Było ich troje: Katarzyna, Olgierd i Marcin vel Klunej. Wszyscy zakochani w przyrodzie, po studiach przyrodniczych, gotowi na najbardziej spartańskie warunki, aby poczuć naturę, móc ją eksplorować, bronić, zgłębiać, odkrywać. Spotkali się w Bieszczadach, w chatce na jednej nodze.
Konikiem Katarzyny były wilki, chciała je chronić i edukować ludzi, że można żyć z nimi na jednym terenie. Że nie trzeba do nich strzelać, że można ochronić owce. Nie była jeszcze profesjonalistką, co to to nie. Fakt, była dumna, twarda i zadziorna, ale zdawała sobie sprawę, że bez praktyki teoria to za mało. Marzyła jej się możliwość obserwacji stada wilków. Stanąć z wilkiem oko w oko. Tak też się stało. Z wysokiej gałęzi miała szczęście obserwować wilczą rodzinę. Myślę, że poczuła się jak członek watahy. Niektórzy uważali ją za świrniętą, inni podziwiali. A inni chcieli przegonić wilki...
Wśród ludzi, tak jak zwierząt, jest hierarchia, są przeczucia i uczucia (choć Olgierd uparcie twierdził, że wilki to sam chodzący instynkt). Tych troje połączyła wspólna pasja, wzajemne wsparcie i przyjaźń. Przyjaźń między kobietą i facetami? Może tak, może nie. Nie zdradzę.
Przyjaźń pomiędzy wilkami a człowiekiem? Może tak, może nie. Ale zawsze znajdzie się ktoś, kto chce być silniejszy i chce zaznaczyć swoją wyższość w sposób ostateczny.
Książkę czyta się świetnie. Nurowska jak zawsze pisze po prostu jak jest. Nakarmić wilki to nieduża książka, ale ma w sobie całą esencję. Nie za dużo, nie za mało. Niezbyt eko, niezbyt kobieca, niezbyt romansidło ani obyczaj, wydaje się nad wyraz życiowa. Autorka nie powiela schematów choć czytając już kolejną jej książkę można wychwycić 'schemat Nurowkskiej'.
Napiszę tylko, że książkę czytałam w pociągu i musiałam mocno zaciskać gardło i suszyć wiatrem oczy, żeby się nie rozbeczeć. Najpierw ze wzruszenia, a potem ...
Bardzo polecam, a ja dziś pędzę po kontynuację - Requiem dla wilka.