“Ogień” to kolejny tom w serii “Zwrotnice czasu - historie alternatywne”. Zarazem pierwszy, który nie okazał się być powieścią, a dramatem. Łukasz Orbitowski przedstawia nam to, co działo się na wyprawie w góry, na jaką wybrali się dwaj bracia - Artur i Piotrek oraz Basia, żona Piotrka. Szybko się okazuje, że bracia mają sobie co nieco do wyjaśnienia. Niedawno zmarł ich ojciec, a cały majątek zapisał Piotrkowi, stąd powstała niezbyt zdrowa sytuacja. Jednak to tylko pierwsza warstwa “Ognia”, drugą jest to, co dzieje się w leśnej chacie, w której bohaterowie postanawiają przenocować.
A w chacie tej tuż obok naszych bohaterów pojawiają się inni, z początku niewidzialni dla reszty. Są to żołnierze, powstańcy, z tytułowym Ogniem, czyli Józefem Kurasiem na czele. Z czasem rozmowy braci stają się jednocześnie rozmową Kurasia z Wałachem, funkcjonariuszem UB, którego zadaniem jest eliminacja niepokornego żołnierza. Jesteśmy świadkami różnych wydarzeń, rzecz jasna wszystkich przedstawionych przez rozmowy postaci, jak to w dramacie. Historia szybko robi się mocno fantastyczna, nawet nie dlatego, że mamy bohaterów, którzy od dawna nie żyją, ale także w nieco prostszym znaczeniu - Orbitowski robi tu w pewnym momencie to, co wychodziło mu najlepiej - pisze horror. I bardzo, ale to bardzo mi się to podoba, momentalnie zapomniałem o Orbitowskim - autorze “Szczęśliwej ziemi” czy “Widm” (które, w zasadzie, też do serii “Zwrotnice czasu” by pasowały), a przypomniałem sobie o innym Orbitowskim - autorze “Wigilijnych psów”, rewelacyjnych opowiadań grozy, w moim przekonaniu najlepszej pozycji tego pisarza.
Sytuacja ta jednak nie trwa zbyt długo, i dramatowi ostatecznie jednak bliżej do ostatnich dzieł Łukasza Orbitowskiego, nieco trudniejszych w odbiorze, nieco pogmatwanych. “Ogień” sprawnie pokazuje relację między braćmi, równie ciekawie i interesująco przedstawia samą postać Ognia, jednak im bliżej końca, tym wyraźniej widać, że książka ta jest chyba jednak bardziej eksperymentem, próbą stworzenia czegoś w innej formie, niż faktycznie kompletną opowieścią. Dramat miesza się z innymi gatunkami, nie tylko horrorem, ale i groteską, mamy do czynienia z chórem, który odzywa się prze radio czy smartfon, w końcu same dialogi są zmieszane, gdzie wypowiedź bohatera jest wypowiedzią bohaterów dwóch, jednocześnie. Co ciekawe, mimo to nie ma tu chaosu, jest dość schludnie, czysto. Przedstawione tu zdarzenia są ciekawe, a książka niewielka, raczej trudno ją poznawać dłużej niż jeden wieczór, jednak po jej odłożeniu trudno o jakieś naprawdę głębokie refleksje. Prawdę mówiąc pierwsze, co czułem po zakończeniu lektury, to zdziwienie w jakiej serii pozycja została wydana - bo poważnie, “Widma” do cyklu historii alternatywnych pasowały by według mnie bardziej, poza tym oferują jednak lepszą lekturę.
Historia Józefa Kurasia jest dość pogmatwana, jest idealnym materiałem na dzielenie narodu. Poznając dzieje tego człowieka, musimy uwierzyć któremuś źródłu, a te są różne, równie (nie)wiarygodne, i może właśnie o to chodziło pisarzowi? Myśl, czytelniku smutny, co chcesz, oglądaj, proszę ja ciebie, tego bohatera jak chcesz, byleś nie zapomniał, że był taki człowiek, i że były takie czasy? I tak sobie myślę, że to nawet może mieć sens - kto nie pamięta lub nie zna - niech rzuci okiem na tę postać, niech się zmierzy z różnymi wersjami historii życia Józefa Kurasia. A potem, jak poczuje pragnienie, to i w gruncie rzeczy niezły dramat może zaliczyć. Z gatunku tych, które choć formą sugerują dzieło do odegrania na scenie, samym sposobem prezentacji jednak są o wiele bardziej literaturą, niż opisem scen i dialogów. A że pisać Orbitowski potrafi, to polecam, jest to coś innego, odmiennego, no a czyta się naprawdę nieźle.
Narodowe Centrum Kultury 2012