logo
Wrong email address or username
Wrong email address or username
Incorrect verification code
back to top
Search tags: -ludzie
Load new posts () and activity
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2019-09-28 17:46
Ludzie. Krótka historia o tym, jak spieprzyliśmy wszystko - Tom Phillips,Maria Gębicka-Frąc

Bardzo dobra książka napisana z humorem, jednak z każdą przeczytaną kartką robi się coraz mniej śmiesznie. Tom Phillips zapoznaje nasz z przykładami głupich decyzji człowieka, z których nie wyciągamy żadnych wniosków. Na jednej z ostatnich stron całkiem zrobiło się mało śmiesznie, kiedy przeczytałem zdanie: "Szacuje się, że już siedemset tysięcy ludzi umiera rocznie z powodu infekcji bakteriami opornymi na antybiotyki".Książki i filmy sf czasem ukazują jakie zagrożenie może przybyć z kosmosu. Autor przedstawia, że może - to będą nasze śmieci. Polecam. Można dobrze się i ubawić podczas lektury, zabawa jednak musi spowodować refleksyjne spojrzenie na ponoć najbardziej "rozumny" gatunek saska żyjący na trzeciej planecie od Słońca.

Like Reblog Comment
review 2016-12-26 16:05
Ludzie na walizkach - Szymon Hołownia

Są historie, które warto poznać.

Są historie, które zmieniają sposób postrzegania świata.

Są historie, które mogą dać impuls do zmian.

I są historie, po których zaczynasz się zastanawiać nad sensem życia.

 

"Ludzie na walizkach" to wywiady przeprowadzone przez Szymona Hołowni z ludźmi po przejściach. Tak najłatwiej można opisać tą książkę. Przed każdym wywiadem jest kilka słów o danej osobie czy osobach. Później zaś zaczyna się wywiad, który jest ciekawy, smutny, a czasem nawet dający siłę do zmagania się z własnymi problemami. 

 

Pamiętam jeszcze, iż była taki kanał: religia.tv. Na nim Szymon Hołownia miał swój program, miał kilka programów, lecz jeden z nich nosił tytuł "Ludzie na walizkach. Spotykał się tam z ludźmi, którzy dużo przeszli, by opowiedzieli swoim cierpieniu, bólu, walce z nim. Mam wrażenie, iż ta książka jest zbiorem wywiadów z tamtego programu wybranych pewnie przez Hołownie. Możliwe, że się mylę, jednak to skojarzenie sprawiło, iż troszkę gorzej oceniam całą tą książeczkę.

 

Wywiady z książce nie są tylko z ludźmi, którzy wiele przeszli. Bowiem znajdziemy w niej wywiady z lekarzami. Przeważnie po każdym wywiadzie z osobą czy rodziną cierpiącą pojawiał się wywiad z lekarzem, który mógł się jakoś odnieść do wcześniejszej historii. Mógł też opowiedzieć o cierpieniu z medycznego punktu widzenia. 

 

Choć książka jest smutna, to daje również nadzieję. Bowiem jak się widzi, iż rodzice, którzy widzieli ogromne cierpienie swojego syna, a przez to sami przeżywali ból psychiczny, bowiem nie mogli mu pomóc, a pomimo tego nie poddali się, nadal mają nadzieję na lepszą przyszłość, to ciężko samemu inaczej nie spojrzeć na swoje życie, zauważyć w nim plusy, których wcześniej się nie dostrzegało.

 

Można by nawet stwierdzić, iż książka ta może być świetnym motywatorem do zmiany swojego życia. 

 

Nikt nie chce cierpieć, nikt nie chce czuć bólu, a jednak jest on wpisany w nasze życie i czasem nie mamy innego wyjścia jak z nim żyć bądź walczyć. Na szczęście świat idzie do przodu, medycyna potrafi walczyć nawet z ciężkim bólem. Jednak nadal są przypadki, gdy medycyna jest bezradna.

