytuacji. Uporządkowanie tak zdewastowanej tkanki miejskiej graniczyło z cudem, dlatego wielu z nich zajęło się projektowaniem zupełnie nowych założeń miejskich, różnych od tych dotychczasowych. Pomysły te nasiliły się zwłaszcza w 20-leciu międzywojennym wraz z nadejściem modernizmu, kierunku głoszącego zasadzę szeroko pojętego funkcjonalizmu. Zamiast spontanicznego rozwoju miał być przemyślany plan, wąskie alejki miały zastąpić szerokie ulice, wyłożone kamieniem place miały ustąpić miejsca pasom zieleni, a zamiast mało wydajnych domów i kamienic miały powstać bloki i wieżowce, które pomieściłby niezliczoną ilość mieszkańców, gwarantując im tym samym dogodne warunki.

 

Jednostka mieszkaniowa

 

Za ojca blokowisk powszechnie uważa szwajcarskiego architekta Le Corbusiera, który swoje oczarowanie samowystarczalnymi okrętami pasażerskimi zdecydował się uwidocznić w funkcjonalnej jednostce mieszkaniowej. Pragnął on stworzyć „maszynę do mieszkania”, miejsce, które nie będzie jedynie noclegownią (i to w dodatku mało wygodną), ale schronieniem, w którym właściciel będzie chciał przebywać. Budynek miał oczywiście być zgodny z głównymi założeniami modernizmu, zarówno z tymi gwarantującymi dostęp do światła, powietrza i zieleni, jak i z tym nawołującym do zaniechania wszelkiej ornamentacji. Choć plany stworzenia takiej konstrukcji chodziły mu po głowie już od lat 20 minionego wieku, to na ich realizację musiał poczekać aż do roku 1952. Wówczas w Marsylii stanął wsparty na słupach, 12-piętrowy betonowy blok. Jego pragnienie, by podobnie jak w przypadku okrętu i tutaj wszystkie ważne sprawy można było załatwić nie opuszczając były budynku, zostało spełnione. Wewnątrz, prócz 337 dwupoziomowych apartamentów, znalazło się miejsce na sklepy, restaurację, zaplecze sportowe i medyczne, przedszkole i żłobek a także księgarnię i hotel. Na płaskim dachu udało się wygospodarować przestrzeń na niewielką sadzawkę dla dzieci i ogród. Pasy okien zapewniły dostęp światła a ukryte w piwnicy maszyny odpowiadały za klimatyzację i ogrzewanie mieszkań. Eksperyment się udał.

 

Idea jednostki mieszkaniowej szybko obiegła niemal cały świat. Budynek ten wprost promieniał doskonałością – był niezwykle wydajny, a przy tym koszty jego budowy wydawały się być rozsądne. To było idealne rozwiązanie dla przeludnionych miast krajów bloku wschodniego, w tym również cierpiącej na powojenny deficyt mieszkaniowy Polski. Pomysł Le Corbusiera musiał jednak zostać poddany kilku przeróbkom. Jedno przestronne (w dodatku dwupoziomowe!) mieszkanie może pomieścić w sobie kilka mniejszych i dać schronienie większej ilości rodzin. Szybko wprowadzono również inne ograniczenia. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znikały kolejne udogodnienia: balkony, okna w kuchniach, o zagospodarowaniu dachu nie mogło być nawet mowy. Z „świętej trójcy modernizmu” (słońce, przestrzeń, zieleń) zostało tylko to ostatnie zachowane w postaci trawnika i kilku nasadzeń drzew. Oszczędzono również na materiale służącym do budowy. Popularną jeszcze w latach 50. cegłę później zastąpiono tańszym materiałem gotowym. Wielka płyta co prawda wpisywała się w marzenia modernistów o składaniu domów z prefabrykatów, jednak to, co miało być symbolem postępu i nowoczesności, po kilku latach zaczęło zawodzić.

 

Superjednostka

 

Kto zawinił? Raczej nie można obarczać winą architektów, oni akurat przeważnie chcieli dobrze. Wystarczy przypomnieć sobie słynny Przyczółek Grochowski, który w zamierzeniu twórcy, Oskara Hansena, miał być idealnym miejscem do zamieszkania, jednak ograniczenia nałożone przez władzę oraz samowolna ingerencja w projekt nie pozwoliły wcielić mu ich w życie. Funkcjonalne osiedle przerodziło się w miejsce, w którym dojście do własnego mieszkania wiąże się z pokonywaniem wielu kilometrów. Nie inaczej było z katowicką Superjednostką Mieczysława Króla, która miała być polską odpowiedzią na marsylskiego giganta, czy tryskającymi zielenią Sadami Żoliborskimi Haliny Skibniewskiej. Choć w początkowej fazie o mieszkaniu w jednostce marzyli niemal wszyscy, bez względu na grupę społeczną, to jednak wkrótce zapał osłab (podobnie jak z marzeniem o małym fiacie). To, co na początku lat 60. wciąż kusiło nowoczesnością, na początku lat 90. było już utożsamiane jako siedlisko zła, mającego zgubny wpływ na młodzież (słynni „blokersi”). W Polsce eksperyment się nie powiódł.

