Maria Nurowska akcję swojej książki osadziła w bieszczadzkich lasach. Poświęciła ją wilkom i to właśnie one są spoiwem i motywem przewodnim.
Katarzyna - studentka SGGW ma przeprowadzić w Bieszczadach badania do swej pracy doktoranckiej dotyczącej migracji wilków. Wprowadza się do prowizorycznej chaty wybudowanej w środku lasu, którą oprócz niej zamieszkują dwaj inni naukowcy - Marcin i Olgierd. Badania przyszłej pani doktor polegały na obserwacji życia i zwyczajów wilków.
Trudy życia w prymitywnych warunkach sprawią, że tych troje, początkowo wobec siebie nieufnych połączy prawdziwa przyjaźń, a za czasem pomiędzy dwojgiem z nich pojawi się coś więcej. Pierwsza nocna obserwacja wilków staje się początkiem wielkiej fascynacji Katarzyny, a kolejne bliższe spotkania z watahą sprawiają, że pomiędzy dziewczyną a wilkami wytwarza się niemal mistyczna więź. Jej ogromne wyczucie i znajomość natury tych zwierząt pozwalają na dogłębne obserwacje. Wilki podchodzą do niej coraz bliżej.
Autorka przybliża nam kontakt z dziką prawie nieskażoną naturą. Niemal czuć wilczy oddech na plecach i słychać wycie watahy. Książka to podkreślenie istoty pasji w życiu człowieka, a nie tylko pieśń pochwalna natury. Ponadto jest też o uczuciowych rozterkach i wewnętrznym rozłamie w życiowych wyborach.
Ja osobiście uważam, że książka "Nakarmić wilki" nie jest zła...jest po prostu niedopracowana. Pozycji nie odradzam i czasu spędzonego na czytaniu nie żałuję, bo jednak temat jest warty poznania oraz nieprzeciętny.
Było ich troje: Katarzyna, Olgierd i Marcin vel Klunej. Wszyscy zakochani w przyrodzie, po studiach przyrodniczych, gotowi na najbardziej spartańskie warunki, aby poczuć naturę, móc ją eksplorować, bronić, zgłębiać, odkrywać. Spotkali się w Bieszczadach, w chatce na jednej nodze.
Konikiem Katarzyny były wilki, chciała je chronić i edukować ludzi, że można żyć z nimi na jednym terenie. Że nie trzeba do nich strzelać, że można ochronić owce. Nie była jeszcze profesjonalistką, co to to nie. Fakt, była dumna, twarda i zadziorna, ale zdawała sobie sprawę, że bez praktyki teoria to za mało. Marzyła jej się możliwość obserwacji stada wilków. Stanąć z wilkiem oko w oko. Tak też się stało. Z wysokiej gałęzi miała szczęście obserwować wilczą rodzinę. Myślę, że poczuła się jak członek watahy. Niektórzy uważali ją za świrniętą, inni podziwiali. A inni chcieli przegonić wilki...
Wśród ludzi, tak jak zwierząt, jest hierarchia, są przeczucia i uczucia (choć Olgierd uparcie twierdził, że wilki to sam chodzący instynkt). Tych troje połączyła wspólna pasja, wzajemne wsparcie i przyjaźń. Przyjaźń między kobietą i facetami? Może tak, może nie. Nie zdradzę.
Przyjaźń pomiędzy wilkami a człowiekiem? Może tak, może nie. Ale zawsze znajdzie się ktoś, kto chce być silniejszy i chce zaznaczyć swoją wyższość w sposób ostateczny.
Książkę czyta się świetnie. Nurowska jak zawsze pisze po prostu jak jest. Nakarmić wilki to nieduża książka, ale ma w sobie całą esencję. Nie za dużo, nie za mało. Niezbyt eko, niezbyt kobieca, niezbyt romansidło ani obyczaj, wydaje się nad wyraz życiowa. Autorka nie powiela schematów choć czytając już kolejną jej książkę można wychwycić 'schemat Nurowkskiej'.
Napiszę tylko, że książkę czytałam w pociągu i musiałam mocno zaciskać gardło i suszyć wiatrem oczy, żeby się nie rozbeczeć. Najpierw ze wzruszenia, a potem ...
Bardzo polecam, a ja dziś pędzę po kontynuację - Requiem dla wilka.