 

Nigdy nie rozumiałam stwierdzenia, iż "cierpienie uszlachetnia". Nadal go nie rozumiem, nie rozumiem gdy mówi to osoba, która nie ma pojęcia, czym jest prawdziwe cierpienie. Potrafię jednak zrozumieć, gdy mówią to osoby cierpiące, bo może to stwierdzenie ich jakoś motywuje, daje im siłę do życia? Jednak, czy cierpienie naprawdę uszlachetnia? Sprawia, iż jesteśmy lepsi? Czy nie jest jednak tak, iż chcemy, aby ból przestał istnieć? I czy jednak nie jest lepiej, gdy powstają nowe, lepsze metody na leczenie bólu i cierpienia?

 

Każdy z wywiadów jest inny. Pozostawia całkiem inne emocje. Trudno jest wybrać jeden najlepszy. Dlatego wybierać nie będę. Napiszę za to o kilku, które zapamiętałam. 

 

Wywiad pt. "Mądrość bólu" przeprowadzony z Janem Dobrowskim zapamiętam, bo dotyczył mody na tabletki jak również bólu - a raczej faktu, czy jest on prawdziwy czy urojony.Pojawiło się tam również pytanie o powstawanie bólu. Lecz najważniejszym dla mnie był fragment dotyczący kultury chrześcijańskiej i pojmowania w jej bólu. Pojawia się tam bardzo ważne zdanie, o którym często zapominamy:

 

Ludzie, którzy doświadczają bólu, pragną tylko jednego - żeby on się skończył, żeby mogli stawać się lepszymi ludźmi, dbając o swoje dzieci, pracując czy spotykając się ze znajomymi.

 

Drugim wywiadem, który też na pewno pozostaje w mojej pamięci jest "Pamięta pan Hioba" z Kazimierzem Szałatą. Ciekawa rozmowa, która porusza kwestie etyczne, moralne, tego, gdzie zaczyna się jakaś granica, a gdzie się kończy. Dużo w nim teoretyki, jednak po nim człowiek się naprawdę zaczyna zastanawiać nad tym, gdzie leżą pewne granice. W wywiadzie w tym również pojawia się zdanie, a raczej kilka zdań, które warto zapamiętać. One pojawiają się również na okładce. 

 

Pozostałe wywiady również zawierają zdania, fragmenty, które do cytowania są świetne. Ale najważniejsze to to, że każdy z tych zdań pozostaje w pamięci i sprawi, iż człowiek inaczej zaczyna patrzeć na wiele sfer życia. Dlatego też tak krótka książka jest tak bardzo wartościowa i dlatego też warto ją poznać i przeczytać. 

Like Reblog Comment
review 2016-09-11 10:23
Lektura szkolna, której nie przeczytałam w szkole.
Ludzie bezdomni - Stefan Żeromski

Dzisiaj będzie bardzo krótki post, bo niestety, ale dzisiejszego dnia mam dość. I to chyba dzięki tej lekturze. Nie mam pojęcia, dlaczego pomyślałam, iż ta książka mi się spodoba. Nie wiem. I chyba lepiej nie wiedzieć.

Przy "ludziach bezdomnych" wymęczyłam się niesamowicie. Chociaż muszę przyznać, iż początkowo byłam ciekawa dr Tomasza Judyma. Tak, początek (gdzieś do pamiętnika Joasi) mi się podobał. Natomiast później miałam coraz bardziej dość tej lektury.

Irytował mnie dr Judym, choć równocześnie mi imponował. Ciągle mam do niego mieszane uczucia. Joasię polubiłam. Wątek miłosny był, chociaż jak dla mnie mogłoby go nie być. Relacje głównego bohatera z innymi były różne. Ogólnie bohater potrafił sprawić, by inni go nie lubili, choć chciał dobrze. Widać, że się starał, ale... życie ;)

Więc tak. Strasznie powoli akcja idzie do przodu. Jest mnóstwo opisów przyrody, które mnie nudziły, mało dialogów i dużo nie potrzebnych wątków (jak dla mnie). Ogólnie historia mogłaby być piękna i romantyczna. Ale dla mnie jest tylko nudna.

