ON:
„Dziękujemy za Palenie. Dlaczego Afryka nie może poradzić sobie z przemocą, głodem, wyzyskiem i AIDS” – taki oto tytuł znajduje się na pierwszej stronie książki Adama Leszczyńskiego, którą wydała Polska Akcja Humanitarna. Jest to dzieło przejmujące, wręcz przerażające i tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że każdy z nas powinien się cieszyć, iż urodził się białym Europejczykiem.
Zaczynamy od poranka na giełdzie tytoniu w Malawi. Tutaj każdego dnia tysiące kilogramów uzależniającej używki sprzedawanych jest za grosze wielkim koncernom tytoniowym, a te zarabiają miliony na kolejnych paczkach papierosów, jakie znajdziemy w naszych sklepach. Handel odbywa się na zasadach jakie narzucają korporacje, a dokładniej ludzie dla nich pracujący. Drabina jest długa, a na jej dole znajduje się zwykły, najprostszy robotnik. Średnia życia tragarza, pracownika giełdy? Kilka lat, bowiem później umierają na pylicę lub raka.
„Każdy rasista uważający Afrykanów za leserów i nierobów powinien odwiedzić Tabacco Auction Floors, giełdę tytoniową w Lilongwe. Tu naprawdę zobaczyłby jak się pracuje w Afryce. Tragarze pchają na wózkach potężne bele tytoniu – jedna może ważyć nawet 250 kilogramów. Nikt nie ma ani chwili wytchnienia, każdy musi uwijać się jak w ukropie. (…) Codziennie kilka osób zostaje przejechanych lub potrąconych”.
Kolejne strony opisują zwykły dzień pracy w tym oto miejscu. Całość okraszona jest komentarzem Jane, lekarki z Bristolu, zajmującej się chorymi na AIDS. Opowiada ona o tle historycznym Malawi, o przemianach i pieniądzach, które idą nie zawsze tam, gdzie powinny. Pomimo wszystko zielone złoto, jak nazywa się tytoń, w dość dużym stopniu reguluje lokalną gospodarkę i ekonomię. Nie oznacza to, że ludziom tutaj żyje się lepiej. Przeciętny mieszkaniec woli uprawiać swoje maleńkie poletko, niż pracować w fabryce lub na giełdzie tytoniowej. Na tę decyzję wpływ ma wiele czynników, między innymi kulturowe. Samonapędzająca się spirala nienawiści. W Malawi z roku na rok przybywa ludności, zaś budżet tego kraju nie istnieje. „Nie oszukujmy się ten kraj istnieje tylko dzięki pomocy humanitarnej. Wystarczy zakręcić kroplówkę, a będziemy mieli tutaj klęskę na ogromną skalę”. W 1994 roku 3/4 dochodu kraju stanowiła pomoc humanitarna.
Z giełdy tytoniowej przenosimy się do Kumasi w Ghanie, gdzie dowiemy się jak wygląda handel kakao oraz co to jest program „fair trade”. To specyficzny handel towarem, pozwalający zainwestować nadwyżki w lokalną społeczność. Za te pieniądze buduje się w wiosce młyn, a dzieci w szkole otrzymują komputer, na którym uczą się podstaw jego działania. System pozwala lokalnym rolnikom zarobić dodatkowo kilkadziesiąt dolarów rocznie, co jest dużym podreperowaniem budżetu. Niestety, „fair trade” nie jest do końca tak „fair” jakby się wydawało. Wszystko wytłumaczone jest krok po kroku w dalszej części rozdziału.
Następnie przyjdzie zwiedzić nam slumsy w Nairobi. Z jednej strony Gigiri, ekskluzywna dzielnica z ogromnym kampusem biur Organizacji Narodów Zjednoczonych, a parę kroków dalej Kibera, falujący ocean z dykty, blachy falistej i kartonu, w którym mieszka masa biedoty. Tutaj nie ma dróg, a jedynie klepiska, dzieci bawią się na górach śmieci, a fekalia lądują w foliowych workach na dachach kartonowych domów. O Kiberze było i jest na tyle głośno, że pojawiają się tutaj międzynarodowi politycy i celebryci, gdyż chcą pokazać się w prawdziwym afrykańskim slumsie. Był Obama, który powiedział „Kocham was wszystkich, moi bracia, wszystkich, moje siostry”, po czym poradził młodym ludziom, aby powstrzymywali się od seksu, bo inaczej zachorują na AIDS. Po premierze „Wiernego ogrodnika” ten zapomniany przez boga kawałek ziemi stał się jeszcze bardziej znany. Według różnych danych na terenie slumsów mieszka od 170 do 600 tysięcy ludzi. To już miasto w mieście, a może nawet państwo w państwie. Tutaj sprawiedliwość wymierza się sama, za kradzież jest tylko jedna kara – śmierć. Masz szczęście jeśli zgarnie cię policja, bo możesz uniknąć linczu, ale często policjanci „są ślepi”. Problem tego miejsca nie może zostać rozwiązany od 2001 roku. Co jakiś czas politycy i organizacje pozarządowe wpadają na pomysł zrównania z ziemią tego miejsca i wybudowania w zamian taniego osiedla socjalnego. Z obiecanych w 1995 roku 800 tysięcy mieszkań, do tej pory wybudowano 1146. Dlaczego? Ponieważ świetna lokalizacja powodowała, że mieszkania rozchodziły się po urzędnikach i ich rodzinach, po tych którzy zapłacili więcej.
Dowiemy się również czym jest „Jaboya” i jak dużą jest ilość zachorowań na AIDS w rejonie jeziora Wiktorii. Dlaczego średnio jeden mężczyzna ma około 8-10 partnerek seksualnych w ciągu roku i czy to norma, że kobiety płacą za wiele rzeczy swoim ciałem.
„Dziękujemy za palenie” jest dziełem brutalnym i naturalistycznym. Ukazuje pomoc, która z racji mentalności afrykańskiej ludności, skazana jest na niepowodzenie. Każdy z reportaży podparty jest badaniami i raportami zawierającymi przerażające liczby. Niestety, afrykański kontynent skazany jest na powolne umieranie, przyczynia się do tego także biały człowiek kierujący się żądzą pieniądza i dążeniem do władzy. Bogactwo zasobów naturalnych powoduje, iż korporacje na pierwszym miejscu stawiają zyski, a później dopiero los ludzki. Naprawdę warto przeczytać książkę Adama Leszczyńskiego.