 

Pruitt-Igoe

 

Polska nie jest osamotniona w swojej nienawiści do blokowisk. 15 lipca 1972 o godz. 15:32 w St. Louis w stanie Missouri dokonało życia Osiedle Pruitt-Igoe. Zamieszkujący je Afroamerykanie znienawidzili swój dom do tego stopnia, że zaczęli go na własną rękę demolować. Podłożenie dynamitu uchroniło budynek przed powolnym okresem rozkładu a przy okazji, zgodnie z interpretacją Charlesa Jencksa, stało się symbolicznym zakończeniem ery modernizmu. Swoją drogą to nie był ostatni budynek autorstwa Minoru Yamasakiego, który obrócił się w gruz. W 9 września 2001 roku w Nowym Jorku dwie bliźniacze wieże jego projektu spotkał równie tragiczny los.

 

W Polsce nie wyburzamy starych osiedli. Nie lubimy blokowisk, ale wciąż stanowią one jedyne rozwiązanie mieszkaniowe dla tych, których nie stać na dom ani na nowoczesny apartamentowiec. Zamiast niszczyć, konserwujemy. I to jak! Szare płyty zostają pokrywane taflami styropianu, który szybko zaczyna się mienić wszelkimi dostępnymi kolorami tęczy, pojawiają się geometryczne wzory a nawet ascetyczna elewacja może zamienić się w prawdziwy obrazek. W ten sposób popadliśmy ze skrajności w skrajność, depresyjna szarość przerodziła się w kicz sprawiając, że problem blokowisk wcale nie został rozwiązany i prawdopodobnie musimy się z tym pogodzić.

 

Retkinia, Łódź (fot. własna)

 

Jaki będzie dalszy los polskich bloków? W obecnej chwili trudno cokolwiek na ten temat powiedzieć. Te bardziej oryginalne (jak chociażby wspomniana już Superjednostka) z pewnością zostaną uznane za zabytki, zwłaszcza teraz, gdy tak dużo mówi się o ochronie budowli modernistycznych. Inne za pomocą murali zamienia się w dzieła sztuki, zapewniając im tym samym dłuższy żywot. A co z resztą? Czy kiedyś podzielą los Pruitt-Igoe i rozpadając się na kawałki uwolnią tak cenny w dzisiejszych czasach grunt? A może wtopiły się tak dobrze w krajobraz Polski, że nie potrafimy sobie wyobrazić już bez nich życia?

 

***

A już wkrótce, za sprawą książki "Bielajewo: zabytek przyszłości" wybierzemy się na spacer do pewnego rosyjskiego blokowiska, które zupełnie przypadkowo stało się inspiracją dla wielu artystów i poetów. Jak postuluje autor książki, Kuba Snopek, to miejsce powinno zostać uznane za zabytek. Czy ma rację?

 

 

Po więcej informacji na temat a) polskiej architektury PRL-u oraz b) pastelozy odsyłam do następujących książek Filipa Springera:

a) Źle urodzone

b) Wanna z kolumnadą

 

 

*Wilfred Koch Style w architekturze, Świat Książki, 2013

Like Reblog Comment
review 2013-10-23 15:55
Beeldvertalen de werking en interpretatie van visuele beelden
Beeldvertalen: De werking en interpretat... Beeldvertalen: De werking en interpretatie van visuele Beelden - Cor Blok Voor een iconografie-liefhebber is dit een must.
Like Reblog Comment
review 2012-11-04 00:00
Finale: Saga Hush Hush (Sin Limites (b Blok))
Finale: Saga Hush Hush (Sin Limites (b Blok)) - Becca Fitzpatrick ¿Siempre habían sido así de densos los libros de Becca?La saga/serie (elige el que más te guste) es una de las primeras que leí y dado el tiempo de la publicación entre libro y libro, no recuerdo exactamente mi grado de fascinación.Lee la reseña completa en: link: El Extraño Gato del Cuento
More posts
Your Dashboard view:
Need help?