Niestety, ale wczorajsza książka ("Duma i uprzedzenie") jeszcze nie jest skończona. A na dzisiaj mam już dość czytania. Więc postaram się ją skończyć niebawem... :)

 

Plusy:
--> historia
 
Minusy:
--> długie opisy
--> powolna akcja
---> nuuuuda
Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-11-11 17:15
Jak przeżyć w mrocznych czasach
Ludzie w mrocznych czasach - Hannah Arendt

„Ludzie w mrocznych czasach” to zbiór szkiców biograficznych ludzi, którym dane było zyć lub umrzeć w czasach terroru faszystowskiego lub zawieruchy rewolucyjnej tuż po I wojnie światowej. Z ubolewanie musze przyznać, że niektóre osoby były mi obce o ich istnieniu dowiedziałem się dopiero z kart książki H. Arendt.

Polecam tę książkę, tym których interesuje temat, z pewnością sięgną po nią, a inni może przeczytają jej fragmenty do czego zachęcam. Jednakże silenie się przeze mnie mija się z celem, gdyż znalazłem stronę z kompleksowym omówieniem książki http://wyborcza.pl/1,75475,17302129,Grudzinska_Gross_o__Ludziach_w_mrocznych_czasach_.html?disableRedirects=true

W rozdziale poświęconym H. Brochowi znajdujemy ciekawe spostrzeżenie dotyczące wolności: „Wolność to dla Brocha drzemiące w każdym ‘ja’ anarchiczne dążenie do ‘nieskrępowania’ przez drugiego człowieka, już w świecie zwierząt reprezentowane przez tak zwanych ‘samotników’. Człowiek – o ile ulega dążeniu własnego ‘ja’ do wolności – to ‘anarchiczne zwierzę’. Ponieważ jednak człowiek nie potrafi obyć się bez drugiego człowieka, czyli jest niezdolny to tego żeby w pełni urzeczywistnić swoje archaiczne skłonności, próbuje podporządkować sobie i zniewolić innych ludzi”.

Właśnie w ucieczce przed zniewoleniem i poszukiwaniem wolności niektórzy muszą udać się na emigrację. Emigrujemy tam gdzie możemy poczuć się swojsko, jak W. Benjamin w Paryżu. Arendt porównuje je do mieszkania „I jak nie zamieszkuje się mieszkania i nie czyni się go przytulnym w ten sposób, że się go używa – do spania, spożywania posiłków czy do pracy – ale przez to, że się w nim przebywa, tak też w mieście zamieszkuje się wtedy, gdy można sobie pozwolić na bezcelowe przechadzki (…).

Po lekturze książki, w której głównie szukałem informacji o Heideggerze, znalazłem bardzo ciepły opis Róży Luksemburg.

Jeszcze raz napisze bardzo dobra pozycja, dobrze napisana, biografie oroszone fragmentami twórczości. Choć nie jest to łatwa lektura, pozwala jednak spojrzeć na ludzi, którym przyszło życi w mrocznych czasach i potrafili, niektórzy, je przeżyć.

Like Reblog Comment
show activity (+)
review 2015-08-31 19:29
Mario Ybl jest najważniejszy
Wszyscy ludzie przez caly czas - Guzowska Marta

Kiedy myślimy: Grecja, oczami wyobraźni widzimy skąpane w słońcu plaże, błękitne niebo, lazurową wodę mórz sąsiadujących z lądem oraz antyczne budowle. Jeśli oglądamy serwisy informacyjne, to o Grecji możemy także pomyśleć w kontekście politycznym. Natomiast będąc po lekturze książki Marty Guzowskiej „Wszyscy ludzie przez cały czas”, dostarczymy naszej wyobraźni kolejnych bodźców. Grecja nie będzie już tylko rajem z folderu turystycznego jakiegoś biura turystycznego, czy krajem pogrążonym w kryzysie finansowym, ale zacznie nam się jawić także jako mroczna przestrzeń, godna uwiecznienia w kryminale noir. Dzieje się tak, ponieważ Marta Guzowska akcję powieści umieściła w czasie, w którym greckie wyspy nie są oblegane przez turystów, czyli w porze wiosennej. Jest chłodno, wilgotno i ponuro. Idealny czas, aby na jednej z greckich wysp zaczęła snuć się misterna fabuła kryminalna, obfitująca w zdarzenia, dzięki którym czytelnikowi zostałaby przybliżona mentalność greckiego społeczeństwa. Duży plus więc za wybór pory roku, w której dzieje się akcja.

 

Ale fabuła potrzebuje także bohaterów. Krwistych, oryginalnych i najlepiej takich, z którymi czytelnik mógłby się identyfikować, lub do których mógłby zapałać szczerą sympatią. Przy czym bohater wcale nie musi być osobą sympatyczną. Mamy więc Mario Ybla, światowej sławy antropologa, dla którego kości nie mają żadnych tajemnic. Jaki jest Mario? To ekscentryk nie szanujący norm komunikacji międzyludzkiej – opryskliwy i mówiący bez ogródek, zwykle zrażający do siebie interlokutorów. Trzeba jednak przyznać, że to oryginał wyraźnie wybijający się na tle innych bohaterów kryminalnych. Za to także należy się duży plus, bo nie jest łatwo stworzyć oryginalnego bohatera kryminalnego. Większość powieściowych detektywów – chociaż Mario wcale nie jest detektywem – jest ulepionych zazwyczaj na tę samą modłę: alkoholik z nieułożonym życiem osobistym, pracoholik, świetny śledczy. Mimo że Mario także ma problemy z alkoholem, a jego życie osobiste leży w gruzach, jak po silnym trzęsieniu ziemi, to jest coś, co go wyróżnia. Różnica tkwi w specyfice języka, którym posługuje się antropolog. Jestem przekonana, że nie jeden czytelnik bawił się przednio czytając dialogi, w które wdawał się Mario.

 

I niestety. Chociaż bardzo bym chciała, plusy ostatniej powieści Marty Guzowskiej na powyższych dwóch według mnie się kończą. Wprawdzie mamy Grecję w porze idealnej dla konwencji kryminalnej, to zupełnie nie czujemy mrocznego klimatu. Pozostaje wrażenie nie wykorzystanego potencjału. Klimat budują przede wszystkim przestrzenie i ludzie, kultywowane przez nich tradycje. Mimo że uczestniczymy w greckim pogrzebie, jesteśmy świadkami obchodów Wielkiego Tygodnia, to po lekturze książki wcale nie jesteśmy bogatsi o wiedzę na temat specyfiki tych obrządków w Grecji. Nie widzimy także uroku greckiej wyspy. Oczywiście autorka w posłowiu pisze, że: „Problem z pisaniem kryminałów polega na tym, że nie można się za bardzo zachwycać pięknem otoczenia. A problem z pisaniem kryminałów z Mariem Yblem, który opowiada historie w pierwszej osobie liczby pojedynczej, a do tego jest ponurym frustratem, polega na tym, że nie mogłam w tej powieści pokazać, jak bardzo kocham Grecję”, ale nie można się z nią zgodzić. Na przykład zachwyt rodzimymi górami autorów „Ślebody” jest w ich powieści tak wyczuwalny, że sugestywnie oddziałuje na czytelnika i zupełnie przeczy twierdzeniu, że w kryminałach nie można zachwycać się pięknem otoczenia. Można. Do tego w sposób w ogóle nie przyćmiewający intrygi kryminalnej. Ponadto mając nawet bohatera frustrata, mówiącego w pierwszej osobie, można przecież pokazać urok miejsca, w którym się on znajduje. Nawet jeśli będzie je opisywał z charakterystycznym sarkazmem, to inteligentny czytelnik zrozumie. Ale to tak na marginesie.

 

Natomiast Mario Ybl, mimo że reprezentuje typ bohatera kryminalnego szczególnie przeze mnie lubianego (uwielbiam antropologów, medyków sądowych i policyjnych profilerów), to nie do końca przypadł mi do gustu. Oczywiście nie chodzi mi tylko o subiektywne odczucia, ale także pewne niedociągnięcia w konstrukcji postaci. Odniosłam wrażenie, ale mogę się mylić, że w zamyśle Ybl miał być kimś w rodzaju geniusza w swojej dziedzinie. Nie łatwo jest stworzyć bohatera-geniusza, jak twierdził Arthur Conan Doyle – autor genialnego Sherlocka Holmesa, więc wiedział o czym mówi. I Mario faktycznie nie jest genialny. A przynajmniej nie udowadnia tego ani błyskotliwością, ani umiejętnościami. Słyszymy tylko, że jest najlepszym profesorem antropologii, ale nie widzimy go w autentycznej akcji. Chyba że za błyskotliwość uznamy jego złośliwości, a za autentyczne działanie znajomość nazw poszczególnych kości. Bo z dialogów tak naprawdę wypływa nie tyle humor, a zwykła złośliwości, której daleko do finezyjnego dowcipu.

 

Nie efektowna jest również intryga kryminalna. Morderca wyskakuje nam na końcu jak diabeł z pudełka, czy królik z kapelusza. Jesteśmy zdziwieni, ale nie zaskoczeni. I nie wierzymy. Motywacje morderców z reguły są niezrozumiałe dla ludzi o zdrowej psychice, ale zazwyczaj staramy się je zrozumieć poprzez czytanie kryminałów właśnie. Dzięki ostatniej powieści Marty Guzowskiej na pewno nie będziemy bliżej takiego zrozumienia. Psychologia postaci nie jest tutaj nawet powierzchowna, bo w ogóle jej nie ma.

 

Ponadto jest tu kilka spraw, które sprawiają wrażenie naciąganych, wręcz na siłę wmanewrowanych w akcję, aby ją tylko popchnąć do przodu: oglądanie zdjęć przez antropologa na miejscu, podczas gdy logika nakazywałaby przesłanie ich uprzednio mailem, aby nie wpakowywać się w niepotrzebne koszta (zwłaszcza, że finansowanie samych wykopalisk i tak nie jest szczodre); dziwna gra internetowa, którą prowadzi Karl; histeryczna reakcja Poli na wieść o tym, że Mario zamierzał pójść do łóżka z jedną z archeolożek (ta histeria jest trochę nie zrozumiała zważywszy na fakt, że uprzedni wyskok Maria z Aliki na Poli nie zrobił żadnego wrażenia)… Oczywiście ktoś mógłby mi teraz otworzyć książkę Guzowskiej na siódmej stronie i wskazać palcem motto („Nie żądam, żebyś mi wierzył. Po prostu opowiadam”). Tylko, że to nie chodzi o kwestię wiary, ale pewne złudzenie autentyczności. Autor może zabrać czytelnika nawet na księżyc i pokazywać mu tam życie jakiejś społeczności, a czytelnik wcale nie musi, a nawet nie powinien, w to wierzyć, ale powinien mieć wrażenie, że świat przedstawiony jest logiczny. Gdybym była złośliwą recenzentką, zakończyłabym w tym miejscu cytatem z książki (takim: „Możesz oszukać wszystkich przez jakiś czas, albo kilka osób przez cały czas, ale nie zdołasz oszukiwać wszystkich ludzi przez cały czas”.), ale nie jestem. Staram się tylko być uczciwym czytelnikiem, zawsze piszącym o swoich wątpliwościach.

 

Podsumowując, „Wszyscy ludzie przez cały czas” jest właściwie powieścią tylko o Mario Yblu. On tu jest najważniejszy. Czytelnicy, którzy pokochali ekscentrycznego antropologa z pewnością będą zachwyceni. Ja jednak z ciekawością przeczytałabym książkę, w której Maria byłoby mniej, więcej natomiast Grecji, archeologii (wszak autorka jest doktorką archeologii! Ależ to byłoby ciekawe!) i psychologii.

 

Na koniec jeszcze dwie uwagi techniczne. W tekście wiele razy pojawiają się wtręty w języku greckim, które nie zostały przetłumaczone, a jak mniemam, większość czytelników nie zna greckiego, więc pozostają one dla większości czytających po prostu niezrozumiałe. Krytyczne uwagi należą się także korekcie. Literówki zdarzają się nawet w najlepszych wydawnictwach, więc zazwyczaj staram się je bagatelizować. Jednak to już druga książka firmowana nazwiskiem dwóch tych samych korektorek, w której pojawiają się podobne błędy, zwracam więc na nie uwagę, kończąc tym samym moje omówienie.

More posts
Your Dashboard view:
Need help?